Polska pozycja w Unii Europejskiej a relacje Polski z Czechami, Słowacją i Węgrami


Region środkowoeuropejski, ów pas niewielkich narodów pomiędzy Rosją a Niemcami, zawsze zajmował istotne miejsce w polskiej myśli politycznej. Wystarczy przytoczyć koncepcje Piłsudskiego, myśl Smogorzewskiego czy projekty federacyjne w tej części naszego kontynentu, by zauważyć, że wektor południowy, choć pozostający w cieniu tych strategicznych – wschodniego i zachodniego – zajmował poczesne miejsce w polskiej polityce zagranicznej.

Współczesne relacje Polski z trzema najbliższymi krajami regionu – Czechami, Słowacją i Węgrami, można podzielić na dwie kategorie – stosunki multilateralne i bilateralne (które oczywiście wzajemnie się przenikają i wymagają analiz uwzględniających oba te wymiary). Do omówienia relacji wielostronnych praktycznie wystarczy Grupa Wyszehradzka, jako ugrupowanie skupiające wszystkie te cztery państwa, ale również – tylko je (w przeciwieństwie do innych ugrupowań regionalnych, których znaczenie zresztą pozostaje zdecydowanie mniejsze). Po skrótowym omówieniu stosunków dwustronnych chciałbym skupić się na potencjalnych polach działań i postulatach wobec polskiej dyplomacji.

Współpraca wyszehradzka

Grupa Wyszehradzka powstała w 1991 r. jako ugrupowanie regionalne, którego celem było przygotowanie państw do niej należących do członkostwa w strukturach euroatlantyckich. Taki sens istnienia Grupy został wręcz zadekretowany w tytule dokumentu założycielskiego: „Deklaracji o współpracy Czeskiej i Słowackiej Republiki Federacyjnej, Rzeczypospolitej Polskiej i Republiki Węgierskiej w dążeniu do integracji europejskiej”. Oczywiście, ograniczenia tego nie można analizować w oderwaniu od ówczesnej sytuacji geopolitycznej – sygnatariusze „Deklaracji” obawiali się koncepcji utworzenia w Europie Środkowej odrębnej organizacji integracyjnej, której istnienie mogłoby zamknąć możliwość uczestniczenia w zachodnich procesach zjednoczeniowych.

Pierwszy okres współpracy, obejmujący niespełna dwa lata, przyniósł pewne sukcesy. Wkrótce po powołaniu do życia Trójkąta, udało się zlikwidować dwie instytucjonalne pozostałości sowieckiej dominacji – Radę Wzajemnej Pomocy Gospodarczej (28 czerwca 1991 r.) i Układ Warszawski (1 lipca 1991 r.). Jeszcze w 1991 r. sowieckie wojska opuściły Czechosłowację i Węgry oraz rozpoczęły wycofywanie się z Polski (zakończone w 1993 r.). W tym samym czasie toczyła się także ożywiona współpraca nakierowana na tworzenie – kolejne dwa szczyty, w Krakowie (5-6 października 1991 r.)

i w Pradze (5-6 maja 1992 r.), dały podstawy do utworzenia Środkowoeuropejskiej Strefy Wolnego Handlu (CEFTA), ostatecznie powołanej do życia 21 grudnia 1992 r. Pierwszy okres współpracy najlepiej obrazują słowa prezydenta Havla: „W pierwszych dwóch latach demonstrowaliśmy Zachodowi, że jesteśmy zdolni do dobrej współpracy z sąsiadami. Połączyliśmy siły, żeby wydostać się spod radzieckiej dominacji, zlikwidować Układ Warszawski i doprowadzić do wycofania wojsk radzieckich z naszych krajów. Wtedy ważne było manifestacyjne podkreślenie naszej wspólnoty”.

Przełom lat 1992-1993 przyniósł załamanie współpracy wyszehradzkiej. Wraz z utworzeniem CEFTA i przeniesieniem na jej forum spraw gospodarczych, podziałem Czechosłowacji na dwie niepodległe republiki oraz decyzją szczytu Wspólnoty Europejskiej, że kandydatury państw ubiegających się o członkostwo w strukturach europejskich będą rozpatrywane indywidualnie, wygasł początkowy impet. Czesi uważali, że ich kraj jest liderem transformacji w Europie Środkowej i zdecydowanie łatwiej od partnerów uzyska członkostwo w strukturach euroatlantyckich, zaś podział Czechosłowacji postrzegali w kategoriach „pozbycia się balastu”. Na Słowacji natomiast od 1994 roku pod rządami Mečiara reguły demokratyczne były nagminnie łamane i można mówić o zmierzaniu tego kraju w kierunku autorytaryzmu. Również polityka zagraniczna Bratysławy została poddana istotnemu zwrotowi. Rząd wprawdzie werbalnie popierał zachodni kurs Słowacji, jednak czynami niejednokrotnie przeczył deklaracjom. Oficjalnie uznając członkostwo w NATO i Unii Europejskiej za główny cel słowackiej dyplomacji, zaczął zacieśniać stosunki z Moskwą.

