Heroizm romantyczny w wykładach Thomasa Carlyle’a, Ralpha Waldo Emersona i Adama Mickiewicza


I

 

Pojęcie heroizmu, nieobecne we wszystkich wcześniejszych epokach w rozwoju europejskiej kultury, w okresie romantyzmu ulega zasadniczym przemianom. Zmienia się repertuar cnót uznawanych za heroiczne, panteon postaci bohaterskich godnych uwagi i naśladowania. Cenione są czyny dotychczas nieuwzględniane w refleksji nad heroicznością, a aksjologia romantyczna przewartościowuje dotychczasowy porządek norm moralnych i nadrzędnych ideałów, jakimi w swoim życiu ma się kierować jednostka, zwłaszcza zaś jednostka wybitna. W niniejszym artykule chciałbym zająć się kilkoma reprezentatywnymi przykładami romantycznej refleksji nad heroizmem i heroicznością. Problem ten wybija się na pierwszy plan w wygłoszonych w latach 40. XIX wieku wykładach Thomasa Carlyle’a z Wielkiej Brytanii, Ralpha Waldo Emersona ze Stanów Zjednoczonych i Adama Mickiewicza, polskiego poety na emigracji we Francji.

            Szkocki pisarz i historyk Thomas Carlyle wątek ten podjął już w latach 1830., jednak dopiero w kolejnej dekadzie wygłosił wykłady, w których jego idea heroizmu osiąga postać w pełni dojrzałą. Wykłady te weszły później w skład tomu Bohaterowie, cześć dla bohaterów i pierwiastek bohaterstwa w historii. W maju 1840 roku, w wystąpieniu inaugurującym cykl poświęcony heroicznym postaciom w dziejach świata, mówił:

 

Historia tego, czego ludzkość w tym świecie dokonała, jest w gruncie rzeczy historią wielkich ludzi, którzy na to pracowali. Ci bowiem wielcy ludzie byli przewodnikami ludzkości, wzorodawcami i w pewnym znaczeniu twórcami wszystkiego, co całe zbiorowisko ludzi zdołało zrobić, czego zdołało dosięgnąć.[1]

 

Do wielkich ludzi zaliczał Carlyle nie tylko postaci związane z działalnością polityczną, ale też przywódców religijnych, uczonych, pisarzy i poetów.

            Kilka lat później w polemikę z Carlylem wszedł amerykański myśliciel, Ralph Waldo Emerson, który w swoich wykładach poświęconych – jak określa wybitne jednostki – „przedstawicielom ludzkości” dokonał podobnego doboru postaci. Jak mówił Emerson:

 

(…) istota nasza została zwielokrotniona przez spuściznę tych, co byli przed nami i dla nas tworzyli. Z jakąż łatwością przyswajamy sobie ich dzieła! (…) Życie nasze otoczone jest słonecznym kręgiem wiadomości, wynikiem pracy ludzi zmarłych.[2]

 

             W niemal tym samym czasie wykłady z katedry w Collége de France głosił Adam Mickiewicz, a jednym z ważniejszych tematów kursu poświęconego literaturze słowiańskiej była heroiczność postaci związanych z historią narodów słowiańskich. W wykładzie z 20 grudnia 1842 roku zauważył, że:

 

(…) w polityce, jak i w sztuce, zjawiają się zawsze jednostki przewodniczące epokom i cokolwiek by czyniła duma ogółu, trzeba przejść poprzez indywidualności; trzeba iść ich śladem, podobnie jak żeglarze przepływający morza muszą trzymać się drogi tych, którzy dokonali pierwszych odkryć, choć potem mogą spostrzeżenia ich uzupełniać.[3]

 

            Wszyscy omawiani tu twórcy w podobny sposób konstruują swój panteon bohaterów, kładąc nacisk na zbliżone ich cechy, a jednocześnie zwracają uwagę na te same formy działalności. Co ciekawe, o ile Emerson i Carlyle znali się dobrze i prowadzili intensywną wymianę poglądów, to Mickiewicz – o ile nam wiadomo – pism Carlyle’a nie znał w ogóle, natomiast z Emersona miał okazję zapoznać się jedynie z pierwszą serią jego Esejów, wydaną w Stanach Zjednoczonych w roku 1841. Tym ciekawszy jest więc fakt, że między wszystkimi trzema autorami dochodzi do tak daleko idących podobieństw zarówno w doborze omawianych postaci, jak i przypisywanych im atrybutów.

