Dylematy konserwatywnego realizmu w obliczu komunizmu na przykładzie środowiska „Buntu Młodych” i „Polityki”


Tekst ukazał się w książce Polskie wizje i oceny komunizmu po 1939 roku, red. Rafał Łatka, Bogdan Szlachta, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2015

 

 

Obóz konserwatywny jest jedynym liczącym się przedwojennym środowiskiem politycznym, które w wyniku przejęcia władzy przez komunistów w Polsce uległo całkowitej anihilacji zarówno jako odrębny podmiot gry politycznej, jak i ośrodek kształtowania refleksji politycznej. W jego przypadku w przeciwieństwie do innych ugrupowań politycznych zjawisko to miało miejsce nie tylko w kraju, ale i na emigracji. Zwykle jeśli komuniści likwidowali bądź przejmowali kontrolę nad organizacjami politycznymi w kraju, to przynajmniej na uchodźstwie pozostawały niezależne formacje socjalistów, ludowców, narodowców czy nawet piłsudczyków. Z konserwatystami tak nie było. Złożyło się na to zapewne wiele czynników. Od strony praktycznej należy wskazać na swoiste „tąpnięcie pokoleniowe” wśród polskich zachowawców. Znaczna część politycznych i intelektualnych liderów konserwatywnych zmarła w latach 30., podczas wojny lub tuż po niej, jeśli zaś ją przeżyli, to byli raczej w wieku niesprzyjającym podejmowaniu większych wyzwań publicznych w tak trudnych czasach[1]. Ponadto radykalizm lat 30. spowodował, iż zakorzeniony w drugiej połowie XIX wieku styl politycznego myślenia nie znalazł wielu naśladowców wśród młodego pokolenia, skłonnego raczej angażować się na prawicy w ruchy nacjonalistyczne bądź piłsudczykowskie. Jedynym wybijającym się środowiskiem konserwatywnym w latach 30. było to skupione wokół pisma „Bunt Młodych”, potem „Polityki”. Oczywiście nie należy pomijać również charakteru polityki i ideologii komunistycznej – ultramodernistycznej, radykalnie skierowanej w celach i strategii przeciw ideologicznym i społecznym wartościom stanowiącym główny punkt odniesienia wizji zachowawczej, tj. ziemiaństwu i Kościołowi – składnikom organicznie pojmowanej wspólnoty narodowej. O ile konserwatyści potrafili formułować konstruktywne programy polityczne w sytuacji zależności politycznej od innego państwa, o tyle zazwyczaj czynili to w oparciu o jedną z dwóch wskazanych (lub obie) instytucji życia wspólnotowego Polaków, szukając często bądź na gruncie szlacheckim (A. Wielopolski), bądź katolickim (ultramontanie) porozumienia z państwem zaborczym. Rzadko kiedy konserwatyści operowali jedynie formalnym argumentem posłuszeństwa wobec istniejącego rządu, uzupełniali go zazwyczaj postulatami o charakterze materialnym, tj. dbałości o konkretnie zidentyfikowane elementy tożsamości narodowej. Nadchodząca władza komunistyczna zdecydowanie wrogo odnosiła się do wszelkich wartości, które wspierali konserwatyści. Jednak o ile zachowawcy po 1945 r., jako odrębny obóz polityczny czy intelektualny przestali istnieć, to pozostały jeszcze osoby wywodzące się z tego środowiska i uformowane przez tą szkołę myślenia o polityce, które musiały stawiać diagnozy i wytyczać kierunki działania w nowych okolicznościach.

W obliczu przewidywanych rewolucyjnych porządków sowieckich w Polsce głównym punktem argumentacji konserwatywnej pozostał szeroko rozumiany realizm polityczny, który z jednej strony pragnął w sytuacji beznadziejnej ratować resztki „substancji narodowej” (przeważnie w oparciu o obronę praw Kościoła, dlatego wielu przedwojennych konserwatystów odnajdujemy wśród współpracowników „Tygodnika Warszawskiego” czy „Tygodnika Powszechnego”), ale z drugiej strony poszukiwał, jak dawni konserwatyści, płaszczyzny porozumienia z władzą w oparciu tym razem o ofertę geopolityczną (tzn. akceptację sojuszu z ZSRR w zamian za rezygnację komunistów z totalnego wymiaru działań politycznych). Jednak to złudzenie porozumienia geopolitycznego trwało krótko. Wraz z umacnianiem się pozycji PPR w Polsce, konserwatyści zostali postawieni w sytuacji daleko posuniętej defensywy, w której wszelkie historyczne analogie z czasami zaborów traciły swą moc[2].

Konserwatywny realizm był z zasady sceptyczny wobec emigracji politycznej jako postawy wyzutej z realnych problemów wspólnoty żyjącej pod obcą władzą; postawy skłonnej tym samym do politycznej nieodpowiedzialności. Stąd nic dziwnego, że duża część przedwojennych konserwatystów wróciła do kraju bądź pozostała w nim (o ile miała wybór), rezygnując z aktywności politycznej (np. Jan Bobrzyński czy Janusz Radziwiłł[3]), bądź podejmując niezwykle karkołomną próbę działania na wspomnianych powyżej obszarach. Na drogę emigracyjną zdecydowało się niewielu. Stanisław Cat-Mackiewicz czy Jerzy Giedroyc poszukiwali możliwości realnego służenia sprawie polskiej na uchodźstwie, zdając sobie jednak sprawę, jak i krajowcy, z niezwykle ograniczonej możliwości wpływu i ciężaru odpowiedzialności.

Z pewnością, jak wspomniano, w rzeczywistości krajowej i emigracyjnej w drugiej połowie lat 40. trudno mówić o środowisku czy polityce zachowawczej w pełnym tego słowa znaczeniu; natomiast z pewnością ludzie zakorzenieni w tym stylu myślenia, odnajdujący się w niezwykle trudnych czasach, przywoływali jednak argumenty zakorzenione w konserwatywnym realizmie, dopisując epilog do stuletniej historii rodzimej tradycji zachowawczej. Ci w kraju próbowali kontynuować, ich zdaniem zasadną, politykę Wielopolskiego, a pozostający na emigracji trzymali się zasady „po pierwsze nie szkodzić” i wyczekiwania na dogodną ewolucję układu politycznego, pozwalającą na poszerzenie zakresu podmiotowości społecznej w Polsce „ludowej”. Z racji pokoleniowej to właśnie ludzie z kręgu „Buntu Młodych” i „Polityki” stanęli najpełniej przed powojennymi dylematami, stąd stanowią najlepszy probierz dla badanego zagadnienia.

