Europa się nie liczy? – o artykule Richarda N. Haassa z dr Pawłem Ukielskim rozmawia Wojciech Jakóbik

omp

22 czerwca 2011

Richard N. Haass z CFR prezentuje na łamach „Washington Post” opinię, że Europa już się nie liczy w globalnym wyścigu. Przedstawia on silne argumenty popierające tę tezę. Na ich temat z dr Pawłem Ukielskim z Instytutu Studiów Politycznych PAN rozmawia Wojciech Jakóbik. ”Nie tyle kryzys ekonomiczny (choć oczywiście jest ważnym czynnikiem), lecz sytość i przekonanie o bezpieczeństwie powoduje, że Europa de facto dobrowolnie abdykuje z pozycji potęgi, przynajmniej w militarnym aspekcie”.

Słaba pozycja Europy wynika według Haassa z tego, że centrum światowej ekonomii przenosi się do Azji, podczas gdy kraje europejskie walczą z kryzysem, który nie chce minąć. Ponadto, główną areną rywalizacji geopolitycznej przestaje być region transatlantycki a staje się nim powoli Pacyfik i Azja Środkowo-Wschodnia. Na tym obszarze istnieje duże prawdopodobieństwo wystąpienia konfliktu, nie wyłączając opcji militarnej, pomiędzy rosnącymi potęgami – Chinami i Indiami, oraz pozostałymi aktorami z tamtej części świata, takimi jak Wietnam, Korea Pd. I Pn., czy Japonia. Zdaniem Haassa Europa nie będzie miała wielkiego znaczenia ani wpływu dla wydarzeń w tamtym regionie, a tym samym straci znaczenie dla światowej polityki w ogóle.

Autor artykułu zauważa również słabnięcie więzi transatlantyckich. Europa skupia się na walce z załamaniem w południowych krajach kontynentu i nie ma już energii, możliwej do zainwestowania w realizację interesów geopolitycznych. Diagnozuje też erozję elit ,,północnowschodnich” i transfer władzy w ręce przedstawicieli stanów południowych i wschodnich w USA, którzy przyjmują diametralnie odmienną optykę w postrzeganiu stosunków międzynarodowych.

Także NATO według Haassa traci impet, ponieważ nie istnieje już klarownie czarno-biały obraz świata – sojusznicy i rywale są mniej jaskrawo zarysowani, podobnie jest z zagrożeniami, które zmieniają charakter i stają się coraz mniej przewidywalne.

W konkluzji swojego wywodu autor stwierdza, że USA nie sprawią, że Europejczycy wywiążą się ze swoich zobowiązań, wypełniając je za nich. Przewiduje on spadek znaczenia i siły NATO, przy jednoczesnym wzroście znaczenia relacji bilateralnych Stanów Zjednoczonych ze swoimi sojusznikami, którzy będą skłonni coś wnieść do sojuszu.

Haass wróży również rozwój relacji Stanów z krajami azjatyckimi – Australią, Indiami, Południową Koreą i Wietnamem, szczególnie w wypadku, gdyby relacje z Chinami miały się pogorszyć, oraz z krajami bliskowschodnimi – Turcją, Izraelem i Arabią Saudyjską. Nie uważa on, że NATO należy w takim razie usunąć, ponieważ odgrywa ono dużą rolę w realizacji polityki krajów europejskich, aczkolwiek jest pewien, że czas dominacji relacji transatlantyckich w amerykańskiej polityce definitywnie się skończył. Według Haassa, jedyne co pozostaje zrobić, to zaakceptować ten stan i się do niego dostosować.

Do tez autora omawianego artykułu odniósł się w rozmowie z Wojciechem Jakóbikiem, redaktorem naczelnym portaluwww.ebe.org.pl, Paweł Ukielski, historyk, politolog i badacz Europy Środkowej, zastępca dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego, adiunkt w Zakładzie Europy Środkowo-Wschodniej Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk.

Wojciech Jakóbik: Czy tekst Richarda N. Haassa jest dla Pana zaskakujący, czy raczej wpisuje się w ciąg podobnych wystąpień amerykańskich ekspertów i publicystów, świadczących, że w Ameryce przestaje się wierzyć w UE i w NATO, a więc we współpracę transatlantycką?