            Chciałbym w pierwszej kolejności przyjrzeć się grupie postaci uznanych przez Carlyle’a, Emersona i Mickiewicza za heroiczne, próbując jednocześnie wskazać na podkreślane przez omawianych twórców cechy wspólne „bohaterów ludzkości” oraz na takie formy działalności herosów, które uznawali za najważniejsze, by wreszcie spróbować odsłonić intencje stojące za takim właśnie doborem.

 

II

 

Emerson, Carlyle i Mickiewicz mówią o wielkości ludzi związanych z rozmaitymi dziedzinami życia. Wielcy ludzie nie mają jednej, określonej domeny działania. W tej kwestii wszyscy trzej pisarze zgadzają się ze sobą. Wśród omawianych przez nich postaci znalazł się więc nie tylko cesarz Francuzów, władcy Polski i Rosji (co byłoby może wyborem oczywistym), ale też na przykład duchowni (Knox u Carlyle’a, Hozjusz, Augustyn Kordecki i ksiądz Marek u Mickiewicza). W panteonie bohaterów znalazło się też miejsce dla pisarzy – nie tylko tych najbardziej znanych, jak Rousseau czy Goethe. Carlyle oddaje na przykład cześć swojemu krajanowi, Robertowi Burnsowi.

            Szkocki historyk uważa, że wszystkie brane przez niego pod uwagę typy bohaterstwa tylko pozornie nie mają ze sobą wiele wspólnego[4], a w rzeczywistości są różnymi przejawami tej samej mocy, siły, tego samego ducha: w gruncie rzeczy wielki człowiek, taki, jakim wychodzi z rąk natury, jest zawsze jednego i tego samego rodzaju istotą. (…) Ludzie ci są z jednej i tej samej gliny[5].

            W innym miejscu Carlyle snuje przypuszczenia dotyczące potencjału, jaki tkwi w każdym człowieku odznaczającym się wielkością:

Przypuszczam, że dobry, dzielny wojak najczęściej okazywał się także zarazem dobrym i dzielnym udoskonalaczem, wynalazcą, działaczem i pracownikiem we wszystkich kierunkach, albowiem prawdziwa dzielność, różniąca się od dzikości okrutnej, stanowi podstawę wszystkiego.[6]

Sposób istnienia wielkiego człowieka, zakres jego działalności i jej charakter są więc wtórne wobec samej istoty bohatera i bohaterstwa. Carlyle posuwa się nawet do stwierdzenia, że wielki człowiek powinien umieć odnajdywać się w różnych rolach, a cech koniecznych do sprawowania rządów czy do bohaterskiej walki nie może być pozbawiony także i poeta, który owe rządy i walki ma opisywać. Mówi o poecie:

Poeta, który byłby zdolnym jedynie do tego, aby, usiadłszy na krześle, komponować stance, nie potrafiłby nigdy napisać stanców wielkiej wartości. Nie zdołałby opiewać wojownika bohaterskiego, gdyby sam nie był też co najmniej bohaterskim wojownikiem. Myślę, że tkwi w nim i polityk, i myśliciel, i prawodawca, i filozof.[7]

            Podobną myśl odnajdujemy w czwartym kursie prelekcji Mickiewicza w Collège de France. Wieszcz wskazuje też źródła tego podobieństwa między herosami – wszyscy wielcy ludzie, niezależnie od tego, czym konkretnie się zajmowali, czerpali moc z tego samego ducha. Stąd biorą się nie tylko podobieństwa między wielkimi ludźmi, ale również sposób ich oddziaływania na innych.

Wielcy ludzie wielkich epok twórczych, ci, co tworzyli prawa, co odnosili zwycięstwa, co przynieśli światu ułamki wyższej filozofii i arcydzieła sztuki, wszyscy oni są podobni między sobą; wszyscy działali pod wpływem tego samego ducha i wpływ, jaki na bliźnich wywierali, był zawsze tejże samej natury.[8]

Nie inaczej uważał też Emerson. Autor Przedstawicieli ludzkości chętnie zrównuje różne rodzaje bohaterstwa, uznając, że postrzegana przez ludzi działalność bohaterów jest tylko odbiciem tego, co ma miejsce w świecie rzeczywistym, to jest w świecie duchów[9]. Emerson wyznaje:

Podziwiam wielkich ludzi wszelkiego rodzaju, bohaterów czynu i bohaterów myśli, kocham dzikich „biczów bożych” i cichych „ulubieńców ludzkości”. Kocham pierwszego cezara i Karola V-ego; Karola XII-ego ze Szwecyi, Ryszarda Plantageneta i Bonapartego. Sympatyą obdarzam człowieka, który wydoła życiu – urzędnika, wypełniającego swe obowiązki bez względu na to, czy jest hetmanem, ministrem lub senatorem. Kocham człowieka-mocarza, stojącego silnie na żelaznych stopach, z dobrego rodu, bogatego, pięknego, wymownego, o zaletach olśniewających – człowieka, który czarem swej osobistości przyciąga ludzi i czyni ich pomocnikami swej potęgi. Berło i miecz, lub talenty, umiejące posługiwać się berłem i mieczem, kierują sprawami naszego świata.[10]

