Refleksje na temat polskiej polityki bezpieczeństwa


Niebezpieczne trendy

Z dzisiejszej perspektywy można dostrzec, iż zakończenie zimnej wojny na przełomie lat 80. i 90. minionego wieku przyniosło tylko krótkotrwałą iluzję „końca historii” i dywidendy pokojowej. Okres ten okazał się raczej strategiczną pauzą w światowej rywalizacji. Świat został szybko zmuszony do poszukiwania nowych rozwiązań w dziedzinie bezpieczeństwa, które uporządkowałyby chaotyczne i nieskuteczne próby rozstrzygnięcia wielu nowych problemów i konfliktów ery post-zimnowojennej. Jak dotąd wydaje się jedynie pewne, że kończy się epoka, w której Stany Zjednoczone były postrzegane jako hegemon światowy. Jednak w zamian trudno spodziewać się szybkiego powstania systemu efektywnego multilateralizmu. Dostrzegamy zaś próby budowania różnych konfiguracji przypominających raczej dziewiętnastowieczny koncert mocarstw, niedemokratyczny układ geopolityczny, zmierzający do podporządkowania państw mniejszych interesom imperiów. Istotną winę za taki stan rzeczy ponoszą nasi sojusznicy i partnerzy z instytucji europejskich i transatlantyckich.

Ważka zmiana zachodzi ostatnio w polityce amerykańskiej. Nowy prezydent odszedł od postrzegania świata w relacjach Wschód-Zachód. Stary paradygmat zastąpił perspektywą Północ-Południe. W tym kontekście nierozwiązane problemy Europy Środkowo-Wschodniej straciły znaczenie dla Amerykanów. Słusznie wytknięte to zostało Amerykanom jako błąd w ich postrzeganiu naszego regionu, w ubiegłorocznym liście polityków środkowoeuropejskich do administracji amerykańskiej.

Po latach debat wszedł w życie traktat lizboński, który miał na celu nie tylko pogłębienie integracji europejskiej i usprawnienie Unii, ale i przygotowanie jej do podjęcia nowych wyzwań. Ambiwalentne zapisy w dziedzinie polityki zagranicznej oraz mało charyzmatyczny charakter nowych, wysokich urzędników powodują, że dopiero praktyka najbliższych lat wykaże, jaką rolę odegra Unia w świecie, jak solidarnie chroni interesy swoich członków i na ile duże państwa pozwolą innym członkom współkształtować politykę tej organizacji międzynarodowej.

W innych częściach świata można dostrzec dynamiczny rozwój kilku państw, które już roszczą sobie pretensje do regionalnej hegemonii, a na niektórych płaszczyznach starają się też rywalizować o wpływy globalne. Takie aspiracje pokazują między innymi państwa nieformalnego bloku BRIC – Brazylia, Rosja, Indie oraz Chiny.

Czeka nas, zatem świat wielostronnej rywalizacji, a nie multipolarnej współpracy. Do lamusa zdaje się odchodzić slogan lat 90. o najlepszej od 300 lat koniunkturze geopolitycznej dla Polski. Nie potwierdzają się też optymistyczne założenia, iż już samo przystąpienie Polski do struktur atlantyckich i europejskich będzie lekiem na nasze bolączki niedorozwoju. Nie zabezpieczymy swoich interesów biernie wtapiając się w główny nurt europejski. Silna, podmiotowa pozycja Polski zarówno w Unii jak i NATO, pozwalająca na współkształtowanie polityki tych instytucji, wymaga właśnie teraz intensywnych zabiegów naszej dyplomacji. Bezpieczeństwo państwa nie jest dane raz na zawsze. To nieustanny proces monitorowania zagrożeń i poszukiwania sposobów ich zapobiegania. Ze względu na nasze doświadczenia historyczne, położenie i niepewną przyszłość najbliższego otoczenia, Polska nie może sobie pozwolić na swoistą „jazdę na gapę”. Dbałość o bezpieczeństwo to nie fobia, to potrzeba bycia mądrym przed szkodą.

Niepewność na Wschodzie

Ostatnie dwie dekady pokazały również, że właśnie militarny aspekt bezpieczeństwa międzynarodowego nie może być zaniedbany. Choć pojawiły się zagrożenia nowego typu, to nie zanikły, a w ostatnich latach nawet się uwydatniły, tradycyjne zagrożenia i wyzwania dla bezpieczeństwa członków NATO, wynikające z aktywności państw spoza Sojuszu, takich jak choćby Rosja – podsumowuje ostatnio Polski Instytut Spraw Międzynarodowych w raporcie na temat stanowiska państw wobec nowej koncepcji strategicznej NATO.