 

Zamierzone – bądź nie – dziedzictwo Adolfa Bocheńskiego

 

Kazimierz Michał Ujazdowski w swoim opracowaniu koncepcji politycznych Adolfa Bocheńskiego zauważył odnośnie powojennych losów środowiska dawnych „mocarstwowców”, iż spora grupa współpracowników „Polityki” na czele z jego bratem [tj. Aleksandrem Bocheńskim – przyp. MZ] wybrała współpracę z reżimem[4]. W rzeczy samej prace w kraju o różnym charakterze zaangażowania w system bądź lojalnej opozycji wobec niego podejmują m.in. Aleksander Bocheński, bracia Mieczysław i Ksawery Pruszyński, Jan Meysztowicz, Jan Winniewicz, Stefan Kisielewski, Konstanty Łubieński, Stanisław Stomma czy Kazimierz Studentowicz. Ujazdowski sugeruje, iż sam Adolf Bocheński ze względów charakterologicznych wybrałby kierunek raczej Giedroycia niż Pruszyńskich[5]. Jednak o ile kwestia osobistego wyboru Adolfa Bocheńskiego pozostaje sprawą otwartą i nierozstrzygalną, to niewątpliwie w publicystyce najważniejszych dawnych publicystów „Polityki” widoczny jest mniejszy bądź większy wpływ koncepcji autora Między Niemcami a Rosją na przyjęcie takiej, a nie innej strategii działania w latach 40.

Przypomnijmy, przed wybuchem II wojny światowej Adolf Bocheński zdecydowanie skrytykował krótkowzroczność polityki równowagi i zaproponował nowe dynamiczne postrzeganie relacji międzynarodowych. Po pierwsze zakładał wyższość racji stanu nad względami ideologicznymi; po drugie w relacjach zagranicznych nie przyjmował stałych dogmatów, polityka polska winna elastycznie definiować własne cele, w zależności od polityki prowadzonej przez sąsiadów[6]. Nie ma stałego paradygmatu antyniemieckiego bądź antyrosyjskiego – wszystko zależy od układu sił w danej chwili[7]. Ponadto krytykując teorię równowagi Bocheński wskazywał na konieczność utrzymywania antagonizmu rosyjsko-niemieckiego, co można było czynić jedynie poprzez występowanie przeciw stronie, która pragnie porozumienia z przeciwnikiem, wzmacnianie zaś strony usposobionej nieustępliwie, a nawet agresywnie[8]. W przypadku lat 30. Bocheński z tych względów opowiadał się za współpracą z Niemcami, acz w rzeczy samej miało to charakter taktyczny[9]. Jednak analiza Adolfa Bocheńskiego, jak słusznie zauważył Ujazdowski, była formułowana w chwili istnienia niepodległego państwa jako podmiotu gry międzynarodowej[10], co zasadniczo już może dystansować jej twórcę od późniejszych zastosowań pokrewnych jemu ujęć. Z drugiej strony z pewnością jest on autorem nie tyle konkretnego rozwiązania, co sposobu analizy politycznej, który rozbudowywał teorię sojuszy egzotycznych Stanisława Mackiewicza, spoglądając na sprawy polskie właśnie przez pryzmat najbliższego otoczenia, wskazując na Zachód jako drugorzędny punkt odniesienia polskiej racji stanu.

 

Opcja prorosyjska, nie prosowiecka

 

Spośród dawnych publicystów związanych z konserwatywnym środowiskiem „Buntu Młodych” za opcją prorosyjską w trakcie wojny lub tuż po jej zakończeniu otwarcie opowiedzieli się Ksawery Pruszyński, Stefan Kisielewski oraz Aleksander Bocheński. Oczywiście zachodzą w sposobie ich myślenia i argumentowania znaczące różnice. Co jednak ich łączy, to pewna iluzja bądź nadzieja, którą Piotr Kimla nazwał fałszywą analogią, polegającą na spoglądaniu na sprawę polską przez pryzmat geopolityki[11]. Rosja sowiecka miała być kolejnym ośrodkiem mocy politycznej, który zmieniał swoje przebranie, natomiast jego istota pozostawała wciąż taka sama. Wszyscy trzej uznali, iż było możliwe oddzielenie zewnętrznej kurateli Związku Radzieckiego od wewnętrznych spraw polskich – tak jak głosiła pierwsza maksyma Adolfa Bocheńskiego o prymacie polityki nad ideologią. Nic zresztą dziwnego, że wobec tak zdefiniowanego na sposób dziewiętnastowieczny przeciwnika od razu pojawiają się analogie z postawą lojalistyczną dawnych konserwatystów. Pruszyński pisze książkę o Wielopolskim, Bocheński analizuje w swoich Dziejach głupoty w Polsce politykę m.in. Czartoryskiego; odpowiednia postawa polityczna automatycznie potrzebowała własnej genealogii, a była to genealogia konserwatywna.