            Chociaż wszyscy trzej pisarze tak stanowczo podkreślają jedność i tożsamość bohaterstwa poszczególnych jednostek, nietrudno zauważyć, że kilka dziedzin działalności wielkich ludzi w szczególny sposób zaprząta ich uwagę. We wszystkich trzech zbiorach znajdziemy słowa poświęcone przywódcom religijnym. U Carlyle’a będzie to Odyn, uznawany przez autora Sartora Resartusa za człowieka ubóstwionego po śmierci przez potomnych, czy Mahomet – ale także przywódcy ruchów reformacyjnych, Marcin Luter i John Knox. Dla Mickiewicza taką postacią będzie przeor klasztoru jasnogórskiego, Augustyn Kordecki, ale też kardynał Hozjusz czy święty Wojciech. Mickiewicz krótko mówi też o znaczeniu Mahometa[11]. Odpowiednikiem tych postaci u Emersona może być Swedenborg – według amerykańskiego filozofa to właśnie religia była tym polem, na którym objawiła się „moc” Swedenborga.

            W panteonie bohaterów nie brak też postaci związanych z życiem politycznym – na pierwszy plan wysuwa się tu rzecz jasna Napoleon Bonaparte. Szczególną wagę przywiązuje do niego Mickiewicz i trudno przecenić rolę, jaką w biografii, także duchowej, Mickiewicza odegrał cesarz Francuzów. Autor Dziadów był zafascynowany tą postacią już od wczesnej młodości[12], natomiast dla Mickiewicza-towiańczyka Napoleon staje się prorokiem nadchodzącej nowej ery chrześcijaństwa, przywódcą nie tylko politycznym, ale przede wszystkim duchowym – Napoleon wywarł niezmierny wpływ duchowy na kraje słowiańskie, znacznie większy od wpływu wynikającego z jego działań wojennych i politycznych[13]. Bonaparte jest też tematem osobnych wykładów Emersona i Carlyle’a, choć nie przyznaje mu się tu tak szerokich kompetencji. Zwłaszcza Carlyle zdaje się usuwać go w cień postaci, którą uważał za dużo ważniejszą – owianego w ówczesnej Brytanii złą sławą królobójcy – Olivera Cromwella, którego szkocki historyk próbuje zrehabilitować w oczach swoich rodaków[14].

            Najszerszy krąg wielkich ludzi we wszystkich trzech przypadkach związany jest jednak z działalnością na polu literackim. Najmniej widoczne jest to może u Mickiewicza, który do kręgu bohaterów nie wprowadza zbyt wielu poetów, pisarzy czy mówców. Za wielkich uznaje przede wszystkim Reja i Kochanowskiego, Długosza i Skargę. Emerson z kolei składa hołd Szekspirowi i Goethemu, ale nie odmawia wielkości także Michelowi de Montaigne. Szekspir jest też drogi Carlyle’owi, który autora Hamleta określa wręcz jako „prawdziwego króla Anglików”. Innym poetą, któremu nie można odmówić wielkości, jest – zdaniem Carlyle’a – Dante. Z kolei do grona publicystów – men of letters – stanowiących osobną grupę bohaterów – zalicza Carlyle doktora Samuela Johnsona, poetę Roberta Burnsa i Jana Jakuba Rousseau, choć sam autor Bohaterów przyznaje, że postacią, która w tej kategorii wybija się na plan pierwszy, jest Goethe.

 

III

 

Już samo pobieżne spojrzenie na Przedstawicieli ludzkości, Literaturę słowiańską i Bohaterów pozwala stwierdzić, że teksty te nie są pozbawione funkcji autokreacyjnej. Wydaje się, że możliwa jest interpretacja wykładów jako prób odnalezienia – czy też zasugerowania słuchaczom – własnej roli przez pisarzy: Emersona starającego się zaprezentować jak najlepiej angielskiej publiczności, Carlyle’a walczącego o swoje miejsce w intelektualnej elicie Anglii, a wreszcie Mickiewicza, którego ówczesną rolę wśród polskich emigrantów trudno przecenić.