Przełom nastąpił latem 1998 r., kiedy odbyły się wybory parlamentarne w Czechach i na Słowacji. Zwycięstwo socjaldemokratów w Republice Czeskiej w czerwcu i utworzenie rządu Miloša Zemana stanowiło istotny zwrot w stosunku czeskiej dyplomacji do regionalnej współpracy politycznej. Porażka Vladimíra Mečiara na Słowacji we wrześniu usunęła zaś pozostałe przeszkody w funkcjonowaniu współpracy – zmianie uległa zarówno słowacka polityka wewnętrzna, jak i zagraniczna. Reaktywacja Grupy Wyszehradzkiej miała miejsce 14 maja 1999 r. w Bratysławie, podczas szczytu premierów „czwórki”. Przyjęty został wówczas najważniejszy wspólny dokument od czasu „Deklaracji” rozpoczynającej działalność Grupy – „Treść współpracy wyszehradzkiej”. Nowy dokument zdefiniował obszary współpracy, zdecydowanie rozszerzając jej zakres. Znacznie większy nacisk położony został na realny, obywatelski poziom współpracy, po raz pierwszy zrezygnowano z założenia, że współpraca ma na celu wyłącznie pomoc w uzyskaniu akcesji do struktur euroatlantyckich.

Najważniejszym celem politycznym, jaki postawiła sobie Grupa Wyszehradzka po reaktywacji działalności, było wsparcie Słowacji w jej aspiracjach zarówno dotyczących Paktu, jak i Unii Europejskiej. Wsparcie Grupy Wyszehradzkiej nie ograniczało się jedynie do warstwy werbalnej, jako że Czechy, Polska i Węgry były „świeżo upieczonymi” członkami Sojuszu. Dzięki temu mogły zaoferować Słowacji informacje z pierwszej ręki dotyczące standardów NATO, oczekiwań i wymagań Sojuszu wobec państw kandydujących oraz własnych doświadczeń z procesem rozszerzenia. Wszystkie trzy kraje miały własny żywotny interes we włączeniu Słowacji do „strefy stabilności”, gdyż każdy z nich ma z tym krajem wspólne granice i istnienie „szarej strefy bezpieczeństwa” w sercu Europy Środkowej byłoby dla nich zjawiskiem bardzo negatywnym. Ostatecznie cel ten udało się osiągnąć przy kolejnej fazie rozszerzenia – w 2004 roku.

Końcówka negocjacji akcesyjnych z UE ukazała jednak, że Grupa Wyszehradzka jako ugrupowanie polityczne faktycznie nie funkcjonuje. Grupa Wyszehradzka nigdy nie była w stanie „przemawiać jednym głosem” w sprawach przyszłości UE (jedynym wyjątkiem była zawsze kwestia dalszego rozszerzania UE – w tej sprawie kraje wyszehradzkie zawsze opowiadały się za prowadzeniem polityki „otwartych drzwi”), ale również w kwestii konkretnych rozwiązań akcesyjnych. Z pełną mocą różnice te objawiły się przy okazji negocjacji dopłat bezpośrednich dla rolnictwa, otwarcia rynków pracy starych członków UE dla pracowników z państw przystępujących czy kwestii zmiany systemu głosowania w Radzie UE. Polska w negocjacjach zajmowała zazwyczaj najtwardsze stanowisko i oczekiwała wsparcia pozostałych państw wyszehradzkich. Polska dyplomacja uważała przy tym, że wspólne stanowisko całej „czwórki” będzie korzystne dla wszystkich i pomoże wynegocjować lepsze warunki akcesji. Czechy, Słowacja i Węgry, które wprawdzie również nie zgadzały się z rozwiązaniami forsowanymi przez unijnych negocjatorów, często po początkowym wsparciu dla Polski dochodziły do wniosku, że twarde stanowisko, zwłaszcza w sprawach prestiżowych, ale jednak mniej istotnych, może przynieść im więcej szkód niż korzyści.

W 2004 r., po wejściu Słowacji do NATO, a następnie wszystkich czterech państw wyszehradzkich do UE, sytuacja Grupy uległa istotnej zmianie jakościowej. Cel zadeklarowany w chwili powoływania ugrupowania do życia – członkostwo w NATO i Unii Europejskiej całej czwórki – został spełniony. W tej sytuacji pojawiły się pytania o przyszłość Grupy – czy po wejściu Czech, Polski, Słowacji i Węgier do UE i NATO nadal będzie ona istnieć, a jeśli tak, to w jakiej formie? Czy ugrupowanie regionalne, które dotychczas pełniło głównie utylitarną w sensie dyplomatycznym funkcję, powinno funkcjonować w ramach Unii? A jeżeli tak, to czy powinno podejmować próby realnego wpływania na politykę – innymi słowy, czy może być ugrupowaniem politycznym?