Z tych trzech autorów w kierunku opcji prorosyjskiej najdalej i najwcześniej poszedł Ksawery Pruszyński. Od czasów współdziałania z generałem Sikorskim Pruszyński konsekwentnie forsował opcję współpracy z sowieckim aliantem. W głośnym artykule Wobec Rosji[12] z 1942 roku definiował cele polityki polskiej jako naturalnie idącej w tym samym antyniemieckim kierunku co polityka sowiecka. Daleki był on jednak, pisząc wprawdzie w swobodnych warunkach, od chłodnego stylu analizy Adolfa Bocheńskiego. Jego argumentacja traci walor dynamizmu i relatywizmu, staje się dogmatyczna: Rosja zawsze będzie naszym sąsiadem, a Niemcy zagrożeniem[13]. Przywołuje rozumianą w bardzo prosty sposób prorosyjskość Dmowskiego i w tym przynajmniej aspekcie wydaje mu się, że stał się jego spadkobiercą[14]. To nawiązanie do Dmowskiego staje się niemal symbolicznym zerwaniem ze szkołą „Buntu Młodych”, jeśli uwzględnimy odrzucenie przez Adolfa Bocheńskiego geopolitycznej perspektywy autora Myśli nowoczesnego Polaka jako zbyt statycznej[15]. Ten punkt widzenia, motywowany bardziej retorycznie niż merytorycznie, w przypadku Pruszyńskiego był jego główną osią oceny działań politycznych. To co służyło zachowaniu sojuszu polsko-radzieckiego było pożądane, to co nie – było głupie. Traktowanie postawy Pruszyńskiego jako wyrazu realizmu politycznego jest ryzykowne. Przez jego teksty przebija ufność w życzliwe podejście Związku Sowieckiego do Polski[16] i dotyczy to zarówno tekstów pisanych na emigracji, jak i potem w kraju. Nie ma tam wątpliwości, co więcej nie pojawia się tam temat Polski zdradzonej przez aliantów, nie ma dramatu Jałty, ani Poczdamu. Bohaterem jest Sikorski, potem Mikołajczyk[17], który powrócił do kraju, jego zdaniem, o wiele za późno[18]. Pruszyński ma jednak bardzo specyficzny styl pisania o rzeczach niewygodnych w relacjach polsko-sowieckich: albo je pomija, albo pisze o nich oględnie. W charakterystyczny sposób w artykule Wobec Rosji stwierdził, że Polacy nie wiedzą, jaka Rosja jest, bo znają ją przez pryzmat więzienia, i stanowi to zarzut, który nie jest z pewnością skierowany do Rosjan, ale wobec politycznego sentymentalizmu i ignorancji rodaków[19]. Tuż po pakcie Sikorski-Majski Pruszyński pisał o ludziach, którzy wyszli z obozów, nie ukrywa gdzie byli, ale jego nastawienie jest maksymalnie przyszłościowe – stosuje „grubą kreskę”, przeszłość mu nie ciążyła. Stwierdza, że myślenie kategoriami doznanych krzywd nie jest dowodem politycznego myślenia[20], co jednak nie przeszkadzało mu w niezwykle emocjonalnym tonie pisać o męczeństwie Polaków pod okupacją niemiecką[21]. Podobnie już w prasie krajowej pisał o sprawie katyńskiej jako niewygodnym fakcie, którego najgorszą konsekwencją było fatalne zerwanie stosunków polsko-sowieckich i tak nadszarpniętych przez wyjście armii Andersa z Rosji[22]. W 1944 roku napisał tekst Dwie odpowiedzi, w którym wytykał Rosjanom, że nie zrobili wiele w kwestii zbliżenia z Polską, wskazując na losy ofiar. Był to apel do Rosjan o zmianę podejścia, pisany wciąż w tonie dalece pojednawczym[23]. W rzeczy samej widać, iż publicystyka Pruszyńskiego nastawiona była na oddziaływanie społeczne, na przekonanie rodaków do tej a nie innej wizji, nie do końca mówiąc im całą prawdę. W rozmowach prywatnych miał twierdzić, iż w roku 1945 r. Polska znalazła się w sytuacji człowieka zamkniętego w jednej celi z bandytą – jeśli nie chce zginąć, to musi znaleźć jakiś sposób współżycia z nim. Polska nie może bezustannie walczyć, gdyż kraj mógłby w końcu zostać bez ludzi[24]. Ta wypowiedź przytoczona we wspomnieniach przez Mieczysława Pruszyńskiego, wpisuje Ksawerego w typowe ujęcie ugodowe i realistyczne, którego jednak nie znajdziemy w jego publicystyce.

W broszurze Wracać czy nie wracać? 6000 słów rzuconych w świat Stanisław Cat-Mackiewicz odróżniał dwie postawy wracających do kraju: tych, którzy chcieli prowadzić działania kapitulanckie i ugodowe w celu zachowania resztek substancji narodowej (na wzór Pétaina), od tych, co działają antypolsko, poprzez dezinformowanie swoich i obcych o rzeczywistym stanie rzeczy w Polsce oraz rozbijanie emigracji polskiej[25]. Otóż powojenna publicystyka Pruszyńskiego miała za zadanie przekonać, iż Polska „ludowa” nie tylko jest wciąż Polską (bo innej nie ma), ale jest normalnym krajem, który w sposób pełny realizuje swoją suwerenność u boku Związku Sowieckiego, przeciwko niemieckiemu zagrożeniu. Na marginesie można zaznaczyć, iż zwalczanie emigracji było jednym z głównych wątków publicystyki Pruszyńskiego po 1945 r.[26] Świadom roli emigracji w historii Polski nie tyle próbował on udowodnić jej bezsens jako zjawiska politycznego, co w ocenie uchodźstwa używał argumentu ideologicznego. O ile tzw. Wielka Emigracja szła niejako z duchem czasu i postępu, o tyle ta po II wojnie światowej była nie tylko naiwna politycznie, ale, jego zdaniem, również zacofana[27]. Dlatego tzw. Wielka Emigracja mogła liczyć na sympatię Zachodu, a powojenna była osamotniona[28]. Ten tok argumentacji z pewnością niewiele ma wspólnego z politycznym realizmem. Być może kluczem do zrozumienia stanowiska Pruszyńskiego jest praktyka tzw. szlachetnego kłamstwa. Skoro, jak stwierdzał Kisielewski, programu realistycznego nie da się przeprowadzić wraz ze społeczeństwem, należy niejako prowadzić politykę ponad nim[29], pozostawiając prawdziwe cele i intencje ukryte. Publicystyka polityczna Pruszyńskiego za czasów Sikorskiego była twórczością wojenną nastawioną na realizowanie celu rządu; w późniejszym czasie była to również publicystyka ukierunkowana nie na krytyczną analizę, ale na osiąganie celów politycznych wyznaczanych przez swoiście pojętą przez Pruszyńskiego narodową rację stanu. Znamiona realizmu tego autora należy postrzegać przede wszystkim w perspektywie oparcia się o silnego sąsiada tj. Rosję i w odrzuceniu myślenia kategoriami tzw. sojuszy egzotycznych. Złudna wiara dużej części emigracji w możliwość wybuchu konfliktu w gronie państw zwycięskich czyni jego sąd trzeźwiejszym, jednak bezpodstawna była jego nadzieja na zachowanie wolności w tym układzie. Głębsze rozpatrywanie Pruszyńskiego jako realisty, a tym bardziej kontynuatora realizmu zachowawczego, jest niezwykle trudne, a wręcz niemożliwe bez odsłonięcia jego prawdziwych intencji.

Nieco inaczej sprawa wygląda z podejściem Aleksandra Bocheńskiego, który jeszcze w 1944 roku próbował zagrać kartą proniemiecką[30], by potem w zmiennej sytuacji zwrócić się w kierunku przeciwnym. Sam wiele lat później przyznał, iż jego postawa w 1945 roku wynikała z przedwojennej perspektywy konserwatywnej. Szczególnie zwrócił uwagę na trzy zagadnienia:

1.   tezę Mackiewicza o wykorzystaniu dziewiętnastowiecznych ruchów rewolucyjnych w realizacji celów w 1918 roku;

2.   pogląd zakorzeniony w publicystyce „Buntu Młodych”, iż jeśli Polska nie zajmie pozycji mocarstwowej winna oprzeć się o jednego z sąsiadów;

3.   pogląd o aktualności postawy Wielopolskiego w relacjach polsko-rosyjskich[31].