            Jako pierwszy z omawianej trójki swoje wykłady wygłosił Thomas Carlyle. To, co w szczególny sposób może przykuwać uwagę, to dość specyficzny dobór omawianych przez Carlyle’a postaci. Dominują takie, do których Carlyle miał bardzo osobisty stosunek, niewiele zaś jest takich, w stosunku do których mógłby zachować obiektywizm. Omawiając na przykład życiorys Cromwella, podkreśla wielokrotnie, że biedny nasz Cromwell – wisi dotychczas jeszcze na szubienicy i nigdzie nie może znaleźć odważnego obrońcy[15], u Lorda Protektora Anglii nie szuka żadnych wad, a wszystko, co ewentualnie można by traktować jako wadę, Carlyle obraca na pożytek tej postaci. Staje się w ten sposób właśnie obrońcą dobrej czci Cromwella, obrońcą – jak sam o sobie mówi – odważnym.

            O tym, że Cromwell był dla Carlyle’a postacią bardzo ważną, nie trzeba przekonywać. Dość wspomnieć kilkutomowy zbiór pism, listów i przemów Cromwella, przygotowywany przez szkockiego historyka przez szereg lat. Carlyle przyjmuje jednak także rolę apologety Szekspira i odkrywcy prawdy o Napoleonie, który był tylko wielkim narzędziem, przed czasem zniszczonym, zanim przestało być pożyteczne[16]. Staje się też pojednawcą zwaśnionych odłamów chrześcijaństwa, kiedy wychwala wzniosły katolicyzm Dantego[17] na równi z poczynaniami ojców religii, w której sam się wychowywał, Lutra i Knoxa, których główną domeną nie jest odwrócenie się od Kościoła (jak twierdzą katolicy), ale próba przywrócenia na ziemi prawdziwie boskiego porządku[18]. Zabieg ten jest jeszcze bardziej wyrazisty, gdy Carlyle mówi o Robercie Burnsie, dając swoim słuchaczom następujący opis tej postaci:

Burns to człowiek oryginalny, olbrzym, jeden z tych, którzy sięgają głębin wiecznych i stają w szeregu bohaterów. I człowiek ten przyszedł na świat w biednej chatce w Ayrshire. Największa dusza ziem brytyjskich zjawiła się wśród nas w postaci wieśniaka szkockiego o rękach zgrubiałych. (…) Po wszystkie dni życia udziałem jego była bolesna i nierówna walka. Stawał jednak do niej mężnie, jako człowiek mądry, prawy, niezwyciężony, połykając codziennie w milczeniu tyle ciężkich cierpień, walcząc jak bohater nieznany, chociaż nikt artykułów o jego szlachetności nie pisał, chociaż nie wotowano mu srebra![19]

Tak zakreślony zarys biografii Burnsa mógłby równie dobrze pasować do samego Carlyle’a.

            Szczególną uwagę należy też zwrócić na wykład poświęcony men of letters – publicystom. Carlyle zaznacza, że zamierza w tym wypadku skupić się na trzech osobach – Rousseau, Burnsie i Johnsonie. Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że właśnie w tym wykładzie Carlyle użył najszerszego wachlarza środków mających ukazać słuchaczom i czytelnikom rolę, jaką sam Carlyle ma do spełnienia. Najwyraźniej sam czuł się publicystą – nie byłby w stanie przyporządkować samego siebie do żadnej innej omawianej przez siebie grupy bohaterów. Jak twierdził, słowo posiada jeszcze większą moc osobliwą i nawet piszący książki mogą w pewnych okolicznościach uznać też za dogodne przemawianie, o czym świadczy nasze obecne zebranie[20]. Carlyle nie ukrywał zresztą przed słuchaczami swoich poglądów na szczególną rolę podobnych mu postaci:

Czy autor książki nie jest kaznodzieją, przemawiającym (…) dla wszystkich ludzi wszystkich czasów i miejscowości? (…) Nikt nie postawi pytania: skąd przyszedł, jak przedstawia się jego przeznaczenie, jakimi drogami doszedł do tego, kim jest dziś, co może popchnąć dalej jego bóg? (…) Dziennikarze, pamfleciści, poeci i pisarze są istotnym, czynnym i mocnym kościołem nowożytnym.[21]

            Warto może wspomnieć, że pytanie o to, na ile często mówiąc o bohaterach Carlyle próbował tak naprawdę powiedzieć coś o sobie i swojej roli, stawiano już wcześniej. Już Edgar Allan Poe w latach 40. XIX wieku zarzucał Carlyle’owi, że nie pisze o bohaterach ludzkości, a jedynie o jej idolach, i że sam chętnie zostałby za takiego uznany[22].