Odpowiedzi udzielił szczyt premierów, 12 maja 2004 r. w czeskiej Kroměříži. Podczas niego przyjęto nową deklarację definiującą współpracę po wejściu do UE. Jako główne pola kooperacji określono wzmacnianie „tożsamości środkowoeuropejskiej” poprzez działania i inicjatywy regionalne, wspólny wkład w rozwój Unii Europejskiej, zwłaszcza poprzez wspieranie aspiracji państw kandydujących do członkostwa oraz kształtowanie polityki unijnej wobec państw Europy Wschodniej i Południowowschodniej. Obok strategicznej decyzji o utrzymaniu istnienia Grupy, rozbudowany został komponent obywatelski i współpracy regionalnej, wyraźne było również przesunięcie w stronę kooperacji sektorowej. Uznano, że rezygnacja z takiej formy współpracy byłaby niekorzystna również ze względu na przepływ informacji – podczas intensywnej komunikacji przedakcesyjnej wypracowane zostały wysokie standardy w tym zakresie. Nie zrezygnowano jednak z celów geopolitycznych – najważniejszymi z nich pozostaje od 6 lat wspieranie aspiracji członkowskich państw chcących przystąpić do struktur euroatlantyckich (zdecydowane opowiedzenie się za polityką „otwartych drzwi”) oraz współkreowanie unijnej polityki wschodniej (m.in. poprzez wsparcie polsko-szwedzkiej inicjatywy Partnerstwa Wschodniego). Wsparcie potencjalnych nowych członków Unii ma swój bardzo konkretny komponent – podobnie jak miało to miejsce w przypadku Słowacji w latach 1999-2004, państwa wyszehradzkie również w przypadku Ukrainy, Mołdawii oraz krajów Bałkanów Zachodnich chętnie dzielą się swoim doświadczeniem transformacyjnym i akcesyjnym.

Po 2004 r. Grupa Wyszehradzka musiała zatem zmodyfikować swój charakter – polska prezydencja 2004-2005 nadała europejski ton agendzie wyszehradzkiej, wzmacniając rolę ugrupowania jako regionalnego forum dialogu na tematy związane z kierunkami rozwoju Unii. Debata w gronie wyszehradzkim ma ułatwiać tworzenie sojuszy taktycznych w celu realizacji określonych celów na arenie unijnej. Konsultacjami takimi objęte zostały m.in. Nowa Perspektywa Finansowa na lata 2007-2013, współpraca w zakresie kwestii objętych porozumieniem z Schengen czy uczestnictwo w kształtowaniu i implementacji nowej polityki sąsiedztwa UE.

Odpowiadając zatem na pytanie, czy Grupa Wyszehradzka może być ugrupowaniem politycznym, czy też jest skazana na rolę forum współpracy regionalnej, można stwierdzić, że może ona „bywać” ugrupowaniem politycznym. Trwałe współdziałanie na arenie międzynarodowej dotyczy głównie wsparcia dla polityki „otwartych drzwi”, czego najbardziej spektakularnym przykładem było wspólne poparcie udzielone pomarańczowej rewolucji na Ukrainie w 2004 r. Grupa jest też wykorzystywana jako dyplomatyczne forum konsultacji – najgłośniejszym przypadkiem takiej formuły współpracy był jej szczyt w 2007 r., który odbył się zaledwie tydzień przed brukselskimi negocjacjami w sprawie traktatu lizbońskiego. To właśnie na tamtym spotkaniu przywódców państw wyszehradzkich delegacje polska i czeska zbliżyły swe stanowiska i miały okazję przećwiczyć ich obronę w „ogniu walki” – w debacie z mającymi odmienne stanowisko Słowacją i Węgrami.

Czechy

Po akcesji państw Europy Środkowej do UE to Czechy pozostają głównym polskim partnerem w regionie, partnerem poważnym, z którym można „robić politykę”. Praga jest bowiem obok Polski tym spośród nowych członków Unii, który ma wyraźne aspiracje do odgrywania podmiotowej roli w jej strukturach i niegodzenia się z taktyką „utrzymywania w głównym nurcie” polityki europejskiej. Czechy nie zadowoliły się członkostwem w Unii Europejskiej, jak wielu innych nowych członków, lecz twardo walczą o swoje interesy w jej strukturach. Mogą sobie na taką walkę pozwolić – Republice Czeskiej trudno zarzucić, że do Unii „weszła na kredyt” (z tego powodu np. inny potencjalny polski sojusznik w regionie – Rumunia – nie podejmuje poważnych prób gry politycznej na europejskich salonach). Nie musi też obawiać się Rosji, a co za tym idzie osłabienie Unii nie stanowi dla Czech kwestii „życia lub śmierci” (jak w przypadku krajów bałtyckich, dla których priorytetem musi być jak najsilniejsza UE chroniąca je przed Moskwą). Pod wodzą konserwatystów Czechy miały także wyraźne ambicje aktywnego kształtowania Unii oraz jej polityki, przy tym były zdecydowanie przeciwne powstaniu „superpaństwa” europejskiego i zbyt głębokiej integracji politycznej. To wszystko sprawia, że są potencjalnie bardzo poważnym sojusznikiem Polski wewnątrz UE.