W minionym wieku dwie krwawe wojny światowe rozpoczęły się w naszej części Europy. Te szczególne doświadczenia historyczne predestynują polityków regionu Europy Środkowo-Wschodniej do przypominania światu i naszym sojusznikom, iż projekt integracji kontynentu nie został zakończony. Niedokończona została również transformacja ustrojowa i ekonomiczna w kilku państwach. Tymczasem konflikt na Kaukazie w 2008 roku, czyli „nieproporcjonalne użycie siły przez Rosję wobec Gruzji” jak oceniono w Europie, wywołał nawet obawy o powrót zimnej wojny. Możliwość powtórzenia się sytuacji międzynarodowej sprzed 20 lat wydaje się niewielka, wiele jednak wskazuje na to, że po kilkunastu latach wychodzenia naszego regionu z systemu ukształtowanego po II wojnie światowej, procesu wspieranego przez USA i Unię Europejską, budzimy się w nowej, gorszej rzeczywistości międzynarodowej. W różnych regionach świata pojawiły się państwa, które korzystając m.in. z zaangażowania świata transatlantyckiego w Iraku i Afganistanie oraz nowej, łagodniejszej polityki gestów USA, podjęły próbę zdobycia lub odzyskania dominującej pozycji w swoim otoczeniu. W naszym regionie na taką drogę, odbudowy regionalnej strefy wpływów, wkroczyła Rosja.

Agresywna polityka na Kaukazie, otwarte domaganie się prawa decydowania o losach państw ościennych (doktryna Miedwiediewa), wszędzie tam gdzie zagrożone będą „uprzywilejowane interesy”, polityka energetyczna wobec Europy, czy wreszcie nowa doktryna użycia broni jądrowej pokazują, że Rosja podjęła wysiłek przedefiniowania systemu regionalnego i globalnego (gdyż tak chyba należy rozumieć twardą postawę w rokowaniach na temat kontroli zbrojeń nuklearnych). Nie możemy mieć już złudzeń, że po upadku komunizmu Rosja, jak państwa byłego bloku wschodniego, pójdzie podobną drogą demokratyzacji, urynkowienia gospodarki i włączania się do instytucji Zachodu. Rosyjskie naleganie, aby stworzyć nową architekturę bezpieczeństwa europejskiego na gruzach OBWE i NATO wskazuje, że Moskwa może starać się wykorzystać swoją odradzającą się siłę do zmiany systemu globalnego, w którym zarówno Stany Zjednoczone utracą wiodącą pozycję jak i ważne dla naszego bezpieczeństwa instytucje – NATO i Unia Europejska – zmniejszą możliwości pozytywnego kształtowania sceny międzynarodowej.

Kryzys finansowo-ekonomiczny ostatnich lat nie złagodził tej asertywności Rosji. Jednocześnie spowodował, że część jej postulatów znalazła posłuch w zachodnich stolicach, borykających się z problemami gospodarczymi. Zbyt łatwo nasi sojusznicy odchodzą od zasad solidarnego poszukiwania rozwiązań problemów międzynarodowych. Zbyt często podejmują działania ponad naszymi głowami, skuszeni perspektywą szybkiej, pragmatycznej transakcji i ubicia bilateralnego targu. W tym kontekście niezrozumiałe jest bierne stanowisko naszej dyplomacji z ostatnich lat, która naiwnie udaje lub nie dostrzega, że instytucje międzynarodowe to nie kółka altruistów, lecz wielostronne mechanizmy służące realizowaniu narodowych interesów państw członkowskich.

Na tle asertywnych zabiegów o zabezpieczenie własnych interesów gospodarczych przez wiele państw unijnych w sposób odbiegający od idei wspólnotowej (jak np. w przypadku porozumień gazowych z Rosją), wydaje się niestosowne demonizowanie i stawianie zarzutów pod adresem poprzedników o nadmiernie instrumentalne podchodzenie do instytucji międzynarodowych, szczególnie do UE. Działania dyplomacji nie mogą być podporządkowane jedynie wewnątrzkrajowemu programowi utrzymania korzystnego wizerunku partii rządzącej dla wygrania kolejnych wyborów. Dyplomacja nie może być niewolnikiem wyborczej propagandy. Musi realizować interesy państwa na arenie międzynarodowej.

Instrumentarium polityki zagranicznej

Wskazywanie powyższych niebezpieczeństw oraz rzeczowe i uzasadnione zabiegi podejmowane w obronie polskich interesów narodowych w ramach interesów europejskich i euroatlantyckich, a nie dryfowanie w głównym nurcie decyzyjnym – to właśnie obowiązek polskiej dyplomacji. Tylko odgrywanie podmiotowej roli w instytucjach europejskich i euroatlantyckich, a nie pragmatyczne lawirowanie, umożliwi realizację naszych interesów narodowych.