            Bohaterowie ukazali się drukiem w roku 1840-1841 i niemal natychmiast trafili do rąk Emersona, już od jakiegoś czasu pracującego nad esejami o charakterze biograficznym, których bohaterami mieli być Szekspir, Goethe czy Napoleon. Ze względu na wydanie przez Carlyle’a Bohaterów i po to, by nie być utożsamianym ze szkockim pisarzem, Emerson decyduje się na opóźnienie publikacji swoich wykładów o kilka lat[23]. Jednakże zajmując się wielkimi ludźmi, amerykański filozof posługuje się wzorcem wypracowanym przez szkockiego historyka i podobnie jak on dzieli jednostki wybitne na pewne kategorie. Mówi więc o mistyku, sceptyku, filozofie, poecie, Napoleonie jako o przejawie „siły życiowej”, a wreszcie o pisarzu, zajmując się w tym wypadku Goethem. Właśnie stosunkowo krótki tekst poświęcony Goethemu jest momentem kulminacyjnym zbioru. Dzieje się tak dlatego, że Emerson właśnie pisarzy uznaje za wybrańców i obarczonych szczególnie doniosłą rolą do spełnienia.

Natura bogaciej wyposaża tych, którym wyższe poruczyła zadanie; są to uczeni i pisarze, widzący związek tam, gdzie tłum dostrzega zaledwie ułamki. Pragną oni wykazać związek wszechrzeczy i w ten sposób ująć oś, koło której obraca się wszechświat. Natura gorąco się troszczy o wytworzenie uczonych lub myślicieli. Tego celu nie traci ona nigdy z oczu, a uwzględniła go już przy Pierwszem ukształtowaniu rzeczy. Nie jest on zjawiskiem przypadkowem, lecz siłą organicznie konieczną, jednem z dóbr natury, przewidzianem i przygotowywanem od pra-początku w ogólnym związku rzeczy. Podniecają go natchnienia i przeczucia. W piersi jego żyje pierwien ogień, rozniecony przez poznanie prawdy pierwotnej, która niby słońce duchowe zsyła swe promienie do pokładów kopalnianych. Każda myśl, wyłaniająca się z duszy, w chwili powstania sama sobie wyznacza miejsce: kaprysu, lub myśli silnej, twórczej. Jeśli pisarz posiada taką podnietę wewnętrzną, to z drugiej strony nie brak też zachęty ni popytu na jego zdolności.[24]

            Ten fragment stosunkowo krótkiego eseju poświęconego Goethemu pozwala zobaczyć, jak wielką wagę przywiązywał Emerson do postaci uczonych i myślicieli. Bez wątpienia sam utożsamiał się właśnie z tą ostatnią grupą, co widać wyraźnie jeśli spojrzeć na pierwsze programowe teksty Emersona, jak esej Natura czy wykład Amerykański uczony. W pisanym przez całe życie Dzienniku znajdziemy uderzający wpis, który powstał w okresie przygotowywania Przedstawicieli ludzkości do druku. Emerson wymienia w nim wszystkie postaci, które omawia w swoich wykładach. Obok nich pojawiają się nazwiska członków Klubu Transcendentalnego:

 

Plato                                     Alcott

Swedenborg                                  Very

Shakespeare                                  Newcomb

Montaigne                          Channing

Goethe                                             RWE

Napoleon                            Thoreau[25]

 

            Zgodnie z tym zestawieniem, postacią pokrewną Platonowi ma być Amos Bronson Alcott, w swoim przekonaniu neoplatonik i autor sentencji wydanych jako Orphic Sayings (co prawda raczej wyśmiewanych niż docenianych). Swedenborgowi ma odpowiadać Jones Very, który nie zawahał się przed określeniem samego siebie jako drugiego wcielenia Chrystusa. Odpowiednikiem Szekspira jest Charles King Newcomb, autor niewielu wierszy, ale wśród nich poematu ku czci syna Emersona. Montaigne’owi ma odpowiadać Channing – zapewne William Henry Channing, uznawany za jednego z ojców ruchu transcendentalnego, a Napoleonowi – Henry David Thoreau, czyli autor eseju o obywatelskim nieposłuszeństwie, którego z Napoleonem łączyło chyba tylko zainteresowanie polityką (może jeszcze niski wzrost i rodzinne korzenie we Francji, ale to związek raczej nikły). Widniejące obok nazwiska Goethego inicjały „RWE” to inicjały samego Emersona. Takie zestawienie daje do myślenia, zwłaszcza wobec braku jakiegokolwiek towarzyszącego mu komentarza[26].