W kwietniu 1945 roku zaczęły się w Krakowie spotkania niektórych przedstawicieli prawicy z majorem Jerzym Borejszą. Były one kontynuowane do czerwca tego roku, kiedy to komuniści postanowili rozpocząć dialog z Bolesławem Piaseckim. Punktem wyjścia dla Bocheńskiego przy podejmowaniu rozmów było założenie wyrażone w Memoriale o polityce polskiej z kwietnia 1945 roku, iż wchodzimy w okres konfliktu pomiędzy dwoma blokami: zachodnim (Niemcy, Wielka Brytania) oraz wschodnim (ZSRS), w związku z czym rodzi się nadzieja, że Stalin raczej będzie potrzebował Polski jako strategicznego sojusznika niż jako kraju eksploatacji społecznej, politycznej i ekonomicznej[32]. Sytuacja ta miała tworzyć realną możliwość nie tyle manewru politycznego, co ochrony przed skutkami komunistycznej polityki; dawać szansę na przetrwanie trudnego okresu z możliwie najmniejszymi stratami[33]. Podczas spotkań z Borejszą wyklarowały się oczekiwania środowiska inspirowanego przez Bocheńskiego[34]. Główna oś porozumienia miała polegać na tym, że koncesjonowana prawica pozwoli rozładować napięcie w kraju, oszczędzając tym samym wojny wewnętrznej, jednak miała zaakceptować sojusz strategiczny Polski ze Związkiem Sowieckim, pozostawiając sobie prawo do opozycji wobec polityki komunistów w kraju[35]. Jak zauważył Ryszard Mozgol – to, co wymyślił Aleksander Bocheński, realizował Bolesław Piasecki, w postaci powołania grupy „Dziś i Jutro”, aczkolwiek w praktyce daleko odbiegającej od pomysłu Bocheńskiego[36].

W 1947 roku Aleksander Bocheński opublikował Dzieje głupoty w Polsce, książkę która obok Margrabiego Wielopolskiego Pruszyńskiego była próbą historycznego zakorzeniania pewnej orientacji politycznej. W pierwszym rozdziale Bocheński dokonał niejako teoretycznego uzasadnienia nie tylko dalszej części pracy, ale swojego spojrzenia politycznego na położenie Polski. Rozgraniczył pojęcia państwa i narodu, wskazując na rudymentarne znaczenie tego drugiego. W zależności od koniunktury geopolitycznej podkreślał: znaczenie więzi państwowej jest nieistotne dla stanowiska w hierarchii międzynarodowej[37]. W zakresie polityki zagranicznej sugerował działanie umiarkowane, oparte na realnym rozpoznaniu siły sąsiadów, gdyż o sile państwa decydował stosunek właśnie do niej. Dlatego należało zawsze, zależnie od relacji potencjałowej w stosunkach międzynarodowych, definiować cele i zadania narodu na skali: mocarstwo – zagłada fizyczna. Jednak pomiędzy tymi dwoma punktami istniała dość duża gama wielorakich układów geopolitycznych[38]. W książce można odnaleźć szereg odniesień do pracy Adolfa Bocheńskiego Między Niemcami a Rosją[39], a także tezę mówiącą, iż w chwili zbliżenia się rosyjsko-niemieckiego należy szukać porozumienia z silniejszą i agresywniejszą stroną[40]. Jednak sytuacja po zakończeniu II wojny światowej nie była czasem zbliżenia niemiecko-rosyjskiego, a wręcz przeciwnie – momentem, w którym ten fatalny układ załamał się, dając Rosji pozycję hegemona w stosunku do Polski. Stąd Bocheński poszukiwał analogii w czasach, kiedy Polska była zdominowana przez Rosję. Podkreślał konieczność powolnego odbudowywania potencjału społecznego narodu, czemu miała zagrażać ideologia insurekcyjna, oraz na przykładzie okresu napoleońskiego wskazywał na ułudę związaną z przecenianiem w kalkulacji polskiej racji stanu czynnika francuskiego (zachodniego). Zresztą uwagi Aleksandra Bocheńskiego odnoszące się do sojuszu polsko-francuskiego (co należy rozpatrywać po 1945 roku jako odniesienie do ułudy kalkulacji na Anglię i Stany Zjednoczone) są całkowicie zbieżne z poglądami brata Adolfa[41]. Celem polskiej polityki w okresie zaborów, jak i ówcześnie – co pojawiło się już w Memoriale o polskiej polityce – było doprowadzenie naszych sił narodowych do chwili wytworzenia się korzystniejszej koniunktury geopolitycznej możliwe najmniej uszczuplonych, albo lepiej: możliwie najbardziej wzmocnionych[42]. Aleksander Bocheński wydaje się posługiwać podobnym stylem analizy politycznej co jego starszy brat w pracy Między Niemcami a Rosją. Podzielał w pełni jego diagnozy odnośnie polskiej polityki funkcjonującej w układzie pomiędzy Rosją a Niemcami, jednak wiedział, że ten wymiar w realiach po 1945 roku nie ma zastosowania, gdyż problem Polski należy definiować teraz w relacji do samej Rosji oraz w warunkach zależności, stąd receptą polityczną winno być restytuowanie tradycji ugodowej. Natomiast zasadniczo zostaje zachowany model relatywistyczny oraz prymat myślenia geopolitycznego nad ideologicznym. Bocheński w przeciwieństwie do Pruszyńskiego w miarę przejrzyście i otwarcie komunikował swoje racje, nie uprawiał nachalnej propagandy odbudowy.

Podobnie czynił Stefan Kisielewski, budujący na łamach m.in. „Tygodnika Powszechnego” platformę realizmu politycznego, którą da się streścić w założeniu, iż podstawą polskiej polityki jest sojusz z ZSRS, ale wymóg ten uzupełniał zachowaniem polskiej indywidualności. W tekście Porachunki narodowe[43] z 1945 roku Kisielewski niejako na marginesie dyskusji o powstaniu warszawskim wyłożył swoje stanowisko, polemiczne w stosunku do tradycji insurekcyjnej. Głównym warunkiem istnienia narodu (ponownie jak Bocheński Kisielewski koncentruje się w pierwszym rzędzie na wymiarze narodowym, a nie państwowym) jest istnienie odrębnej i niezależnej kultury, tak duchowej, jak i materialno cywilizacyjnej. Na przykładzie powstania wskazywał na błędne rozumienie przez Polaków pojęć honoru i suwerenności[44]. Kisielewski stwierdzał, że Polacy mają problem z odróżnieniem, czym jest honor w przypadku jednostki, a czym w przypadku narodu. Mają oni – jego zdaniem – skłonność do przekładania kodeksowego rozumienia honoru na przestrzeń polityki. Jednak w polityce liczy się trwanie, a nie honorowa i w gruncie rzeczy egoistyczna ambicja. Przywołując Ludendorffa, Kisielewski przekonywał, że nie jest rzeczą męską walczyć do ostatniej kropli krwi, w miejsce polityki porywów młodzieńczych i mesjańskich proponował ujęcie zachowawcze: cierpliwe, umiarkowane, ostrożne, subtelne i taktyczne[45]. Odnośnie do aspiracji do suwerennego bytu podkreślał, iż towarzyszyć im musi siła, której ani wobec Niemców, ani wobec Rosji nie posiadaliśmy, stąd heroizm połączony z brakiem realnej polityki prowadził do rezultatów odwrotnych niż zamierzone cele – tj. w przypadku Powstania Warszawskiego, jego zdaniem, zniszczenia 1/3 potencjału całego kraju[46]. Nie odmawiając nikomu patriotyzmu, stwierdzał, że prawdziwy patriotyzm jest instynktem życia; podkreślał, że celem nadrzędnym jest przetrwanie narodu, dlatego jednym z fundamentów mądrej polityki jest akceptacja sojuszu ze Związkiem Sowieckim, pod warunkiem zachowania przez Polskę indywidualności politycznej, ustrojowej i kulturalnej[47].