Paweł Ukielski: Artykuł Richarda Haassa nie może być zaskoczeniem. W swojej analizie de facto zawarł on tezy, które najwyraźniej w amerykańskiej administracji są oczywiste od dłuższego czasu, co więcej – od kilku lat Amerykanie działają zgodnie z diagnozą przedstawioną przez Haassa. Wyraźnie widać malejące zainteresowanie Europą, zaś wszystkich, którzy jeszcze liczyli, że jest to „wahnięcie” chwilowe i wraz z odejściem Obamy z urzędu minie, takie analizy powinny wyprowadzić z błędu.

W opinii Haassa Europa staje się mniej atrakcyjnym partnerem dlatego, że jest syta i bezpieczna (zaś jedynym zagrożeniem, jakie dostrzega jest kryzys gospodarczy, który może nieco tej sytości zagrozić). Nic zatem dziwnego, że brak woli intensywnych działań w sferze bezpieczeństwa. Trudno się nie zgodzić z tymi – oczywistymi dla każdego obserwatora Europy – stwierdzeniami nie zgodzić. Podobnie, jak nie sposób zanegować rosnącej roli Azji, zarówno jako potęgi gospodarczej jak i miejsca potencjalnych poważnych konfliktów – również zbrojnych.

Najciekawszym elementem w artykule Haassa jest w mojej opinii passus mówiący o malejącej roli NATO. Pojawia się w nim bowiem postulat ograniczenia uwagi poświęcanej sytuacji w Pakcie, ale – w zamian – budowania relacji bilateralnych. Haass otwarcie mówi o rozwijaniu stosunków dwustronnych „z tymi nielicznymi krajami w Europie, które skłonne są i mają możliwości działać na świecie, włączając w to działania militarne”. Jest to wyraźnie sformułowana oferta wobec krajów europejskich: „zastanówcie się, czy chcecie być z nami w bliskim sojuszu”. Sądzę, że sygnały takie szczególnie dokładnie powinny być analizowane również przez polski rząd.

Czy NATO rzeczywiście traci siłę w obliczu rosnącego znaczenia relacji transpacyficznych? A może jest szansa, że Sojusz jest w stanie coś w nie wnieść?

Można obawiać się, że faktycznie znaczenie NATO jako Sojuszu militarnego będzie spadało. Trudno wyobrazić sobie znaczący wkład NATO w relacje trans pacyficzne w sytuacji, gdy dla większości europejskich partnerów są to tereny odległe, nie stanowiące miejsca żywotnych interesów.

Czy Europa jest jeszcze w stanie wrócić do grona największych potęg świata? Czy kryzys ekonomiczny i jego głęboko umiejscowione w systemie europejskim przyczyny to wykluczają?

Uważam, że nie tyle kryzys ekonomiczny (choć oczywiście jest ważnym czynnikiem), lecz sytość i przekonanie o bezpieczeństwie powoduje, że Europa de facto dobrowolnie abdykuje z pozycji potęgi, przynajmniej w militarnym aspekcie.

Czy jest szansa na zaistnienie wielkiego paradoksu historii w którym w przyszłości Zachód (zwłaszcza Europa) zostanie skolonizowany przez Wschód?

Można się w dłuższej perspektywie obawiać takiego rozwoju sytuacji, choć zmiennych mogących wpływać na podobne procesy jest zbyt wiele, by jednoznacznie próbować określić kierunek wydarzeń. Z całą pewnością można powiedzieć, że Europa jest znacznie mniej dynamiczna i mniej skłonna do obrony własnych wartości (jak to ujął Haass – do ponoszenia ofiar) niż kraje azjatyckie lub bliskowschodnie.

Jak odnajdzie się w tej sytuacji Rosja – bliżej jej do nowego Wschodu czy do starego Zachodu?

Ani tu ani tu. Rosja jest przypadkiem specyficznym, całkowicie odrębnym. Z jednej strony chce współpracować z niektórymi krajami Zachodu, z drugiej – rzuca mu wyzwanie łamiąc postzimnowojenny system bezpieczeństwa (wojna z Gruzją). Z kolei ze Wschodem też Rosji nie jest po drodze – to właśnie ten kraj już obecnie jest poddawany faktycznej kolonizacji przez „nowy Wschód” w postaci Chin (vide Syberia).

Artykuł R. N. Haassa Why Europe no longer matters jest dostępny na stronie:

http://www.washingtonpost.com/opinions/why-europe-no-longer-matters/2011/06/15/AG7eCCZH_story.html

Tagi: , ,

Komentarze są niedostępne.