            Nie jest to zresztą jedyny przypadek, w którym Emerson stara się przybliżyć postaci historyczne do członków swojego najbliższego otoczenia. W innym miejscu o członkach Klubu Transcendentalnego powiada:

Ale ci wszyscy ludzie (…) pokazują tylko drogę, po której człowiek powinien stąpać wtedy, kiedy dusza posiada więcej zdrowia i zdolności. Ale niech tylko poczują godność swojego brzemienia, będą godni większej mocy. Ich serce jest arką, ukrywającą ogień, który rozpali się w szerszy i powszechny płomień.[27]

Bez wątpienia dla czytelników czasopisma „The Dial”, w którym wydrukowano te słowa, to właśnie nazwisko Emersona najsilniej kojarzyło się z ruchem transcendentalnym, czego sam filozof musiał być świadom.

            Wydawać by się mogło, że spośród trzech twórców tu omawianych najlepszą sposobność do kreowania własnego obrazu u odbiorców, mówienia o samym sobie, miał Adam Mickiewicz. Miał przecież nauczać o literaturze słowiańskiej, w której tworzeniu sam aktywnie uczestniczył. Mickiewicz wiele uwagi poświęca roli, jaką ma do spełnienia artysta, poeta – i właśnie w obrębie tych wypowiedzi można dopatrywać się tego, co chciał powiedzieć na swój własny temat.     Jednym z najważniejszych tu problemów jest miejsce, jakie w społeczeństwie zajmuje każdy artysta. Mickiewicz uważa więc, że

Nie pragnienie rozgłosu ani miłość sztuki mogą ukształtować poetę; do tego trzeba być z góry przeznaczonym, trzeba być tajemnymi węzły zespolonym z ziemią, którą kiedyś ma się opiewać; opiewać zaś znaczy nie co innego, jak objawiać myśl Bożą spoczywającą na tej ziemi i na narodzie, do którego poeta należy.[28]

            Prawdziwy poeta, poeta natchniony, dysponuje niezwykłą mocą – natchniony artysta tworzy boski kształt; obleka ciałem ożywiające go uczucie; kształt ten z kolei budzi natchnienie w ludzie[29]. Te wypowiedzi stanowią kolejny manifest dotyczący roli poety. Nie możemy przy tym zapominać o tym, z czyich ust one padają. Czwarty kurs prelekcji rozpoczyna od następującej deklaracji:

Teraz porzucamy sprawy cząstkowe i miejscowe interesy krajów słowiańskich; przystępujemy do drugiej części naszego kursu; mamy teraz wypełnić rzecz najistotniejszą, najgłębszą, najświętszą w powołaniu tego, kto się odważa poczytywać siebie za organ wielkich ludów. Przyszła pora, bym odpowiedział na wezwanie dochodzące z krain słowiańskich, w którym zalecono mi porzucić szczegóły, stać się głosem ducha słowiańskiego przemawiającego do geniuszu wielkiego narodu, wywołać tego ducha i jego tajemnice wytłumaczyć.[30]

            Mickiewicz w swej opinii staje się przedstawicielem wszystkich narodów słowiańskich, organem wielkich ludów, i ich sprawę ma reprezentować wobec Francuzów. To zadanie uznaje za najświętsze, a więc swoją pozycję określa w sposób bardzo precyzyjny. Swoje wykłady traktuje jako wypełnienie powierzonej mu misji[31]. Nie bez znaczenia są tu z pewnością okoliczności, w jakich poeta rozpoczął swoje wykłady[32], jak i kompetencje przypisane mu przynajmniej przez niektórych przedstawicieli Wielkiej Emigracji.

            Można się zastanawiać, na ile taka rola została przez Mickiewicza przyjęta dobrowolnie, a na ile była mu ona narzucana czy kształtowana przez jego otoczenie[33]. W bardzo krótkim czasie najpierw słynne improwizacje, a następnie wykłady Mickiewicza stały się sprawą dyskutowaną nie tylko przez grono osób będących ich naocznymi świadkami czy słuchaczami, ale także przez „lud” emigracyjny, poruszony tym wydarzeniem. Do budowania legendy Mickiewicza przysłużył się także Towiański, który w Kole Sprawy Bożej przyznawał „bratu Adamowi” szczególne miejsce. Nie było to w wypadku Mickiewicza zjawisko nowe – już w okresie filomackim zwracano na niego szczególną uwagę i przyznawano mu specjalne miejsce w grupie młodych poetów. Swój list z 10 maja 1820 roku rozpoczyna Tomasz Zan zwrotem arcy-promienisty Adamie[34], a sam Mickiewicz w wielu listach podpisywał się jako „Adam Napoleon”. Taka tendencja do przedstawiania Mickiewicza utrzymała się zresztą także i w późniejszych czasach - współczesna badaczka twórczości poety w taki sposób go opisuje: [Mickiewicz] jest jak wielki bohater, wielki święty bądź owładnięty przez demona. Tyle w nim mocy, wytrwania, heroizmu, odwagi i fanatycznej wprost – właśnie jak u bohaterów i świętych – wierności poślubionej idei[35].