 

Perspektywa emigracyjna

 

Spadkobiercy idei „Buntu Młodych” nie wybrali jednak jedynie opcji krajowej. Na emigracji pozostał redaktor główny „Polityki” Jerzy Giedroyc, można wspomnieć również o Jerzym Niezbrzyckim, Rowmundzie Piłsudskim, jak i o intelektualnym ojcu całego środowiska Stanisławie Mackiewiczu.

Postać Jerzego Giedroycia nie jest reprezentatywna dla nurtu konserwatywnego, sam zresztą zaznaczał, aby jego działalności w „Buncie Młodych” nie łączyć z postawą zachowawczą[48]. Trudno wszakże oprzeć się wrażeniu, że choć zarówno „Bunt Młodych”, „Polityka”, jak i szczególnie późniejsza „Kultura” potrafiły przyciągać autorów z różnych szkół politycznego myślenia, to jednak bliska im była pewna idea ogólna – silne państwo bądź państwo niepodległe. W obu przypadkach spoglądali na owe zagadnienia nie przez pryzmat ideologicznych i partyjnych etykietek, ale przez wymogi formalnej racji stanu, koncentrując się bardziej na patriotyzmie, który – jak wyraził się Kisielewski – jest instynktem życia, niż na sporach programowych. Takie pragmatyczne, aideologiczne podejście jak najbardziej mieściło się w formule zachowawczej reprezentowanej m.in. przez Michała Bobrzyńskiego czy Cata-Mackiewicza. Niezwykle charakterystyczny jest wstęp do pierwszego numeru „Kultury”, w którym redakcja stawiała sobie za cel obronę kultury europejskiej przed sowieckim nowatorstwem; jednak nie idzie tu o obronę abstrakcyjnego Europejczyka, ale o Europejczyka-Polaka: „Kultura” pragnie uprzytomnić czytelnikom polskim, którzy wybrawszy emigrację polityczną znaleźli się poza granicami kraju ojczystego, że krąg kulturalny, w którym żyją, nie jest kręgiem wymarłym (…); chce szukać w świecie cywilizacji zachodniej tej „woli życia”, bez której Europejczyk umrze, tak jak umarły niegdyś „kierownicze warstwy dawnych imperiów”[49]. Ta koncentracja na woli życia, skupienie się na przestrzeni kultury (jako zakorzenienia tego, co polityczne), przyjęcie raczej perspektywy ewolucyjnej niż gwałtownej łączyło pozycję Giedroycia z pozycjami Bocheńskiego czy Kisielewskiego. Dla wszystkich głównym celem była obrona przed komunistycznym reformizmem pewnego kulturowego depozytu narodowego jako podstawy dla ewentualnego odrodzenia politycznego. Elastyczność programowa „Kultury”, jak się wydaje, miała charakter głównie taktyczny. Współpraca ze środowiskami lewicowymi przypomina pierwszą przesłankę Bocheńskiego (powtórzoną za Mackiewiczem) o możliwości wykorzystania ruchów rewolucyjnych dla ponadpartyjnego i ponadideologicznego celu, tj. niepodległości. Jednak droga do realizacji tego celu wiodła poprzez realizowanie celów cząstkowych. „Kultura” miała być pismem nie tyle dla emigracji, co dla kraju. Giedroyc sam przyznawał, że szukał sposobów oddziaływania na kraj, kiedy polski Londyn zamierzał tworzyć Polskę emigracyjną[50], która jeśli chciała oddziaływać na kraj, to tylko w trybie dywersyjno-dwójkarskim, przez jakieś tam WiN-y, Bergi i inne[51]. Dlatego, jak pisał redaktor „Kultury”: zależało mi na tym, by Polska miała w bloku sowieckim stanowisko względnie autonomiczne, i uważałem, że w dążeniu do autonomii trzeba pomagać. Nastawienie to wynikało z przekonania, że możliwe jest rozluźnienie panowania sowieckiego nad Polską i jakieś, choćby bardzo ograniczone, usamodzielnienie się Polski w obrębie bloku[52]. Stąd skłonność Giedroycia do wspierania wszelkich politycznych rys w sowieckim monolicie, jak titoizm, czy współpraca z rewizjonistami wszelkiej maści, a niechęć do podejścia dogmatycznego. Jego cele i taktyka były pokrewne celom i strategii Bocheńskiego czy Kisielewskiego, jednak realizowane z innej perspektywy. Pozycja krajowa oczywiście miała charakter o wiele bardziej defensywny niż emigracyjna, jednak w obu chodziło o zachowanie lub o poszerzanie zakresu podmiotowości politycznej Polaków względem Sowietów. Elastyczność miała wszakże swoje zasadnicze granice. Krajowi epigoni konserwatyzmu (za wyjątkiem Pruszyńskiego) prezentując społeczeństwu postulaty realizmu, starali się nie wchodzić w role propagandystów i uzasadniać systemu w większym stopniu niż czyniła to polityczna konieczność. Posiadali swoje iluzje i nadzieje, ale ukazywane były one, na ile się dało, z perspektywy możliwie niezależnej (jednak w granicach cenzury). Gieydroc starał się w również trudnych warunkach prowadzić politykę polską niezależnie, stąd niechęć redaktora „Kultury” do Radia Wolna Europa, traktowanego przez niego jako instrument polityki amerykańskiej a nie polskiej[53].