Polskie interesy narodowe nie dają się realizować przez brak aktywności polskiej dyplomacji na forach międzynarodowych, przez wycofanie się z aktywnej polityki w ONZ i instytucjach regionalnych, brak udziału w międzynarodowych operacjach pokojowych czy uczestnictwa w nowych formach wielostronnych, jak G-20, przez odejście od aktywnej obecności w regionie Bliskiego Wschodu czy zamykanie placówek w Afryce, Azji i Ameryce Płd.

Czy można kierować się „niekonfrontacyjną i pragmatyczną” logiką wobec strategicznych interesów bezpieczeństwa militarnego, bezpieczeństwa energetycznego, a nawet w polityce historycznej? Czy poszukując wiedzy o Auschwitz i Katyniu można przyjąć „pragmatyczne” założenie, iż prawda leży pośrodku? Czy możemy zatem w imię dyplomatycznej taktyki relatywizować strategiczne założenia polskiej polityki bezpieczeństwa? Czy wreszcie kwestie wizerunkowe mają przesłaniać realizację strategicznych interesów – jak się to działo w przypadku sojuszu z USA w oparciu o porozumienie dotyczące tarczy antyrakietowej? Czy musimy poniechać wszelkich prób rozwiązania spraw polsko-rosyjskich czy polsko-niemieckich, aby pokazać Europie cywilizowane oblicze i zdobyć jej przychylność?

W dyskusjach nad nowym porządkiem międzynarodowym nie musimy być osamotnieni. Już w czasie pomarańczowej rewolucji, wysiłków na rzecz przerwania embarga gospodarczego, konfliktów energetycznych i kryzysu gruzińskiego udowodniliśmy, że Polska posiada zdolność zmobilizowania grupy państw naszego regionu oraz może zainicjować skuteczną reakcję Unii Europejskiej i NATO. Mobilizowanie państw naszego regionu nie jest tworzeniem jakiegokolwiek bloku rusofobicznego. Nie jest to straceńcza i konfrontacyjna polityka zastępująca pragmatyczne i kompromisowe, pojednawcze podejście. To naturalna reakcja państw podobnie doświadczonych przez historię, bardziej wyczulonych i potrafiących przewidzieć działania naszego potężnego, wschodniego sąsiada. To reakcja państw, które z sukcesem przeszły transformację ustrojową, demokratyzację, urynkowienie gospodarki czy poddały wojsko cywilnej kontroli. Przywódcy tych państw, którzy wydźwignęli nasze kraje z zapaści i bankructwa komunistycznego i zdołali dołączyć w kilkanaście lat do Unii Europejskiej, mają prawo recenzować i wykazywać niedostatki procesu demokratyzacji w innych krajach naszego regionu. Państwa członkowskie UE z Europy Środkowej mają też szczególny obowiązek wspierać wszystkich innych, którzy w dochodzeniu do instytucji europejskich są dopiero w połowie drogi. Zabiegać, aby dla Ukrainy, Białorusi, Mołdowy, państw Kaukazu i Bałkanów utrzymano realistyczną perspektywę zdobywania przepustki do Europy. Czy Partnerstwo Wschodnie wychodzi naprzeciw tym ambicjom? Wydaje się, że zbyt szybko porzuciliśmy ambicje współkształtowania całego, wschodniego wymiaru polityki unijnej.

Szóste państwo Unii Europejskiej powinno mieć zatem aspiracje inicjowania polityki tej instytucji wobec Rosji oraz państw położonych wokół niej. Naszym priorytetem powinno być zabieganie o jedność działania Unii wobec Rosji w oparciu o zasady demokratycznego procesu decyzyjnego i solidarności europejskiej. Unia powinna wypracować jednolite standardy współpracy z Rosją, szczególnie w dziedzinie energetycznej. Tylko jako zwarty blok, działający w oparciu o przejrzyste zasady gospodarcze i prawne, służące wszystkim członkom, Europa może przeciwstawić się próbom rozgrywania energetycznego przez rosyjskie firmy wspierane przez Moskwę i realizujące często polityczne interesy tego państwa.

Inicjatywy takie, jak Partnerstwo Wschodnie, powinny zaś równolegle wspierać procesy dostosowania się do standardów unijnych w tych państwach, które zamierzają w przyszłości uzyskać członkostwo w UE. Partnerstwo Wschodnie nie powinno być ani instrumentem, który wyklucza nas z kształtowania kompleksowej polityki Unii wobec Wschodu (w tym Rosji), ani substytutem członkostwa państw Wschodniej Europy w Unii.

