Aleksander Surdej, “Partnerstwo Transatlantyckie: ława przysięgłych jest w trakcie kompletowania”

omp

21 marca 2013

W orędziu o stanie państwa 13 lutego 2013 roku Prezydent Barack Obama powiedział: “Ogłaszam dzisiaj, że rozpoczynamy negocjacje Transatlantyckiego Partnerstwa w zakresie Handlu i Inwestycji (Transatlantic Trade and Investment Partnership with the European Union), ponieważ wolny i sprawiedliwy handel w obszarze Atlantyku sprzyja tworzeniu dobrze płatnych miejsc pracy dla Amerykanów”. Podobnie nadzieje wyrażana są w wystąpieniach przedstawicieli Komisji Europejskiej, z tym, że atrakcyjne miejsca pracy miałyby powstawać w państwach Unii Europejskiej.

Warunki wymiany handlowej oraz inwestycji wzajemnych na Starym Kontynencie i w głównym państwie Północnej Ameryki są ważne dla całej gospodarki światowej. Państwa UE oraz Stany Zjednoczone tworzą 47% globalnego produktu, a wymiana handlowa między nimi stanowi 1/3 światowej wymiany handlowej. Wartość codziennej wymiany handlowej pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a UE sięga dwóch miliardów euro. Wzajemne inwestycje giełdowe przekroczyły wartość 2 bilionów euro.

Dane potwierdzają siłę więzi gospodarczych między Stanami Zjednoczonymi a niektórymi państwami UE (w małym stopniu między USA a Polską). Czy jednak uzasadnione jest oczekiwanie, że zawarcie porozumienia zwiększy w Stanach Zjednoczonych dochód narodowy o 0.5% rocznie, a w państwach UE o 0.4%, przyczyniając się zwiększenia rocznego dochodu o 86 miliardów euro w państwach UE-27 i 65 miliardów euro w Stanach Zjednoczonych rocznie?

Zapowiadane negocjacje mają dotyczyć:

1)      zniesienia ceł w bilateralnej wymianie produktów w sektorach pozarolniczych;

2)     zobowiązania się do stosowania w stosunkach wzajemnych najkorzystniejszych warunków sformułowanych w porozumieniach regionalnych z innymi („trzecimi”) państwami;

3)     otwarcia zamówień publicznych dla oferentów zagranicznych;

4)     zmniejszenia kosztów dostosowywania się do istniejących regulacji;

5)     wypracowania wspólnego stanowiska w zakresie własności intelektualnej, ochrony środowiska, polityki konkurencji czy polityk rynku pracy.

Warto zauważyć, że zapowiadane zmiany mogą przynieść minimalny postęp w zakresie liberalizacji handlu, ponieważ już dzisiaj 70% eksportu (w sektorze pozarolniczym) z UE trafia do Stanów Zjednoczonych przy zerowych stawkach celnych, a dla produktów rolnych wskaźnik ten wynosi 47% (dla Stanów Zjednoczonych wartości te wynoszą odpowiednio 66% i 47%).

Jeśli korzyści ze wzrostu handlu będą małe, to zupełnie iluzoryczne wydają się korzyści (i możliwości) otwierania „zamówień publicznych” dla oferentów z innych krajów. Trudności w tym obszarze najłatwiej zilustrować, gdy pamiętamy, że zamówienia publiczne w Stanach Zjednoczonych dotyczą głównie badań na użytek Pentagonu lub dostaw sprzętu wojskowego.

Wspólne stanowiska w globalnych kwestiach dotyczących ochrony środowiska jest trudne do wyobrażenia, jeśli analizujemy rozbieżne stanowiska UE i Stanów Zjednoczonych w odniesieniu do porozumień z Kyoto czy „globalnego pakietu klimatycznego”.

Negocjacje jednak warto zacząć i próbować doprowadzić je do „partnerskiego finału”. Wątpić jednak należy czy rozwój wydarzeń potwierdzi skalę zapowiadanych korzyści. Z fanfarami warto zaczekać.

Autor jest profesorem Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

Tagi: , , , ,

Komentarze są niedostępne.