Powyższe uwarunkowania sprawiły, że stosunki polsko-czeskie w ostatnich latach znacząco się poprawiły, osiągając w 2007 r. poziom, jakiego nigdy dotychczas w nowożytnej historii nie mieliśmy. Tradycyjne stosunki międzypaństwowe Pragi i Warszawy w XX wieku oscylowały między chłodem a jawną wrogością (wyjątkiem pozostawały środowiska opozycyjne w latach 70. i 80.), jednak w ostatnich latach zostały zastąpione wspólnotą interesów. Momentem przełomowym w dwustronnych relacjach był niewątpliwie szczyt w Brukseli w czerwcu 2007 roku, podczas którego najbardziej lojalnym polskim partnerem w niezwykle trudnym momencie okazali się Czesi. Ci sami, których poparcie jeszcze przed szczytem traktowane było z przymrużeniem oka i sugestią, że w pierwszym możliwym momencie pozostawią Polskę samą na placu boju. Przekonanie to wynikało nie tylko z wieloletnich, utrwalonych stereotypów, lecz również z doświadczeń ostatnich lat dyplomacji środkowoeuropejskiej. Tymczasem Czechy okazały się partnerem poważnym, grającym „do ostatniego gwizdka”, umiejącym (wraz z Litwą) w decydującym momencie unijnych rokowań poprzeć polską delegację stwierdzeniem, że nie ma zgody na wynik 26:1.

Kooperacja w negocjacjach wokół traktatu konstytucyjnego nie jest jedynym polem współpracy polsko-czeskiej. Oprócz bowiem wspólnego stanowiska wobec Unii istnieją inne cele strategiczne tożsame dla obu naszych państw. Wciąż nie jest wykluczone, że w niedalekiej przyszłości wspólnie będziemy amerykańskimi partnerami w systemie obrony przeciwrakietowej Missile Defence, co wymusza zacieśnienie współpracy wojskowej. Oba nasze kraje bardzo mocno wspierają aspiracje unijne kolejnych kandydatów – nawet jeśli priorytety rozłożone są inaczej (dla Polski najważniejsza jest Ukraina, dla Czech Bałkany), pole do współpracy strategicznej jest z pewnością szerokie. Również w polityce wschodniej, choć dla Czech siłą rzeczy nie tak istotnej, dają się odnaleźć wspólne interesy, jak choćby intensywne wsparcie dla opozycji demokratycznej na Białorusi czy bezpieczeństwo energetyczne. Również zdecydowane poparcie Czech dla Partnerstwa Wschodniego daje Polsce pole do owocnej kooperacji, a jednocześnie świadczy o przemianach w polityce zagranicznej tradycyjnie utrzymującej dobre stosunki Pragi z Rosją.

Dla Polski niezwykle istotne jest doświadczenie Czech w kierowaniu Unią. Faktem jest, że nie jest to doświadczenie najlepsze. Od samego początku Praga miała z tym znaczne problemy, ponieważ trafiła na niezwykle trudny moment przejmowania prezydencji (wojna na Bliskim Wschodzie, kryzys gospodarczy oraz konflikt energetyczny Ukrainy i Rosji), zaś wielcy Unii (zwłaszcza Francja) zamiast wspierać Czechy, woleli „podstawiać nogę”. Nicolas Sarkozy wykorzystywał każdy argument, by wykazać, że czeska dyplomacja sobie nie radzi i udowodnić, że jedynie duzi gracze unijni powinni nią kierować. Mimo dość histerycznej atmosfery kształtowanej przez Paryż, Czechom udało się opanować sytuację i w miarę sprawnie przejść do dyplomatycznego kontrataku, jednak kłopoty wewnątrzpolityczne z końca marca 2009 r. i obalenie gabinetu Mirka Topolánka, zastąpionego rządem urzędniczym, mającym przygotować przedterminowe wybory, nie tylko ograniczyły czeskie możliwości współkształtowania europejskiej polityki, ale również dramatycznie pogorszyły wizerunek kraju na forum europejskim i dały niezwykle mocne atuty krytykom czeskiej prezydencji.

Słowacja

Stosunki polsko-słowackie pozostają dobre, jednak trudno znaleźć w nich elementy istotnej współpracy politycznej na arenie międzynarodowej – za najpoważniejsze należy niewątpliwie uznać poparcie Bratysławy dla Partnerstwa Wschodniego. Słowacja właściwie nie ma również ambicji aktywnego współkształtowania polityki unijnej, zwłaszcza po objęciu funkcji premiera przez Roberta Fico (2006 r.). Nowy gabinet postanowił jednak zmienić akcenty w prowadzonej polityce zagranicznej, która powinna być zgodnie z nowymi założeniami znacznie mniej proamerykańska, a bardziej europejska. Do tego dochodzi istotny zwrot w kierunku wschodnim – Słowacja w ostatnich latach szczególnie dba o dobre relacje z Moskwą – do tego stopnia, że Fico nie wziął udziału w szczycie NATO w Bukareszcie, by spotkać się z premierem Zubkowem. Dodatkowym elementem, który polska dyplomacja musi brać pod uwagę jest bardzo duża popularność premiera i jego ugrupowania, co każe przypuszczać, że po wyborach parlamentarnych w 2010 r. wciąż u władzy pozostaną postkomuniści Ficy (być może jedynie w innym układzie koalicyjnym).