Strategiczne więzi z USA

Powinniśmy w Europie mieć świadomość, że naszym strategicznym partnerem są Stany Zjednoczone. To partner strategiczny, ponieważ łączą nas wspólne wartości, podobnie postrzegane zagrożenia, lata współpracy polityczno-wojsko­wej – jest więc to partner przewidywalny i wiarygodny w realizowaniu swoich zobowiązań sojuszniczych. Powrót amerykańskiego przywództwa w ramach wielobiegunowego świata i nowa wrażliwość na europejskie uwarunkowania wydają się być obecnie bardzo oczekiwane.

W Polsce pamiętamy o strategicznej więzi ze Stanami Zjednoczonymi. Z chwilą podpisania przez Polskę porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi o przystąpieniu do budowy tarczy antyrakietowej mieliśmy nadzieję na uzyskanie nowego instrumentu realizowania naszej polityki bezpieczeństwa. Otrzymalibyśmy gwarancje przed atakiem rakiet balistycznych oraz istotne wsparcie dla polskich sił zbrojnych zarówno w procesie modernizacyjnym, jak i wzmacniania obrony regionu, w którym ulokowana zostałaby baza rakiet przechwytujących. Porozumienie ze Stanami Zjednoczonymi, gdyby weszło w życie, miałoby charakter sojuszu zapewniającego dodatkowe gwarancje bezpieczeństwa, które wzmocniłyby gwarancje, jakie otrzymujemy w ramach NATO. Jakikolwiek sojusz z USA nie powinien eliminować czy zastępować NATO, ale wzmacniać naszą pozycję w tym Pakcie.

Chociaż po latach negocjacji uzyskaliśmy amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa, to rząd Donalda Tuska odrzucił je, zatrzymując proces ratyfikacyjny umowy o bazie tarczy antyrakietowej w Polsce. Odrzucono zatem inicjatywę, która nie tylko broniłaby USA i Europę, ale także Polskę! Odrzucono półmiliardową inwestycję amerykańską. Wbrew kłamliwym wyobrażeniom, to za amerykańskie pieniądze byłaby budowana tarcza. Odrzucono inicjatywę, która nie była antyeuropejska. Uzupełniała i wpisywała się w wieloletnie plany NATO stworzenia obrony przed rakietami krótkiego i średniego zasięgu, zatwierdzone przez ostatnie sojusznicze szczyty w Rumunii i Francji/Niemczech. Odrzucono inicjatywę, która nie była antyrosyjska. Nie miała charakteru zaczepnego i uzbrojonych rakiet. Zezwalała Rosjanom na weryfikowanie systemu. Odwrotnie, to Rosjanie wykorzystali ją jako pretekst i uzasadnienie swojej agresywnej polityki odbudowania strefy wpływów, polityki rozpoczętej jeszcze przed pomarańczową rewolucją na Ukrainie, czyli zanim rozpoczęły się jakiekolwiek negocjacje w sprawie tzw. europejskiego elementu obrony anty-rakietowej. Odrzucając amerykańską inicjatywę, odchodząc od idei strategicznego sojuszu i stawiając na transakcyjny, komercyjny charakter porozumienia, Polska poddała też w wątpliwość kwestię zagrożenia irańskiego dla Europy.

Mało ambitny charakter naszej dyplomacji, nie pozwoli na utrzymanie statusu uprzywilejowanego partnera Stanów Zjednoczonych w najbliższym czasie. Jednak w pewnej, nieodległej perspektywie, jest możliwe odtworzenie „strategicznego dialogu” z USA. Wydaje się to nawet konieczne, ponieważ projekt: „zjednoczona, wolna i demokratyczna Europa” nie został zrealizowany. W debatach o tarczy anty-rakietowej ujawniono zaś, że Rosja i niektórzy sojusznicy postrzegają inaczej status bezpieczeństwa Europy Środkowej – jako obszar, na którym „Rosja posiada swoje uzasadnione interesy bezpieczeństwa”. Dialog strategiczny, prowadzony dotąd w latach 2004-2007 m.in. na temat sytuacji krajów położonych na wschód od nas, byłby niezwykle użyteczny dla nas właśnie teraz.

Należy zatem przejrzeć agendę dyplomatycznych działań USA i sprawdzić, czy moglibyśmy się wpasować w realizację niektórych przedsięwzięć. Tak właśnie, tylko przez dopasowanie się do wybranych działań amerykańskich skłonimy Waszyngton do zainteresowania się naszymi problemami. Tak właśnie, bo to Amerykanie są nam bardziej potrzebni do wsparcia naszego bezpieczeństwa. I nie jest to serwilizm, lecz podłączenie do potencjału silnego sojusznika w imię realizacji wspólnych interesów.