 

Cat balansujący na linie

 

Warto wspomnieć w tym kontekście przynajmniej o jeszcze jednej postaci, która nie tyle była stałym współpracownikiem „Buntu Młodych”, ile intelektualnym mentorem dla wielu młodych publicystów związanych z tym konserwatywnym tytułem – Stanisławie Mackiewiczu. Redaktor wileńskiego „Słowa” po zakończeniu obrad konferencji poczdamskiej opublikował tekst o wielce wymownym tytule: Wracać czy nie wracać? 6000 słów rzuconych w świat[54], w którym nie tyle odpowiadał na postawione w tytule pytanie, co dokonywał oceny sprawy polskiej. Jak zauważył: w naszej sprawie [tj. dotyczącej Polski – MZ] komunikat poczdamski był najmniej elastyczny i najbardziej konkretny i zatwierdza kartę niewoli narodu polskiego podpisaną w Jałcie[55]. W dalszej części rozprawiał się kolejny raz z ufnością w postanowienia jałtańskie jako gwarancji polskiej niezależności, krytykował system stronnictw koncesjonowanych, obnażał ułudę obietnic wolnych wyborów i wolnej prasy. Słyszałem ludzi – pisał – mówiących: zaczekamy jak wypadną wybory. Odpowiadam: o tym wiemy już najdokładniej[56]. Sam zdecydował się na pozostanie na emigracji; jak pisał wiele lat potem: jeśli zostałem na emigracji, to dlatego, że moje przywiązanie do Wilna było zbyt silne…[57]. Wychodząc jednak z realistycznych założeń, powiązanych z pewnymi elementami sentymentalnymi, wierzył w sens emigracji nie tyle w wymiarze kulturowym, co politycznym. U Mackiewicza przeważało wtedy żywe przekonanie o konieczności długiego trwania, o potrzebie zachowania form politycznych (tj. władz na uchodźstwie), które obecnie marginalizowane, mogą nabrać znaczenia wraz ze zmieniającym się układem geopolitycznym. Mówiąc w skrócie, obrazowo postulował zachowanie „wyschniętego koryta rzeki” polskiej niezależnej polityki w nadziei na nadejście wcześniej czy później „pory deszczowej”. W 1945 roku nie widział innej szansy niż trwanie przy niesprawdzonych sojusznikach. W Latach nadziei stwierdzał: Musimy nadal szukać sojuszu z Anglią i Ameryką, bo to wynika z koniunktury stworzonej przez wojnę, lecz sojusz ten musimy oprzeć na bliższym, samodzielnym porozumieniu z innymi państwami europejskimi, musimy wejść do porozumienia państw europejskich, z którymi Anglia musiałaby się liczyć[58]. W 1947 roku streścił swój program emigracyjny: Za granicą tytułem reasekuracji rząd Rzeczpospolitej, niezależny, nieagencyjny, uniezależniony nie tylko od sugestii obcych wywiadów, ale od rodzimej frazeologii i demagogii…[59]. Odnośnie kraju pisał: spokój, spokój i jeszcze raz spokój[60]. We wcześniejszym tekście stwierdzał: unikajmy rad prowokatorów i nie przelewajmy krwi i nie niszczmy kraju dla wywołania propagandowych efektów[61]. Zatem po 1945 roku program Mackiewicza da się streścić w dwóch punktach: po pierwsze zachowanie niezależnych instytucji prawnych na Zachodzie, ewentualnie próba odbudowania minimalnej podmiotowości politycznej; po drugie w sytuacji całkowitej dominacji komunistów w kraju uspokajanie nastrojów, nieprowokowanie zbędnego przelewania krwi.

Mimo że sam pozostał na emigracji, daleki był od formułowania jednoznacznych sądów odnośnie tych, którzy wrócili. Zasadniczo rozumiał tych, co podejmowali rolę swego rodzaju Petainów, którzy drogą skrajnej ugody z Rosją chcą ratować naród polski, nie odmawiał im osobistego patriotyzmu[62], jednak zdecydowanie zwalczał tych ugodowców, którzy czynią wszystko, aby przekonać rodaków i zagranicę, iż Polska jest krajem niezależnym, atakował iluzję Jałty[63]. Taka polityka nie jest już jego zdaniem ugodowa czy nawet kapitulancka, ale antypolska[64]. Może bez intencji osobistej, ale w gruncie rzeczy Mackiewicz dokonał tu zasadniczego rozróżnienia pomiędzy realizmem Bocheńskiego a postawą z pogranicza narodowej zdrady w wersji Ksawerego Pruszyńskiego. Mackiewicz tej ostatniej zarzucał dwie rzeczy: dezinformowanie swoich i obcych o rzeczywistym stanie rzeczy w Polsce oraz rozbijanie emigracji polskiej, uniemożliwianie jej pracy dla sprawy polskiej[65]. Oba zarzuty można odnieść do Pruszyńskiego, czego, co należy zaznaczyć, Mackiewicz nigdy wprost nie czynił. Jest to wniosek autorski wyciągnięty z Mackiewiczowskich przesłanek.

Jednak sam Mackiewicz z wolna tracił wiarę w sens tak definiowanej emigracji. I nie tyle idzie o zawód wywołany polityką państw zachodnich – tu nie przewidywał szybkiej zmiany sytuacji – ile o rozczarowanie charakterem polskiej emigracji, która miast stać się ośrodkiem niezależnym od obcej agentury i rodzimej frazeologii, jego zdaniem właśnie tym czynnikom uległa. Nie wierząc w szanse zbrojnego konfliktu międzynarodowego, będąc przekonanym o nieuniknionym wynarodowieniu (argument M. Pruszyńskiego) oraz „zagenturzeniu” emigracji (sprawa Bergu czy w jego mniemaniu Radio Wolna Europa), biorąc ponadto pod uwagę argumenty osobisto-emocjonalne, Mackiewicz podjął decyzję o powrocie w czerwcu 1956 roku[66]. Nie wierząc w emigrację polityczną (przeciwko której mocno występował w Zielonych Oczach i Londyniszczach), nie negował emigracji opartej o politykę kulturalną prowadzoną przez Giedroycia. Dwa miesiące przed powrotem do kraju w liście do Jerzego Putramenta nawiązywał do postawy Pruszyńskiego i Bocheńskiego, stwierdzając, że go wyprzedzili. Teraz, w czasie, kiedy nie ma szans na sprzyjającą koniunkturę w relacjach międzynarodowych, a emigracja zatraca niezależność, stwierdza, że społeczeństwo polskie powinno iść na ugodę z obecnym ustrojem i na ugodę z Rosją[67].