            Okazuje się zatem, że podobnie jak Carlyle i Emerson pozostali niewymienionymi z nazwiska bohaterami swoich wykładów, tak i Mickiewicz, mówiący o romantycznym heroizmie, sam stał się jednym z romantycznych herosów.

 

Jakub Czernik jest adiunktem w Katedrze Komparatystyki Literackiej Wydziału Polonistyki UJ. Studiował na UJ (komparatystyka, MISH, studia podyplomowe w Katedrze UNESCO do Badań nad Przekładem i Komunikacją Międzykulturową) i University College London (SSEES). W 2013 r. obronił doktorat na Wydziale Polonistyki UJ. Laureat stypendium im. Stanisława Pyjasa (2008).



[1] T. Carlyle, Bohaterowie, cześć dla bohaterów i pierwiastek bohaterstwa w historii, Kraków 2006, s. 5.

[2] R. W. Emerson, Przedstawiciele ludzkości, przeł. M. Kreczowska, Kraków 1909, s. 12.

[3] A. Mickiewicz, Literatura słowiańska. Kurs trzeci, przeł. L. Płoszewski, oprac. J. Maślanka, Wydanie Rocznicowe, tom X, Warszawa 1998, s. 34. Literatura słowiańska według tego wydania to tomy VIII-XI.

[4] T. Carlyle, op. cit., s. 6.

[5] Ibidem, s. 45.

[6] Ibidem, s. 36.

[7] Ibidem, s. 77.

[8] A. Mickiewicz, op. cit., t. XI, s. 26.

[9] R.W. Emerson, op. cit., s. 125.

[10] Ibidem, s. 23-24.

[11] Zob. A. Mickiewicz, op. cit., t. X, s. 315.

[12] Trzecim imieniem Mickiewicza, przybranym przy bierzmowaniu, był właśnie Napoleon. Tym imieniem, z pominięciem nazwiska, podpisywał Mickiewicz niektóre listy w okresie filomackim. Już dojrzały poeta - emigrant ucieka przed ponurą rzeczywistością polistopadową właśnie w lata epopei napoleońskiej.

[13] A. Mickiewicz, op. cit., t. IX, s. 286. O znaczeniu postaci Napoleona dla kolejnych pokoleń romantyków – zwłaszcza polskich – zob. M. Janion, M. Żmigrodzka, Romantyzm i historia, s. 185. Autorki dowodzą, że epoka napoleońska wpłynęła nie tylko na nowe postrzeganie historii, ale także na zmianę myślenia o możliwościach jednostki, wielkiego człowieka kształtującego rzeczywistość dziejową zgodnie ze swoją wolą.

[14] Inną postacią z dziedziny polityki, której Carlyle nie bał się przyznać miana wielkiego, był król pruski Fryderyk II Wielki – jego siedmiotomowa biografia pióra Carlyle’a to dość ciekawy dokument zapatrywań starzejącego się autora Sartora Resartusa. Pod koniec życia Carlyle miał równie wielką atencją darzyć Bismarcka – zob. A. Małecka, Bohaterowie Thomasa Carlyle’a po latach, w: „Pismo literacko-artystyczne” nr 9(76)/1988, s. 36-41.

[15] T. Carlyle, op. cit., s. 189.

[16] Ibidem, s. 221-222.

[17] Ibidem, s. 94.

[18] Ibidem, s. 142.

[19] Ibidem, s. 172-173.

[20] Ibidem, s. 149.

[21] Ibidem, s. 148.

[22] Zob. R. Salmon, Thomas Carlyle and the Idolatry of the Man of Letters, w: “Journal of Victorian Culture”, nr 1(7)/2002, s. 1-22.

