Geopolityka emocji (recenzja książki Dominique Moïsi)


Dominique Moïsi, Geopolityka emocji. Jak kultury strachu, upokorzenia, nadziei przeobrażają świat, przeł. Renata Włoch, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012, 256 s.

 

Wiedza o tzw. krytycznym podejściu do Stosunków Międzynarodowych, w tym do geopolityki krytycznej, jest w naszym kraju coraz szerzej popularyzowana. Polski czytelnik do tej pory mógł się zapoznać z pracami wpisującymi się w ten nurt m.in. dzięki podręcznikowi Wprowadzenie do geopolityki Colina Flinta[1] oraz pośrednio książce Yves’a Lacoste Geopolityka Śródziemnomorza[2]. Nurt krytyczny jest bezpośrednio związany z postpozytywistycznym sposobem uprawiania nauki, jego cechą zasadniczą jest antyfundacjonalistyczna ontologia[3] – podważenie opinii, że rzeczywistość istnieje w sposób na tyle obiektywny, że możliwe jest formułowanie w stosunku do niej praw o charakterze przyczynowo-skutkowym. Innymi słowy, aby zrozumieć politykę, należ analizować m.in. dyskurs i język, którymi posługują się aktorzy, celem jest bowiem ustalanie znaczenia pojęć, opisywanie tożsamości oraz odnajdywanie ukrytych przejawów władzy. W tym nurcie podejściem rozwijającym się najprężniej jest podejście konstruktywistyczne. W obrębie Stosunków Międzynarodowych jako dyscypliny stanowisko konstruktywistyczne zasadniczo kwestionuje roszczenia realistów strukturalnych[4] i ich przekonanie, iż są w stanie formułować prawa[5].

W teorii Stosunków Międzynarodowych uznaje się, że czynniki wpływające na politykę zagraniczną danego podmiotu można skatalogować za pomocą matrycy składającej się z dwóch grup zjawisk. Z jednej strony są to wyznaczniki polityki zagranicznej: międzynarodowe, zewnętrzne i krajowe, z drugiej strony mogą one mieć charakter obiektywny lub subiektywny[6]. Dominique Moïsi, dystansując się od podejścia realistycznego, wpisuje się w konstruktywistyczny pogląd, iż rzeczywistością jest to, co postrzegamy, a nie to, co jest. Jego podejście badawcze jest klarowne – dane uznawane za obiektywne, takie jak położenie geograficzne, a tym bardziej mapy demograficzne, gospodarcze i polityczne, są w rzeczywistości zmienne, a tym samym względne. W tym kontekście zauważa, że np. w wyniku globalnego ocieplenia zmieniają się powierzchnie lądów, podobnie względne są dane demograficzne, które nieraz w historii były fałszowane. Cypr na mapach tureckich jest podzielony na dwie części, a na greckich jest jednym państwem. Innym przykładem jest Polska, która była wymazywana z mapy, by ponownie się na niej pojawić. Ta względność, którą podkreśla Moïsi, jest tak wszechobecna, że staje się jasne, że nawet czynniki „obiektywne”, w których tak lubują się ci, którzy deklarują naukowe, pozytywistyczne podejście do historii, są w gruncie rzeczy głęboko subiektywne (s. 49). Autor wychodzi z dwóch założeń. Pierwsze, teoretyczne, mówi, iż bez uwzględnienia emocji nie sposób wyjaśniać procesów politycznych. Drugie, natury normatywnej, zakłada, że emocje są jak cholesterol, istnieją w dobre i złej odmianie, i trzeba znaleźć między nimi właściwą równowagę (s. 11).

Esej bazuje na subiektywnych obserwacjach zanotowanych w trakcie licznych podróży Moïsiego po całym świecie. Dla niego świat jest nie tyle areną zderzenia cywilizacji, jak sugerował Samuel Huntington, ile miejscem ścierania się emocji[7]. W Geopolityce emocji wskazano trzy kultury wyrastające z trzech głównych emocji[8]: kulturę nadziei, kulturę upokorzenia oraz kulturę strachu. Zasadnicze dla wywodu jest uznanie, że emocje mają znaczenie, ponieważ wpływają na podejmowane przez ludzi decyzje[9], działanie emocji jest cykliczne oraz, co najważniejsze, emocje można zmieniać. Celem książki jest stworzenie emocjonalnej mapy globalizacji. Sam autor zauważa, że próba stworzenia mapy struktury emocjonalnej naszego świata może być przedsięwzięciem ryzykownym, ale udawanie, że te struktury nie istnieją, byłoby jeszcze bardziej niebezpieczne (s. 57). By wspomnianą mapę stworzyć, konieczna jest odpowiedź na trzy zasadnicze pytania: Czy te trzy [...] nastroje mają szersze znaczenie? Czy reprezentują jakieś podstawowe tendencje kulturowe charakterystyczne obecnie dla określonych regionów i społeczeństw? Jeśli tak, to w jaki sposób te różne emocje mogły wpłynąć na konflikty polityczne, społeczne i kulturowe, które trapią dzisiaj świat? (s. 18-19). Historia świata jest w tej narracji historią masowych emocji. Traktat westfalski to instytucja mająca okiełznać namiętności rozpalone religijną żarliwością, stłumione nim uczucia wybuchły ze zdwojoną siłą w trakcie rewolucji francuskiej, stłumione kongresem wiedeńskim zostały ponownie rozbudzone Wiosną Ludów. Okres pomiędzy rewolucją rosyjską 1917 r. a końcem komunizmu to czas, w którym uczucia narodowe zostały zastąpione przez ideologie. Obecnie to próby zdefiniowania własnej tożsamości są spiritus movens procesów dziejowych.