 

*  *  *

 

Niezależnie od toczonych sporów odnośnie dyskusyjnej kwalifikacji jako konserwatystów przytoczonych powyżej autorów związanych z przedwojennym „Buntem Młodych”, warto wskazać na pewne wspólne punkty w ich sposobie politycznego myślenia. U wszystkich występuje odrzucenie bądź niezwykle sceptyczne nastawienie do państw zachodnich jako czynnika sprawczej zmiany sytuacji w Polsce, a co za tym idzie konsekwentne odrzucenie metody konspiracyjno-insurekcyjnej. „Krajowcy” podkreślali legalizm form, „emigranci” konieczność uspokojenia i nieprowokowania komunistów do radykalnych działań. Wszyscy mieli świadomość skali zagrożenia, które nie tyle odnosiło się do kwestii politycznego trwania państwa, co zachowania substancji narodowej, stąd niezwykłe umiarkowanie i przyjęcie hasła „po pierwsze nie szkodzić”. Oczywiście oddzielna pozostaje tu kwestia postawy Ksawerego Pruszyńskiego, który niejako poszedł o krok dalej od swoich dawnych towarzyszy, wybierając nie tyle wycofanie bądź defensywne chronienie obszarów autonomii narodowej, co aktywne kształtowanie rzeczywistości, a to dokonało się kosztem jego pozycji jako publicysty i ugodowca, stał się bowiem propagatorem i współpracownikiem nowego ładu.

Ponadto u omawianych autorów widoczne jest niezwykle pragmatyczne i aideologiczne podejście w ocenie sytuacji, i kierowanie się raczej formalnym postulatem prymatu racji stanu nad ideologicznymi postulatami programowymi, co w dużej mierze może właśnie wynikać z propaństwowej formacji przedwojennych neokonserwatystów, których celem była budowa potęgi państwa, a po wojnie odzyskanie lub zachowanie resztek niezależności. Zmieniły się cel i środki, ale główny punkt odniesienia pozostał ten sam: narodowa racja stanu – trwanie w oparciu o rozpoznanie warunków zewnętrznych. W tekście Zachowawcy i my zespół redakcyjny „Polityki” wyraził swoje polityczne, nawiązujące do szkoły konserwatywnej credo: program nasz jest programem logicznie wysnutym z rzeczywistości obecnej, i tylko ci, którzy stoją na gruncie tej rzeczywistości, będą mogli go realizować[68]. Jeszcze bardziej problem konserwatystów rozświetli nam cytat z przedwojennego tekstu Ksawerego Pruszyńskiego: konserwatyści pozostali. Nie tworząc nowej idei, nie przebudowując ideologii konserwatywnej, ustosunkowali się do życia politycznego kraju wedle pewnych odruchów konserwatywnych bardziej niż wykreślonego programu konserwatywnego[69]. To właśnie polityka rozumiana jako intuicyjny odruch ostrożności, a nie nawet najbardziej wzniosły postulat niepodległościowy, odruch odnoszący się do rzeczywistości obecnej i rozpoznanie jej przez pryzmat realnych możliwości czyni uzasadnioną analizę postaw powyższych autorów z pozycji szkoły politycznego myślenia, która najmniej potrafiła odnaleźć się w nowej rzeczywistości.



[1]     Np. Stanisław Estreicher (zm. 1939), Stanisław Kutrzeba (zm. 1946), Maciej Starzewski (zm. 1944), Wacław Makowski (zm. 1941), Stanisław Starzyński (zm. 1935), Władysław Leopold Jaworski (zm. 1931), Edward Dubanowicz (zm. 1943), Kazimierz Kumaniecki (zm. 1941), Marian Zdziechowski (zm. 1938), Zdzisław Tarnowski (zm. 1937), Hieronim Tarnowski (zm. 1945), Adolf Bniński (zm. 1942), Michał Bobrzyński (zm. 1935), Hipolit Korwin-Milewski (zm. 1932), Kazimierz Morawski (zm. 1944), Adam Piasecki (zm. 1938), Tadeusz Szułdrzyński (zm. 1943), Leszek Gembarzewski (zm. 1944), Ludwik Górski (zm. 1931).

[2]     Zob. szerzej: B. Szlachta, Z dziejów polskiego konserwatyzmu, Kraków 2000, s. 200-203.

[3]     Jan Bobrzyński po 1945 r. pracował w gospodarce, najpierw w Instytucie Gospodarstwa Wiejskiego w Puławach, potem w Zakładach Chemicznych w Oświęcimiu. Janusz Radziwiłł po powrocie z ZSRR nie podejmował działalności publicznej, pozostawał jednak w bliskich kontaktach z kardynałem Stefanem Wyszyńskim. O Januszu Radziwille zob. szerzej: J. Durka, Janusz Radziwiłł. Biografia polityczna 1880-1967, Warszawa 2011, s. 319-340.

[4]     K. M. Ujazdowski, Żywotność konserwatyzmu. Idee polityczne Adolfa Bocheńskiego, Warszawa 2005, s. 227.

[5]     Ibidem, s. 228.

[6]     Ibidem, s. 198.

[7]     A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, Kraków 2009, s. 32.

[8]     Ibidem, s. 37.

[9]     K. M. Ujazdowski, Żywotność konserwatyzmu…, s. 201-202; A. Bocheński, Między Niemcami…, s. 52-53.

[10]    K. M. Ujazdowski, Żywotność konserwatyzmu…, s. 228.

[11]    P. Kimla, Realizm z fałszywej analogii historycznej wywiedziony. Przypadek Ksawerego Pruszyńskiego, „Politeja” 25 (2013), s. 184.

[12]    K. Pruszyński, Wobec Rosji, [w:] idem, Powrót do Soplicowa. Publicystyka, t. II, Warszawa 1990, s. 230-242.

[13]    Ibidem, s. 236-237.

[14]    Ibidem, s. 236.

[15]    A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją…, s. 23.

[16]    W 1944 r. pisał: Mimo wszystko żywimy nadzieję, że Rosja komunistyczna, nauczona doświadczeniem Rosji carskiej, nie będzie dążyć do pozbawienia Polski wolności lub do takiego rozwiązania sprawy polskiej, które będzie nową raną Europy. Tylko na porozumieniu sąsiedzka przyszłość ludowej Rosji i nowej Polski może być oparta, a nie na zwycięstwie którejkolwiek ze stron. Rok czasu, który upłynął od nieszczęsnego zerwania paktu i od śmierci Władysława Sikorskiego, nie pozbawił aktualności dzieła, jakie stworzył on wraz ze Stalinem… (W rok po katastrofie gibraltarskiej, [w:] idem, Powrót do Soplicowa…, s. 328).

[17]    Idem, To, co się stało, [w:] idem, Powrót do Soplicowa…, s. 330; idem, Po śmierci Sikorskiego, [w:] idem, Powrót do Soplicowa…, s. 365-369.

[18]    Idem, Po śmierci Sikorskiego…, s. 368-369.

[19]    Idem, Wobec Rosji…, s. 233.

[20]    Ibidem, s. 237.