Po 2006 r. pojawiło się kilka elementów, w których między Polską a Słowacją panują rozbieżności. Niewątpliwie najpoważniejszym jest kwestia tarczy antyrakietowej, której elementy mają stanąć w Polsce i Czechach, a którym Słowacja zdecydowanie się sprzeciwia. W stanowczy sposób dał temu wyraz premier Fico w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, gdzie podkreślił bezcelowość projektu oraz zły wpływ jaki może on mieć na relacje z Moskwą. Również polskie postulaty zgłaszane wobec traktatu lizbońskiego nie znajdowały żadnego zrozumienia w Bratysławie (dla której nota bene system pierwiastkowy byłby znacznie bardziej korzystny), która jeszcze w trakcie spotkania Grupy Wyszehradzkiej na tydzień przed szczytem w Brukseli zdecydowanie odmówiła wsparcia Polski podczas negocjacji. Wszystkie powyższe różnice stanowisk nie oznaczają jednak jakiegokolwiek fundamentalnego sporu między Bratysławą a Warszawą na arenie międzynarodowej, co więcej stosunki między oboma państwami są tradycyjnie przyjazne i nie obarczone poważnymi zaszłościami historycznymi.

Z polskiego punktu widzenia niezwykle ciekawym doświadczeniem Słowacji jest wprowadzenie euro. Wejście do unii monetarnej, jego efekty oraz konieczne działania dostosowujące, mogą być dla Polski lekcją zysków, strat, zagrożeń i szans. Oczywiście przy analizie przypadku słowackiego należy brać pod uwagę istotne różnice dzielące obie gospodarki od wielkości i stopnia otwartości poczynając, na cyklach koniunktury kończąc.

Mimo dążenia do utrzymywania się w „głównym nurcie” europejskiej polityki, Słowacja nie jest pozbawiona problemów na arenie międzynarodowej. Zawiązanie koalicji rządowej przez lewicowego populistę Roberta Fico z ugrupowaniem Mečiara (mającym bardzo złe notowania za granicą po okresie rządów w latach 1994-1998) oraz nacjonalistami Jana Sloty spowodowało drastyczne pogorszenie wizerunku kraju. Ugrupowanie Fico, „Smer”, zostało zawieszone w prawach członka PES i choć niedawno przywrócono mu pełnoprawne członkostwo, wciąż pozostaje pod szczególnym nadzorem. Nowa koalicja spotkała się również ze zdecydowaną krytyką ze strony wielu partnerów europejskich. Zdecydowanemu pogorszeniu uległy również stosunki z Węgrami, które – zawsze trudne – weszły w stan permanentnego kryzysu. Liczne incydenty o charakterze ksenofobicznym, ostra retoryka polityków – te elementy sprawiają, że wizerunek Słowacji jako kraju nacjonalistycznego w wielu środowiskach międzynarodowych się utrwala.

Węgry

Relacje Polski z Węgrami pozostają w ostatnich latach na podobnym poziomie, jak stosunki ze Słowacją. Polska nie jest dla Węgier partnerem strategicznym, zaś oficjalnie dobre stosunki bilateralne nie mają w sobie zbyt wielu pierwiastków współpracy na polu dyplomatycznym. Wyjątkiem – podobnie jak w przypadku relacji ze Słowacją – pozostaje kwestia Partnerstwa Wschodniego. Węgry pod rządami socjaldemokratów, zwłaszcza po objęciu urzędu premiera przez Gyurcsany’ego, nie mają ambicji współkreowania polityki unijnej, lecz – podobnie jak Słowacja i wiele innych krajów Europy Środkowej – „pozostawania w głównym jej nurcie”. Jednocześnie bardzo wyraźny jest kierunek wschodni w prowadzonej przez nich polityce, zwłaszcza w kwestii bezpieczeństwa energetycznego – w 2007 r. rząd Gyurcsany’ego z wielką determinacją zaangażował się w niedopuszczenie do przejęcia węgierskiego koncernu paliwowego MOL przez austriacki ÖMV, zaś prezes MOL publicznie stwierdził, że rosyjskie przedsiębiorstwa byłyby lepszymi potencjalnymi partnerami (choć zauważyć należy, że sprzedaż ponad 20% udziałów przez ÖMV rosyjskiemu koncernowi Surgutnieftgaz spowodowała nerwowe reakcje strony węgierskiej). O prorosyjskim zaangażowaniu premiera najlepiej świadczy fakt, że po jego decyzji o podaniu się do dymisji kremlowskie gazety wyrażały żal po „utracie swojego człowieka”. Zawirowania polityczne wokół postkomunistów i obecne preferencje wyborcze wykazują jednak jasno, że najprawdopodobniejszym wynikiem wyborów parlamentarnych w 2010 r. będzie zwycięstwo prawicowego FIDESZ-u Viktora Orbana, co może dać nowe impulsy w polityce zagranicznej – już dziś Orban deklaruje, że chciałby wspólnie z innymi krajami regionu wzmacniać pozycję Europy Środkowej w ramach UE oraz wspierać się nawzajem wobec ekspansywnej polityki Kremla.