Agenda współpracy bilateralnej nadal będzie głównie dotyczyła spraw bezpieczeństwa i obronności, ponieważ wciąż istnieje w tej dziedzinie podobne postrzeganie, a nawet wspólnota interesów polskich i amerykańskich. Oba państwa są jednakowo zainteresowane utrzymaniem ładu globalnego jak i, co ważniejsze dla nas, równowagi europejskiej, zapewnianej przez obecność USA na Starym Kontynencie.

Dogodną okazją do ponownego zbliżenia mogłyby być prace nad nową koncepcją strategiczną NATO. To właśnie przez aktywną współpracę w dziedzinie reformy Sojuszu, wzmocnienia jego mechanizmów bezpieczeństwa, planowania obronnego i równomiernego rozciągnięcia infrastruktury obronnej w Europie Środkowej, a także przez doprowadzenie do rzeczywistego porozumienia NATO z Unią Europejską, moglibyśmy odzyskać znaczące przyczółki współdziałania z USA. Czy nie warto z tej problematyki, oraz kwestii energetycznych, uczynić jeden z priorytetów naszego przewodnictwa w Unii w 2011 roku?

Polska wizja Sojuszu Północnoatlantyckiego

Po krytycznie ocenianej przez niektórych amerykańskiej dominacji, wielu oczekiwało na powrót świata wielobiegunowego. Jednak tym razem bez ideologicznej konfrontacji, geopolitycznych rywalizacji i sfer interesów czy historycznych zaszłości. Marzeniem jest współzależny i kooperatywny system, oparty na nowym paradygmacie porządkującym, wspólnych wartościach, a nie tylko interesach, na partnerstwie i równych prawach. Ten idealny plan kooperatywnego bezpieczeństwa ma ewentualną szansę ziścić się na obszarze transatlantyckim przez ścisłą współpracę NATO i Unii Europejskiej, gdzie 21 państw europejskich należy do obu organizacji. Obie te instytucje należy wzmacniać i czynić współzależnymi w procesie zarówno podejmowania decyzji, jak i wprowadzania ich w życie w ramach tzw. kompleksowego podejścia do rozwiązywania kryzysów międzynarodowych. Takiego właśnie, wspólnego podejścia i solidarnego zaangażowania wydaje się oczekiwać kryzys afgański.

Historyczne doświadczenia Polski oraz nasze położenie na skraju obszaru transatlantyckiego zmuszają nas do przykładania jednak dużej wagi do bezpieczeństwa polityczno-wojskowego. Gorzka historia przypomina, że o bezpieczeństwo należy nieustannie zabiegać. A do realizacji idealnego planu kooperatywnego bezpieczeństwa droga jest jeszcze daleka. Nie tracąc zatem z oczu odległych wyzwań czy nowych, asymetrycznych zagrożeń, musimy jednocześnie, czasem łamiąc polityczną poprawność w Europie, przypominać o problemach bezpieczeństwa w naszym najbliższym otoczeniu. Powszechnie sądzi się w Polsce, iż wśród dostępnych nam instytucji i instrumentów zajmujących się bezpieczeństwem międzynarodowym, NATO jest główną polisą bezpieczeństwa oraz instytucją stabilizującą na obszarze transatlantyckim. Kondycja i kształt Sojuszu jest zatem dla Polski niezwykle ważna. Przez ponad 10 lat członkostwa w Sojuszu udowodniliśmy, że jesteśmy niekwestionowanym „producentem”, a nie „konsumentem” bezpieczeństwa. Oczekujemy więc, że Sojusz pozostanie w przyszłości główną instytucją organizującą bezpieczeństwo jakiegokolwiek systemu, który może się kształtować na obszarze transatlantyckim. NATO nie zostanie zmarginalizowane i nie straci swojego politycznego znaczenia jako forum podejmowania polityczno-wojskowych decyzji. Liczymy, że będzie nadal tę funkcję pełnić w partnerskim porozumieniu z Unią Europejską. Unikniemy wtedy niepotrzebnego powielania działań oraz otwartej i szkodliwej rywalizacji.

Polska przyjęła z satysfakcją decyzję jubileuszowego szczytu NATO o rozpoczęciu prac nad nową koncepcją strategiczną. W toku dalszych negocjacji Sojusz powinien:

•    przeprowadzić rzetelną i obiektywną ocenę środowiska międzynarodowego,

•    zdefiniować realistyczną listę wyzwań i zagrożeń, a w konsekwencji

•    opracować adekwatne do zagrożeń planowanie obronne, tak, aby Sojusz odzyskał funkcję wiarygodnego paktu kolektywnej obrony.