[21]    M.in. K. Pruszyński, Dzieje męczeństwa polskiego, [w:] idem, Powrót do Soplicowa…, s.183-189.

[22]    Idem, Katyń i Gibraltar, [w:] idem, Wybór pism publicystycznych, t. 2, Kraków, 1966, s. 461-462; idem, Irański odmarsz, [w:] idem, Wybór pism…, s. 457; idem, Po śmierci Sikorskiego…, s. 368.

[23]    Idem, Dwie odpowiedzi, [w:] idem, Powrót do Soplicowa…, s. 261.

[24]    M. Pruszyński, Migawki wspomnień, Warszawa 2002, s. 282.

[25]    S. Mackiewicz, Wracać czy nie wracać? 6000 słów rzuconych w świat, [w:] http://www.polskietradycje.pl/article.php?artykul=309 [stan na 29. 03. 2014].

[26]    Zob. m.in. cykl publikowany pierwotnie w „Odrodzeniu” pod zbiorczym tytułem Dzieje emigracji londyńskiej, [w:] K. Pruszyński, Wybór pism…, s. 433-473.

[27]    Zob. idem, Oni i wy, [w:] idem, Powrót do Soplicowa…, s. 341-353.

[28]    Na inny aspekt emigracji wskazywał brat Ksawerego Mieczysław Pruszyński, który sugerował, że ostatecznie program emigracyjny dla dużej części Polaków-emigrantów skończy się wynarodowieniem i zmarnowaniem narodowego potencjału (Czy straceni dla Polski?, „Tygodnik Powszechny” 1 (1947), s. 1-2).

[29]    S. Kisielewski, O co właściwie chodzi, „Tygodnik Powszechny” 1945, nr 36, s. 1.

[30]    R. Mozgol, Ryzykowna gra – czyli o roli jaką odegrał Aleksander Bocheński w powstaniu grupy „Dziś i Jutro”, „Pro fide, rege et lege” 2009, nr 2, s. 23; J. Giedroyc, Autobiografia na cztery ręce, Warszawa 1994, s. 69.

[31]    R. Mozgol, Ryzykowna gra…, s. 24.

[32]    A. Dudek, G. Pytel, Bolesław Piasecki. Próba biografii politycznej, Londyn 1990, s. 159-160.

[33]    Ibidem.

[34]    W spotkaniach z Borejszą oprócz Bocheńskiego brali udział Wojciech Kętrzyński, Dominik Horodyński, Stanisław Stomma, Stanisław Kostka Rostworowski i Jerzy Turowicz.

[35]    R. Mozgol, Ryzykowna gra…, s. 27.

[36]    Ibidem, s. 30-31.

[37]    A. Bocheński, Dzieje głupoty w Polsce. Pamflety dziejopisarskie, Warszawa 1996, s. 10.

[38]    Ibidem, s. 9.

[39]    Ibidem, s. 290.

[40]    Ibidem, s. 16-17. Co ciekawe w pierwszym wydaniu odnosząc się do polityki polskiej sprzed II wojny światowej Bocheński przywoływał diagnozę brata, iż aby uniknąć katastrofy należało sprzymierzyć się z jednym bądź z drugim sąsiadem (A. Bocheński, Dzieje głupoty w Polsce. Pamflety dziejopisarskie, Warszawa 1947, s. 26). W późniejszych wydaniach pisał już defensywnie o tym tylko, że sojusz z którymś z sąsiadów niósłby koszty terytorialne i że każda polityka polska w tym czasie byłaby kwadraturą koła (Dzieje…, Warszawa 1996, s. 25).

[41]    A. Bocheński, Między Niemcami…, s. 105; A. Bocheński, Dzieje głupoty…, Warszawa 1996, s. 18-20.

[42]    A. Bocheński, Dzieje głupoty…, Warszawa 1996, s. 18.

[43]    S. Kisielewski, Porachunki narodowe, „Tygodnik Powszechny” 1945, nr 24, s. 2.

[44]    Ibidem.

[45]    Ibidem.

[46]    Ibidem.

[47]    M.in. S. Kisielewski, O co właściwe chodzi, „Tygodnik Powszechny” 1945, nr 36, s. 1-2.

[48]    J. Giedroyc, Autobiografia na cztery…, s. 59.

[49]    Ibidem, s. 258.

[50]    Ibidem, s. 152.

[51]    Ibidem.

[52]    Ibidem, s. 154.

[53]    Ibidem, s, 157.

[54]    S. Mackiewicz, Wracać czy nie wracać

[55]    Ibidem.

[56]    Ibidem.

[57]    K. Tarka, Mackiewicz i inni. Wywiad PRL wobec emigrantów, Łomianki 2007, s. 14.

[58]    S. Mackiewicz, Historia Polski od 11 listopada 1918 r. do 5 lipca 1945 r., Londyn, bdw, s. 550.

[59]    Cyt za: J. Jaruzelski, Stanisław Cat-Mackiewicz 1896-1966. Wilno-Londyn-Warszawa, Warszawa 1994, s. 239.

[60]    Ibidem.

[61]    S. Mackiewicz, Historia Polski…, s. 551.

[62]    Idem, Wracać czy nie wracać…

[63]    Ibidem.

[64]    Ibidem.

[65]    Ibidem.

[66]    Nie należy również zapominać, że za powrotem Mackiewicza do kraju stał długotrwały wysiłek służb wywiadowczych PRL, zob. szerzej K. Tarka: Mackiewicz i inni…, s. 21-66.

[67]    Ibidem, s. 15.

[68]    Zespół red., Zachowawcy i my, [w:] Zmiany, przestrogi, nadzieje. „Bunt Młodych” – „Polityka” 1931-1939. Wybór publicystyki, red. J. Jaruzelski, R. Habielski, Lublin 2008, s. 376.

[69]    K. Pruszyński, „Bunt Młodych” – mocarstwowcy – konserwatyzm, [w:] Zmiany, przestrogi, nadzieje…, s.140.



Maciej Zakrzewski - Maciej Zakrzewski (1980), dr nauk politycznych, autor monografii "W obronie konstytucji. Myśl polityczna Henry’ego Saint Johna wicehrabiego Bolingbroke’a" (2012), współredaktor wyboru pism Kazimierza Władysława Kumanieckiego (W poszukiwaniu suwerena, 2006) oraz wyboru źródeł dotyczącego przedwojennych koncepcji sądownictwa konstytucyjnego ("O praworządność i zdrowy ustrój państwowy", 2006). Współautor prac zbiorowych m.in.: "Patriotyzm i zdrada" (2007), "Geopolityka i zasady" (2009), "Konfederacja Polski Niepodległej na drodze do wolności" (2010).

Wyświetl PDF