Polityka prowadzona przez dyplomację węgierską w ostatnich latach spowodowała pojawienie się pewnych rozbieżności w stosunkach z Polską. Podobnie jak w przypadku Słowacji, dotyczyły one spraw związanych z tarczą antyrakietową (której Węgry były przeciwne, głównie ze względu na stanowisko Rosji) oraz integracją europejską. Węgry opowiadały się za jak najszybszym przyjęciem traktatu konstytucyjnego i zdecydowanie sprzeciwiały się polsko-czeskim postulatom zmiany systemu głosowania, zaś po podpisaniu traktatu lizbońskiego Węgry były jednym z pierwszych krajów, który go ratyfikował. Również jednak w przypadku relacji polsko-węgierskich mamy do czynienia z tradycyjnie ciepłymi stosunkami, nieobarczonymi fundamentalnymi sporami dyplomatycznymi ani zaszłościami o charakterze historycznym.

Węgierski euroentuzjazm nie zmienia jednak faktu, że międzynarodowa pozycja Węgier w ostatnich latach pozostaje niezwykle słaba. Już parę lat temu Budapeszt został poddany miażdżącej krytyce ze strony NATO, jako partner najsłabiej przygotowany i najmniej udzielający się w ramach działań Paktu. W ostatnich latach natomiast systematycznie pogłębiający się kryzys ekonomiczny wynikający z prowadzonej przez kolejne rządy polityki „przejadania” wzrostu gospodarczego zburzył wizerunek Węgier jako jednego z liderów Europy Środkowej. Na pogłębiające się problemy gospodarcze nałożyły się skandale wewnątrzpolityczne, zwłaszcza tzw. taśmy prawdy, na których premier Gyurcsány w dosadnych słowach przyznawał się do wprowadzenia w błąd opinii publicznej w sprawie stanu węgierskiej gospodarki, co wywołało wielodniowe zamieszki na ulicach Budapesztu. Skompromitowany szef rządu nie zdecydował się jednak ustąpić ze stanowiska (stało się to dopiero po dwóch i pół roku, w kwietniu 2009 r., po całkowitym załamaniu gospodarki). Te wszystkie elementy zdemolowały wizerunek kraju na arenie międzynarodowej.

Podsumowanie i postulaty

W ostatnich latach spośród państw wyszehradzkich Polska aktywnie współpracowała jedynie z Republiką Czeską. Stosunki ze Słowacją i Węgrami – choć dobre i z racji sąsiedztwa dość intensywne – rzadko przybierały formę ścisłej współpracy politycznej. Grupa Wyszehradzka natomiast jedynie od czasu do czasu „stawała się” ugrupowaniem politycznym. Jej charakter – co zresztą również cenne – pozostawał raczej konsultacyjny niż uzgodnieniowy.

Państwa środkowoeuropejskie w ostatnich latach przeżywają poważne kryzysy – wizerunkowe, polityczne i gospodarcze, co ma istotny wpływ na ich pozycję w UE. Dodatkowo „stara” Europa coraz wyraźniej i bardziej brutalnie daje im do zrozumienia, że są traktowane jak członkowie „drugiej kategorii”, czasem wręcz „specjalnej troski”. W sytuacji kryzysu gospodarczego dodatkowo trudniej im liczyć na ekonomiczne wsparcie krajów bogatszych, ale również przeżywających poważne kłopoty.

Dobrze znana zasada gospodarcza mówi, że prawdziwe fortuny powstają w czasach kryzysu. Myślę, że podobny mechanizm można rozciągnąć na inne dziedziny życia, w tym dyplomację. Polska mogłaby właśnie w myśl takiej strategii aktywnie powalczyć o rolę realnego lidera w regionie, czego dotychczas – z różnych powodów – nie była w stanie uczynić. Moment, w którym pozycja innych państw Europy Środkowej na arenie międzynarodowej jest słaba (czy to z powodów wizerunkowo-politycznych, jak w przypadku Czech i Słowacji, czy też gospodarczych, jak w przypadku Węgier, ale także państw bałtyckich), jest paradoksalnie znakomitą okazją do budowy pozycji Polski w regionie. Taka działalność wymaga oczywiście długofalowego spojrzenia na polską rację stanu, nie można zakładać szybkich efektów przyjętej strategii. Nie jest to gra o charakterze handlu wymiennego – w zamian za wsparcie oczekujemy odpowiedniej zapłaty. Istnieje wiele potencjalnych pól, na których Warszawa mogłaby wesprzeć Bratysławę, Budapeszt czy Pragę, budując zaufanie partnerów.