Pożądanym rozwiązaniem byłaby strategia, która jednakowo i jednoznacznie zobowiązuje wszystkich sojuszników do współpracy, a nie luźna lista życzeń i uproszczonych kompromisów do ewentualnej realizacji a la carte (jak to się dzieje obecnie w Afganistanie).

Niepokojącą tendencją jest, iż niektórzy sojusznicy chętniej przypominają o odległych zagrożeniach asymetrycznych, a nie potrafią właściwie określić zachowania Rosji w czasie wojny z Gruzją czy w czasie konfliktu gazowego z połową Europy. Należy dążyć jednak do tego, by sojusznicza solidarność zaowocowała w nowej koncepcji strategicznej zrównoważonym opisem zagrożeń i wiarygodnymi środkami odpowiedzi. Nie możemy przystać na koncepcję, która przekształca wojskowy sojusz w instytucję bezpieczeństwa zbiorowego, która zamiast bronić i odstraszać emanuje zastępczymi instrumentami-wytrychami: soft power i comprehensive approach.

Sojusz powinien rozwijać zrównoważoną politykę obronną. Dostrzegając dalekie zagrożenia i planując zdolności ekspedycyjne, nie może tracić z oczu pierwotnej funkcji kolektywnej obrony państw członkowskich opartej na wiarygodnych zdolnościach odstraszania, w tym i nuklearnego.

Sojusz nie powinien mieć problemów z określaniem priorytetów operacji wojskowych. Działania na rzecz obrony terytorium państw członkowskich powinny być traktowane priorytetowo przed wszelkimi misjami ekspedycyjnymi poza obszarem traktatowym. Angażując się zaś w odległe operacje powinniśmy wcześniej definiować poziom naszych ambicji. Czy operacja ma służyć jedynie powstrzymaniu rozprzestrzeniania się kryzysu i niedopuszczenia go do naszych granic? Czy naszą ambicją jest rozwiązywanie światowych problemów? Musimy rozstrzygnąć dylemat globalizacji działań Sojuszu. Choć perspektywa stworzenia światowego bloku państw demokratycznych jest kusząca, to może jednak prowadzić do nowego podziału świata i zwolnienia z obowiązku i odpowiedzialności za utrzymanie bezpieczeństwa międzynarodowego innych instytucji. Próby samodzielnego rozwiązywania kryzysów w innych regionach i kulturach świata przez taki globalny blok cywilizacji zachodniej, bez współpracy z państwami regionu i bez uwzględniania regionalnego kontekstu kulturowo-histo­rycznego, są skazane na niepowodzenie lub co najmniej stworzenie obszarów zależnych, niezdolnych do samodzielnego bytu. W tym kontekście wypada przypomnieć, że zadaniem NATO w Afganistanie jest jedynie pomóc Afgańczykom odzyskać możliwość administrowania państwem, a nie przejąć od nich odpowiedzialność za jego funkcjonowanie.

Podstawą sojuszniczego mechanizmu bezpieczeństwa jest 5 art. traktatu waszyngtońskiego. Nie podlegał on „twórczym” interpretacjom w okresie zimnej wojny i działał jako skuteczny mechanizm odstraszania. Przez dekady rozumiano to jako zasadę muszkieterów: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. W ostatnich latach, wraz z transformacją Sojuszu, pojawiły się jednak próby osłabienia automatycznych zobowiązań sojuszniczych. Pojawiły się poglądy, iż pomoc w zakresie 5 art. określają państwa udzielające jej, a nie te, które są w potrzebie – co wynika z przyjętego wcześniej planu obronnego. To niekorzystna interpretacja dla państwa zagrożonego, gdyż może się okazać, że część sojuszników nie będzie podzielała zagrożenia i nie udzieli pomocy na adekwatnym poziomie. Francuskiemu powrotowi do wojskowych struktur NATO towarzyszyła deklaracja, iż Paryż z góry wyklucza jakikolwiek automatyzm działania 5 art. To proces dalszej transformacji, odchodzenia od kolektywnej obrony na rzecz politycznej organizacji zbiorowego bezpieczeństwa. To zaś jest konsekwencją rozmijania się wspólnych interesów sojuszniczych z narodowymi interesami poszczególnych państw członkowskich – prosta droga do renacjonalizacji ich polityki bezpieczeństwa.