Na wstępie pojawia się pytanie, jak badać emocje i jak ustalać siłę ich oddziaływania? Moïsi odsyła czytelników do np. interpretacji architektury i sztuki wyrażającej stan danego narodu lub do wysokości poziomu inwestycji we własnym kraju czy wskaźnika urodzeń, by zmierzyć wskaźnik wiary społeczeństwa we własną przyszłość. Autor wyraźnie zastrzega, że choć emocje są kategorią uniwersalną, to jego podejście jest dużym uproszczeniem, ponieważ nierzadko nawet w obrębie jednego państwa dają się obserwować przejawy działania różnych emocji. Wspominane powyżej trzy kultury oddają stopień wiary w siebie. Optymistyczna pewność swojego losu i chęć planowania przyszłości charakteryzuje kulturę nadziei, na drugim biegunie znajduje się kultura strachu charakteryzująca się niepewnością swoją przyszłość, pomiędzy nimi znajduje się kultura upokorzenia.

Kultura nadziei jest charakterystyczna dla Azji. Interesująca jest uwaga autora na temat tego, jak zmienił się stereotyp Indii w ostatnich kilkudziesięciu latach – z synonimu duchowości stały się synonimem gospodarki. W tym kontekście Moïsi przypomina, że pojęcie Azji i Azjatów jest konstrukcją stworzoną przez świat zachodni. Innymi słowy, stereotypizującym uproszczeniem, podobnym do opisanego przez Edwarda Saida pojęcia Orientu. Azjaci bowiem nie mają w europejskim sensie wspólnej historii, religii, nie mają też wspólnego wroga i wspólnego kulturowego układu odniesień. Nadzieja jest cechą przede wszystkim indyjskich i chińskich elit, optymistycznie spoglądających na ich przyszłą rolę w świecie. Nadzieja nie jest jednak wspólnym mianownikiem dla całego regionu – inne emocje dominują zdaniem autora w Japonii (strach i zwątpienie) czy w Pakistanie (upokorzenie).

Moïsi niekiedy wydaje się w swoich rozważaniach niekonsekwentny. W książce znajdują się uwagi, iż stary kontynent powinien wystrzegać się europocentryzmu, a jednak opisy niektórych krajów świadczą o tym, iż sam autor nie ustrzegł się roli recenzenta innych nacji. Z jednej strony czytelnik dowiaduje się, że chińska polityka zagraniczna, zwłaszcza w kontekście Birmy, Iranu czy Afryki, jest błędna, a szansą dla Chin jest wymiana elit – na ich [Chin – B.S.] czele muszą stanąć ludzie kierujący się zrozumieniem wspólnego dobra (s. 75). Z drugiej jednak strony autor uważa, że Nie powinniśmy oceniać tego państwa jedynie przez pryzmat jego stosunku do demokracji [...]. Nie możemy i nie powinniśmy narzucać im własnych kategorii (s. 77). Pogodzeniem tych dwóch wykluczających się postaw jest dla Moïsiego ekwilibrystyka wymagająca wrażliwości na dyplomatyczne niuanse. Wydaje się, że brak jednoznaczności wynika nie tylko z dyplomatycznego doświadczenia autora, ale jest również cechą każdego podejścia (postpozytywistycznego/krytycznego), które z jednej strony deklaruje bezstronność, z drugiej ferując opinie i oceny w oczywisty sposób podważające neutralność. W podobny paradoks wpisują się diagnozy sformułowane w kontekście przyszłości wspominanych już Indii. Autor stwierdza bowiem, że [...] nie wystarczy przekształcić Indii na wzór zsekularyzowanej Europy ani materialistycznych Chin. Jeśli w ogóle istnieje model odpowiedni dla Indii, są nim Stany Zjednoczone [...] (s. 85).