Umiejętność budowy pozycji we własnym regionie, gdzie interesy są często przeciwstawne (gorące spory przebiegają wewnątrz Europy Środkowej, jak choćby konflikty słowacko-węgierskie), jest zadaniem niezwykle trudnym. Skomplikowanym tym bardziej, że niektórzy z naszych partnerów tradycyjnie nie chcą godzić się z rolą Polski jako lidera regionalnego. Nie należy oczywiście łudzić się, że uda się zbudować w Europie niewzruszony sojusz państw mówiących zawsze jednym głosem. Z faktu, że całkowicie nierealne jest zbudowanie jednolitego bloku politycznego nie należy jednak wysuwać wniosku, że alternatywą jest utrzymywanie jedynie standardowych stosunków dyplomatycznych. Z całą pewnością realne jest zbudowanie grupy państw wspierających się wzajemnie na arenie międzynarodowej przy jednoczesnym długofalowym budowaniu wizerunku Polski w regionie. Pierwszym przykładem takich działań była polsko-czesko-litewska współpraca na szczycie w Brukseli.

Aby cel ten osiągnąć, polska dyplomacja nie powinna sama pozbawiać się okazji do budowy wizerunku i pozycji w Europie Środkowej. W sytuacji bezprecedensowych ataków prezydenta Sarkozy’ego na czeską prezydencję (porównywalnych ze słowami Chiraca o „straconej szansie na siedzenie cicho”), powodowanych francuskimi ambicjami kierowania Unią o pół roku dłużej, Warszawa powinna była wesprzeć Pragę i wspomóc południowych sąsiadów w wykazaniu, że obiektywnie ich praca nie daje powodów do podobnej krytyki. Również rozpaczliwy plan ratowania gospodarki, zgłoszony przez Budapeszt, nie powinien był zostać storpedowany równie brutalnie. Z

całą pewnością można było bowiem zaoferować Węgrom lobbing na ich rzecz na forum Unii, by zaś uniknąć „wrzucenia do jednego worka” z krajami przeżywającymi dramatyczne załamanie gospodarcze wystarczyło – właśnie głośno i spektakularnie – poprzeć projekt pomocy Węgrom i krajom bałtyckim, przy jednoczesnym podkreśleniu odmienności sytuacji Polski w obliczu kryzysu.

Ofensywę dyplomatyczną należy podjąć równocześnie także w samych zainteresowanych państwach. Przede wszystkim konieczne jest przeprowadzanie konsultacji w sprawie inicjatyw podejmowanych na forum unijnym z dużym wyprzedzeniem, tak aby partnerzy zdążyli się z nimi w pełni zapoznać oraz by polscy dyplomaci mieli czas na przekonanie ich, że polskie postulaty leżą również w interesie ich krajów. Tak było choćby w przypadku forsowanego przez stronę polską pierwiastkowego systemu głosowania, który był najkorzystniejszy dla państw małych, jednak został zgłoszony – jak twierdzili przedstawiciele tych krajów – zbyt późno, w sposób mało przekonujący i bez dogłębnych analiz. W takiej sytuacji nie poparły one stanowiska Warszawy i koncepcja bardzo szybko upadła w Brukseli.

Podsumowując – sytuacja do budowy mocnej pozycji Polski w regionie jest wyjątkowo dobra i stwarza wiele możliwości działania. Muszą one jednak być prowadzone z wizją, rozmachem, determinacją, a przede wszystkim – odwagą. Bez tych elementów Polska sama skazuje się na dyplomatyczną „drugą ligę”, z której awansować o klasę wyżej jest niezwykle ciężko.

 

 

* * *

 

Powyższy tekst powstał w maju 2009 r., jednak wkrótce po jego napisaniu i wygłoszeniu pojawił się nowy element w debacie o roli Polski w Europie Środkowej. Nie sposób go nie odnotować, choćby w formie krótkiego post scriptum, bowiem w sposób bezpośredni odnosi się do postulatów postawionych polskiej polityce zagranicznej powyżej.

Głęboki spór o geostrategiczne cele naszej dyplomacji otworzył tekst ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego Lekcje historii, modernizacja i integracja („Gazeta Wyborcza”, 29-30 sierpnia 2009). Jedną z głównych tez głoszonych przez szefa polskiej dyplomacji (powtórzonych miesiąc później w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”) jest potrzeba rezygnacji z „jagiellońskich ambicji mocarstwowych” i odstąpienia od dążenia do osiągnięcia „statusu jagiellońskiego mocarstwa regionalnego”. Sikorski w swojej analizie dużo miejsca poświęca roli Niemiec i Rosji, Europę Środkową zbywając jedynie cytowanymi powyżej sformułowaniami.