Jubileuszowy szczyt NATO miał rozwiać wszelkie dwuznaczności co do interpretacji art. 5 i potwierdzić jego fundamentalne znaczenie dla kolektywnej obrony Sojuszu. Zadaniem naszej dyplomacji jest aktywne i energiczne włączenie się w prace nad nową Koncepcją Strategiczną, tak, aby uaktualnić planowanie obronne, tak, abyśmy cieszyli się takim samym statusem bezpieczeństwa, jak starzy członkowie NATO. Drogą do tego mogłoby być utworzenie na naszym terytorium sojuszniczej infrastruktury wojskowej. Nasz status bezpieczeństwa byłby też wyrównany, jeśli zrealizowalibyśmy kompleksowe porozumienie z USA o budowie tarczy antyrakietowej. (O odmiennym statusie bezpieczeństwa „nowych” sojuszników otwarcie już wspominają architekci rozszerzenia z 1999 r.: Ron Asmus, Jesteście w NATO B, „Polityka”, 28 marca 2009; Karsten Voight, The next steps for NATO, www.atlantic-community.org). Kolejna szansa na umocnienie naszego bezpieczeństwa przez współpracę ze stroną amerykańską w programie rakiet Patriot nie może zostać zmarnowana.

Europejski proces integracji nie został jeszcze zakończony. W Europie i na jej obrzeżach mamy zamrożone konflikty. NATO może odegrać istotną rolę w stabilizowaniu tych obszarów. Dla części państw-kandydatów do członkostwa Sojusz będzie odgrywał rolę przyciągającego magnesu, wytyczającego normy i standardy dalszej transformacji polityczno-wojskowej. Dla nich Sojusz powinien utrzymać politykę otwartych drzwi. Rozszerzanie Sojuszu nie jest procesem skierowanym przeciw komukolwiek. Im więcej w NATO państw demokratycznych, posiadających cywilny nadzór nad siłami zbrojnymi, przejrzystą politykę obronną i budżetową, a więc przewidywalnych, tym lepiej dla bezpieczeństwa Sojuszu i jego sąsiadów. Cieszy zapowiedź wiceprezydenta J. Bidena z 2009 roku, że Stany Zjednoczone podobnie postrzegają ten problem i podtrzymują zdanie, iż każde państwo ma prawo do wyboru sojuszy. W tym duchu Polska powinna nadal wspierać aspiracje integracyjne Ukrainy i Gruzji. Niepokoi jednak fakt, że szczyt jubileuszowy akcentując stanowczo, iż przyjęcie nowych członków musi przyczynić się do wspólnego bezpieczeństwa i stabilności, oddalił perspektywę członkostwa Ukrainy i Gruzji. Niepokoi również, iż tym działaniem Sojusz odszedł od polityki rozszerzania jako politycznego planu integrującego Europę. Zatrzymanie procesu rozszerzania NATO to zatrzymanie motoru reform i transformacji na obrzeżach Europy.

Wobec innych państw i regionów Sojusz posiada bogatą ofertę programów partnerskich. Na szczególne wyróżnienie zasługuje oferta współpracy z krajami muzułmańskimi Bliskiego Wschodu i Zatoki Perskiej. Współpraca z tymi partnerami wykazuje, że nie jesteśmy jedynie zamkniętym klubem cywilizacji chrześcijańskiej. W tym kontekście warto postawić pytanie: czy nasze wycofywanie się z operacji wojskowych na Bliskim Wschodzie wspiera te ambicje NATO?

Ambitnym planom Sojuszu mogą zagrażać liczne wyzwania. Są państwa, które nie rezygnują z rozbudowy arsenałów nuklearnych i rakiet balistycznych. Wiele pisze się o kryzysie gospodarczym i finansowym, rosnącej liczbie słabych państw, nieprzestrzeganiu praw człowieka czy praw etnicznych. Oczekuje się, że NATO stawi czoła: terroryzmowi światowemu, zorganizowanej przestępczości i piractwu, zagrożeniom energetycznym, a nawet klimatycznym. To ważne problemy, z którymi musimy się borykać. Nie podołamy im, jeśli nie podejdziemy do nich solidarnie jako cały obszar transatlantycki. Brak zachodniej jedności już prowadzi do groźnych prób renacjonalizacji podejścia wobec kryzysu ekonomicznego, polityki energetycznej, wojny w Afganistanie oraz Rosji. Kryzys zachodniej jedności prowadzi do kryzysu przywództwa i w rezultacie do rywalizacji zarówno międzypaństwowej, jak i między instytucjami.