Sporo miejsca Moïsi poświęcił Japonii. Sukces gospodarczy Kraju Kwitnącej Wiśni przestał być postrzegany przez jego sąsiadów jako powód upokorzenia. Przeciwnie, zdaniem autora coraz częściej to sami Japończycy zaczynają czuć się upokorzeni sukcesami ekonomicznymi Chin. W tym kontekście warto jeszcze zwrócić uwagę na różnicę dotyczącą postrzegania zła oraz lęku przed nim w Japonii i w Europie. Europejczycy utożsamiają źródło zła z bliźnim, który może wyrządzić komuś krzywdę. Ponadto mieszkańcy starego kontynentu obawiają się zła, które przyrodzie może wyrządzić człowiek, podczas gdy Japończycy zło lokują w przyrodzie i mocniej czują lęk przed złem, jakie człowiekowi mogą wyrządzić siły natury niż vice versa. Obserwacja ta brzmi szczególnie interesująco w kontekście tragedii, jaka dotknęła Japonię w marcu 2011 r.

Kultura upokorzenia opisuje głównie świat arabski oraz w mniejszym stopniu świat islamu. Upokorzenie wiedzie muzułmanów nie tylko ku najbardziej radykalnym poglądom, ale również w stronę kultury nienawiści. Jednym z jej katalizatorów było utworzenie państwa Izrael odczytywane przez Arabów jako akt wpisujący się w logikę kolonialnego działania Europejczyków i szerzej Zachodu – znaczenie miała nie tyle wielkość tego kraju, ile jego centralne „położenie emocjonalne” (s. 107). W tym miejscu należy wytknąć autorowi, iż nazywał jedynie nieco innym językiem powszechnie znane fakty, jednak sam problem nie został w żaden twórczy sposób rozwinięty. Natomiast Moïsi słusznie zauważa, że uczucie upokorzenia łatwo staje się przedmiotem politycznej manipulacji, czego przykładem może być opublikowanie w 2005 r. w europejskiej prasie karykatur Mahometa. Co ciekawe, największe wzburzenie ten fakt wywołał nie wśród muzułmanów w Europie, ale w krajach od niej odległych, gdzie kultura upokorzenia jest najbardziej żywa (s. 112). Rok 2005 był również rokiem, w którym Francją wstrząsnęły na dużą skalę zamieszki ludności muzułmańskiej. Zajścia te opisują w książce frazy bliskie postmodernistycznemu sposobowi opisu. Uczestnicy zamieszek zostali scharakteryzowani w następujących słowach: zazwyczaj mieszkają w podmiejskich gettach, bliskich i zarazem dalekich od miast, których blask, dynamizm i przepych kontrastuje boleśnie z ich codziennością. Dlatego w czasie zamieszek w listopadzie 2005 roku francuscy muzułmanie palili szkoły (republikańskie symbole mobilności społecznej, które ich wykluczały) oraz samochody (kapitalistyczne symbole mobilności fizycznej, którymi nie mogli się cieszyć) (s. 130).

W nieodległej przeszłości nasilenie poczucia upokorzenia w świecie muzułmańskim ulegało zmianie. Zenit osiągnęło po przegranej wojnie sześciodniowej w 1967 r., osłabło po klęsce inwazji radzieckiej na Afganistan w 1989 r. Pozostaje jednak kwestią otwartą ambiwalentna reakcja świata arabskiego i islamskiego na wydarzenia z 11 września 2001 r. Poniżenie może przerodzić się bowiem w nienawiść, a sam proces transformacji jest katalizowany przez dostępność do środków masowej komunikacji, która powoduje, że świadomość upokorzenia emanuje w różnych kierunkach nie tylko z Zachodu w inne regiony świata, w tym na obszar Bliskiego Wschodu i inne miejsca, gdzie żyje muzułmańska diaspora, w tym również do zachodniej Europy.

Kultura strachu wpływa głównie na politykę Stanów Zjednoczonych i Europy. Obecnie Amerykanie stawiają sobie pytanie: co ze sobą zrobiliśmy?[10] Strach stał się szczególnie obecny w amerykańskim myśleniu po zamachach z 11 września 2001 r. To uczucie lęku ma swoje negatywne konsekwencje w słabnięciu ideału demokratycznego i rosnącej ingerencji władzy w sferę prywatną obywateli. Należy jednak wytknąć autorowi, że nazbyt uprościł sytuację w USA, komentując kampanię prezydencką 2008 r. jako starcie kandydata strachu, Johna McCaina, z kandydatem nadziei, Barackiem Obamą (s. 173).