Tak zarysowany kształt polityki zagranicznej stanowi zerwanie z jej założeniami, którymi kierowały się kolejne rządy Polski przez ostatnich 20 lat. Europa Środkowa i Wschodnia stanowiły zawsze istotny element polskiej dyplomacji – strategia pozostawała niezmienna, niezależnie od różnic w podejściu taktycznym i licznych błędów popełnianych w jej realizacji (za główny można chyba uznać brak cierpliwości w powolnym budowaniu swojej pozycji). Wprawdzie Sikorski oraz jego protagoniści i polemiści w swojej debacie nacisk kładą na wschód (ULB Giedroycia – Ukraina, Litwa, Białoruś), jednak nie sposób nie zauważyć, że w tak zarysowanej przez ministra spraw zagranicznych strategii nie ma miejsca również na postulowane przeze mnie mozolne wykuwanie pozycji w regionie środkowoeuropejskim. Skupienie się na Niemczech i Rosji, lekceważenie mniejszych graczy i konkluzja, którą sam zainteresowany streścił niegdyś jako „utrzymywanie się w głównym nurcie polityki europejskiej”, trafnie określił Marek Cichocki mianem „pułapki minimalizmu” (W pułapce minimalizmu, „Tygodnik Powszechny”, 6 października 2009).

Ministra Sikorskiego mocno wsparł Rafał Ziemkiewicz poddając polską politykę zagraniczną głębszej, interesującej i w wielu punktach trafnej analizie, zakończonej dość prowokacyjną tezą, w myśl której zachowanie suwerenności wyszło z naszego realnego zasięgu, w związku z czym należy wejść w niemiecką strefę wpływów, gdyż alternatywą jest jedynie pozostanie rosyjskim satelitą (Polityka realna – czyli jaka?, „Rzeczpospolita”, 26 września 2009). Sam jednak przeczy swojej głównej tezie, podobnie jak swoim pochwałom dla koncepcji Sikorskiego, twierdząc w tym samym artykule, że szansa na bycie liderem Europy Środkowej istniała i wciąż istnieje, ale na razie jest marnowana. A zatem – być może pomysł wykuwania pozycji w regionie był dobry, tylko realizacja zła? Problem ten podnosił w swojej polemice Łukasz Warzecha (Realizm nie na kolanach, „Rzeczpospolita”, 10-11 października 2009), zauważając również, że Sikorski „gładko przeszedł od krytyki środków do krytyki strategii”, właściwie nie zwracając uwagi na fundamentalną różnicę pomiędzy obydwoma polami debaty. Krytyce poddana została również teza, że rezygnacja z aktywnej polityki w regionie stanowi kwintesencję realizmu politycznego. Jak pisał Paweł Kowal (Nie żegnajmy się z Giedroyciem, „Rzeczpospolita”, 3-4 października 2009): „prawdziwy realizm to aktywna polityka Polski w regionie wbrew oczekiwaniu, byśmy siedzieli cicho, to ścisłe więzy z Ukrainą, Litwą, państwami wyszehradzkimi”. Jeszcze dosadniej założenia Sikorskiego podsumował Warzecha: „sprowadził swój realizm do stwierdzenia: nie da się, nic nie możemy, skapitulujmy”.

Tekst Radosława Sikorskiego nie powinien być zaskoczeniem dla bacznego obserwatora polskiej polityki zagranicznej ostatnich dwóch lat. Ów minimalizm, będący podstawą jej prowadzenia, został w ten sposób jedynie usankcjonowany, wyniesiony do rangi zdefiniowanego programu. Jak w swojej polemice zauważył wręcz Łukasz Warzecha, „tekst Sikorskiego jest jedynie próbą dorobienia naciąganej teorii do praktyki wynikającej z bieżącej potrzeby politycznej”. Niestety, w tej sytuacji trudno mieć nadzieję, że kolejne szanse wsparcia państw regionu (jak wspomniane powyżej przykłady czeskiej prezydencji czy węgierskiego kryzysu) nie będą marnowane, skoro szef dyplomacji programowo zdaje się odrzucać dążenie do budowania silnej polskiej pozycji w regionie.

 

Tekst z książki Rzeczpospolita na arenie międzynarodowej. Idee i praktyczne dylematy polityki zagranicznej (Kraków-Warszawa 2010), pracy zbiorowej pod redakcją Jacka Kloczkowskiego i Tomasza Żukowskiego, zawierającej artykuły rozwijające tezy wystąpień z cyklu konferencji eksperckich, organizowanych przez Ośrodek Myśli Politycznej dla Kancelarii Prezydenta RP w latach 2008-2009.

 



Paweł Ukielski - Doktor nauk politycznych, historyk, wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, pracownik naukowy Instytutu Studiów Politycznych PAN, wydał m.in. "Aksamitny rozwód. Rola elit politycznych w procesie podziału Czechosłowacji" (2007). Współautor prac zbiorowych wydanych przez Ośrodek Myśli Politycznej: "Kryzys Unii Europejskiej. Polska i czeska perspektywa" (2012), "Bezpłodny sojusz? Polska i Czechy w Unii Europejskiej" (2011), "Polska w grze międzynarodowej. Geopolityka i sprawy wewnętrzne" (2010).

Wyświetl PDF