Relacje NATO z Rosją

Nie chcemy budować bezpieczeństwa transatlantyckiego przeciwko Rosji. Możemy nawet przyznać, że nie ma trwałego bezpieczeństwa w naszym regionie bez współpracy z Rosją. Jednak musimy też otwarcie przypominać, że taka współpraca nie może się odbywać kosztem interesów bezpieczeństwa państw regionu Europy Środkowej i Wschodniej. Rosja może się okazać potrzebna przy rozwiązywaniu kryzysu afgańskiego, irańskiego problemu nuklearnego, procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie czy kwestii nieproliferacji i kontroli zbrojeń. Takie pragmatyczne transakcje nie mogą być zawierane kosztem odtwarzania rosyjskiej strefy wpływu, procesu rozszerzania integracji transatlantyckiej czy współpracy sojuszniczej w ramach obrony antyrakietowej (potwierdzonej już decyzjami najważniejszych gremiów NATO). Podporządkowanie się asertywnym żądaniom rosyjskim o wstrzymanie tych procesów i inicjatyw oznaczałoby, że status bezpieczeństwa naszego regionu dyktuje polityka Moskwy. „Stabilizowałoby” to już nierówny status bezpieczeństwa państw Europy Środkowej w instytucjach transatlantyckich.

Zgodnie z naszymi oczekiwaniami NATO właściwie, negatywnie oceniło postępowanie Rosji wobec Gruzji i nie powróciło obojętnie do postawy business as usual we współpracy z Moskwą. Sojusz podtrzymał wobec Rosji politykę „konstruktywnego zaangażowania”, ale będzie ona wymagała poważnej refleksji i pewnego dostosowania do nowej sytuacji. Powrót Moskwy do współpracy z NATO wymaga wiarygodnego potwierdzenia przez nią gotowości respektowania standardów prawa międzynarodowego i poszanowania zasady suwerenności państw sąsiedzkich. Tak rozumiemy RESET – gotowość do otwarcia nowego rozdziału w relacjach z Moskwą, ale nie do pominięcia wartości i zasad współpracy. Charakter i jej zakres w dużej mierze określi jednak Rosja. Stoi ona przed wyborem: albo opierając rozwój państwa na zasadach prawa, pluralizmie i społeczeństwie obywatelskim podejmie współpracę, kierując się wspólnotą interesów, a z czasem wspólnotą wartości, albo – wybierając autorytarny trend wewnętrzny i asertywność w polityce zagranicznej – będzie kontynuowała geopolityczną grę o odbudowę pozycji mocarstwowej zgodnie z XIX-wieczną ideą koncertu mocarstw.

Oczekujemy, że nasza dyplomacja będzie usiłowała w NATO i Unii Europejskiej wypracować wspólną strategię wobec Rosji, która jej nie odizoluje od obszaru transatlantyckiego, ale i nie pozwoli jej dłużej postrzegać nas jako wroga.

 

 

 

 

* * *

 

Czy nasza dyplomacja jest w stanie odejść od zabiegania o krótkoterminowe, wizerunkowe korzyści na rzecz strategicznego myślenia i realizacji narodowych interesów Polski? Szansą dla nas powinien być właśnie obecny, szczególny moment rozwoju Unii Europejskiej. Powinniśmy wykorzystać czas kształtowania się służby zewnętrznej i docierania relacji między nowopowstałymi urzędami, komisją i prezydencją narodową. Powinniśmy zabiegać o zdobycie jak największych możliwości wpływania na kształt polityki zagranicznej Unii. Tylko zdolność kształtowania organizacyjnego oraz merytorycznego, programowego polityki C. Ashton umożliwi realizację niektórych naszych interesów narodowych na Wschodzie Europy czy w dziedzinie energetycznej. Istotnym wsparciem dla naszych aspiracji byłoby też wyjście z zapaści w relacjach z USA.

Najważniejszym jednak warunkiem odtworzenia skutecznej polityki zagranicznej wydaje się być przywrócenie myślenia o priorytetach i strategiach rozwoju państwa. Oznacza to, że część działaczy partyjnych, polityków i urzędników wysokiego szczebla, szczególnie tych odpowiedzialnych za dyplomację, powinna uświadomić sobie, iż władzę uzyskali nie w celach celebracji i jej dalszego utrzymania, ale dla realizowania narodowych interesów państwa.

 

Tekst z książki Rzeczpospolita na arenie międzynarodowej. Idee i praktyczne dylematy polityki zagranicznej (Kraków-Warszawa 2010), pracy zbiorowej pod redakcją Jacka Kloczkowskiego i Tomasza Żukowskiego, zawierającej artykuły rozwijające tezy wystąpień z cyklu konferencji eksperckich, organizowanych przez Ośrodek Myśli Politycznej dla Kancelarii Prezydenta RP w latach 2008-2009.

 

 

Wyświetl PDF