Natomiast starym kontynentem powodują różne odmiany strachu. Wszystkie te obawy dają się sprowadzić do jednego mianownika – lęku o swoje przeznaczenie. Zburzenie w 1989 r. muru berlińskiego było w Europie kulminacją kultury nadziei. Obecnie jednak dla Moïsiego symbolem narastającego strachu było odrzucenie w 2005 r. przez Francuzów i Holendrów Traktatu ustanawiającego Konstytucję dla Europy (następnie odrzucenie traktatu lizbońskiego w pierwszym referendum przez Irlandczyków w 2008 r.). Pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami zaszła w świadomości Europejczyków głęboka metamorfoza. Autor dopatruje się jej bezpośrednich przyczyn w wydarzeniach, które miały miejsce przez ostatnie dwadzieścia lat. Upadkowi komunizmu towarzyszył lęk przed ponownym zjednoczeniem Niemiec, swoją negatywną rolę odegrał również brak reakcji na wojnę w byłej Jugosławii. Kropkę nad i postawił niedawny kryzys gospodarczy. Pytaniem, które nurtuje teraz mieszkańców starego kontynentu, brzmi: kim jesteśmy?

Przesłaniem płynącym z całej pracy jest przekonanie, że światu, by mógł dalej się rozwijać w pokojowych warunkach, niezbędna jest nadzieja. Jak ją zaszczepić w ludzkich umysłach, tego niestety autor nie zdradza czytelnikom.

Książka Dominique’a Moïsiego Geopolityka emocji. Jak kultury strachu, upokorzenia, nadziei przeobrażają świat jest pozycją interesującą, ponieważ stanowi nieczęsty w Polsce przykład refleksji prowadzonej w duchu konstruktywistycznym. Tym samym w książce tej można prześledzić wszystkie te słabości, które teoretycy Stosunków Międzynarodowych wskazują w nurtach postpozytywistycznych, czyli arbitralność sądów, wyższość formy nad treścią, skupianie się na samym języku niekiedy kosztem faktów.

 

Autor jest wykładowcą Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie i Uniwersytetu Jagiellońskiego

 

 

 



[1] C. Flint, Wstęp do geopolityki, przeł. J. Halbersztat, Warszawa 2008.

[2] Y. Lacoste, Geopolityka Śródziemnomorza, przeł. R. Stryjewski, Warszawa 2010.

[3] Zob.: P. Furlong, D. Marsh, A Skin Not a Sweater: Ontology and Epistemology in Political Science, [w:] Theory and Methods in Political Science, red. D. Marsh, G. Stocker, New York 2010, s. 181-211.

[4] Zob.: K.N. Waltz, Struktura teorii stosunków międzynarodowych, przeł. R. Włoch, Warszawa 2010.

[5] Zob.: A. Wendt, Społeczna teoria stosunków międzynarodowych, przeł. W. Derczyński, Warszawa 2008.

[6] Zob. np.: Współczesne stosunki międzynarodowe. Podręcznik akademicki, red. T. Łoś-Nowak, Wrocław 2010, s. 78-80.

[7] D. Moïsi, The Clash of Emotions, Foreign Affairs” 2007, Vol. 86, Issue 1, s. 8-12.

[8] Powyższemu przyporządkowaniu wymyka się, jak zauważa autor, kontynent afrykański i Ameryka Południowa oraz Rosja, Iran i Izrael, miejsca, w których wszystkie te emocje są ze sobą tak silnie wymieszane, że nie da się jednoznacznie wskazać, która z nich przeważa.

[9] Zob.: J. Lehrer, How We Decide?, Boston 2009.

[10] Tym kontekście warto odnotować wydane w 2011 r. książki: Thomasa L. Friedmana i Michaela Mandelbauma That Used to be Us oraz Nialla Fergusona Civilization. The West and the Rest. Motywem przewodnim obu publikacji są rozważania na temat aktualnej kondycji Zachodu oraz wyzwań, jakie stawia przed nim wzrost znaczenia nowych potęg.



Błażej Sajduk - Politolog i historyk myśli politycznej, pracownik Zakładu Myśli Politycznej na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, adiunkt Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. J. Tischnera w Krakowie. Sekretarz redakcji „Kultury i Polityki” – Zeszytów Naukowych WSE, lider Katedry Stosunków Międzynarodowych Klubu Jagiellońskiego. Opublikował (z Włodzimierzem Bernackim) "Monarchię Narodową", Kraków 2009 – wybór tekstów Leszka Adolfa Gembarzewskiego. Jest ponadto autorem rozdziałów w książkach oraz kilkudziesięciu artykułów naukowych i popularnonaukowych z zakresu współczesnej politologii oraz polskiej myśli politycznej. W 2011 r. nakładem OMP ukazała się monografia jego autorstwa pt. "Socjologia tłumu, psychologia narodów i historiozofia w myśli społeczno-politycznej Jana Karola Kochanowskiego (1869–1949)".

Wyświetl PDF