[23] Emerson dokonuje korekty swoich planów jeśli chodzi o porządek tworzenia i wydawania kolejnych dzieł – w roku 1844 ogłasza drukiem drugą serię swoich esejów. Dopiero wtedy, po wydaniu amerykańskim i przedruku angielskim, Emerson zdecydował się na wygłoszenie swoich odczytów poświęconych wybranym postaciom historycznym. Przygotowania do serii wykładów ukończył w roku 1845, po czym udał się najpierw w podróż po Nowej Anglii i kilku okolicznych stanach, a następnie do Europy. Znaczną część niemal dwuletniego pobytu na „starym kontynencie” poświęcił na zwiedzanie Wysp Brytyjskich. Za sprawą Carlyle’a łączyło się to z licznymi wykładami, których od Londynu po Edynburg i Glasgow dał Emerson kilkadziesiąt. To właśnie te wykłady złożyły się na Przedstawicieli ludzkości – a przynajmniej większość z nich, ponieważ autor Natury wykłady o wielkich ludziach przeplatał odczytami poświęconymi kwestiom bardziej ogólnym. Do Stanów Zjednoczonych wrócił jeszcze w roku 1848, ale Przedstawiciele ludzkości ukazali się dopiero w dwa lata później, w dodatku datowani na rok kolejny, 1851. Tak znaczne przesunięcie w czasie publikacji wykładów przez Emersona było z całą pewnością świadomym zabiegiem „Sokratesa z Concord”, który starał się uciec od przypięcia mu łatki ucznia Carlyle’a. Kwestię ówczesnych kontaktów Emersona z Carlylem i prób uniknięcia stosunku uczeń-mistrz ze strony Emersona omawia dokładnie K. Harris, Carlyle and Emerson. Their Long Debate, Cambridge, Massachusetts 1978, s. 51-58. O wykładach wygłoszonych przez Emersona na Wyspach Brytyjskich wiele pisał Townsend Scudder III. Zob. zwłaszcza następujące artykuły: Emerson in London and the London Lectures, w: “American Literature”, nr 1(8)/1936; Emerson’s British Lecture Tour, 1847-1848, w: “American Literature”, nr 1(7)/1935; A Chronological List of Emeron’s Lectures on his British Lecture Tour of 1847-1848, w: “PMLA”, nr 1(51)/1936.

[24] R. W. Emerson, op. cit., s. 257-258.

[25] Por. R. W. Emerson, The Journals and Miscellaneous Notebooks, ed. A. W. Plumstead, W. H. Gilman, The Belknapp Press of Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts 1975, t. XI, s. 173.

[26] Jedynym komentarzem, zdaje się, że raczej żartobliwym, pozostają tytuły umieszczone nad dwoma grupami. Postaci omawiane w Przedstawicielach ludzkości – to „Bigendians”, osoby z Klubu Transcendentalnego – to „Littleendians”. Emerson nawiązuje w ten sposób do Podróży Guliwera jednego ze swoich ulubionych twórców, Jonathana Swifta. „Bigendians” i „Littleendians” to dwie strony sporu o to, z której strony należy rozpocząć tłuczenie jajka – czy od strony końca grubszego („bigendians”), czy cieńszego („littleendians”), sporu, który według Swifta „był przyczyną sześciu rebelii, w których jeden cesarz stracił życie, a drugi – koronę”.

[27] R. W. Emerson, Transcendentalista, przeł. E. Gałęziowska [w:] „Pismo literacko-artystyczne”, nr 9(76)/1988, s. 91.

[28] A. Mickiewicz, op. cit., t. X, s. 30.

[29] Ibidem, t. X, s. 152.

[30] Ibidem, t. XI, s. 9.

[31] Zauważył to już Wiktor Weintraub, który jednocześnie stwierdził, że dla Mickiewicza funkcja wykładowcy była tak naprawdę funkcją kapłańską. Zob. W. Weintraub, Profesja i profesura. Mickiewicz, Michelet i Quinet, PIW, Warszawa 1975, s. 23.

[32] Objęcie profesury w Collége de France nastąpiło po okresie dla Mickiewicza bardzo trudnym, pobyt w Lozannie przyniósł wielkie trudności związane z wykładami, a owocem tego okresu było tylko kilka drobnych wierszy. Pierwszy wykład w Paryżu odbył się 22 grudnia 1840 roku. Trzy dni później, 25 grudnia, Mickiewicz przełamał w sobie „niemoc poetycką” i potrafił odbyć słynny pojedynek na improwizacje z Juliuszem Słowackim. Niecały tydzień później, 1 stycznia, Mickiewicz wygłosił kolejną improwizację. W trakcie pojedynku ze Słowackim mówił o poetyckim natchnieniu. 1 stycznia wygłosił proroctwo o przyszłym losie Polski – i na nowo poczuł się poetą-wieszczem natchnionym przez Boga.

[33] Sprawy te omawia m.in. Stefan Kawyn w książce Mickiewicz w oczach swoich współczesnych. Zob. S. Kawyn, Mickiewicz w oczach swoich współczesnych. Studia i szkice, Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 2001.

[34] Zob. Korespondencja filomatów. Wybór, oprac. Z. Sudolski, Wrocław 1999, BN I 293, s. 68.

[35] A. Witkowska, Mickiewicz. Słowo i czyn, PWN, Warszawa 1975, s. 234.

Wyświetl PDF