Europejska ucieczka od polityki (recenzja książki Pierre Manenta)


Unia Europejska, mechanizm unieruchomienia Europy

Pierre Manent, Racja narodów. Refleksje na temat demokracji w Europie, Sprawy Polityczne, Elbląg 2008.

 

 

Europę opanowała namiętność podobieństwa. Ostatecznym gwarantem projektu integracji europejskiej okazuje się wyłącznie zdolność do eliminowania umiejętności dostrzegania różnicy – politycznej, religijnej, czy narodowej. Demokracja, niegdyś gwarantująca reprezentację polityczną, dziś stała się sposobem na ucieczkę od polityki, jeśli coś jeszcze reprezentuje to wyłącznie samą „ideę demokracji”.

                Wśród licznych głosów komentujących wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego często pojawiały się tezy o braku wystarczających kompetencji, dystansie dzielącym Strasburg od obywateli, nieumiejętności ożywienia i uatrakcyjnienia projektu europejskiego, czy kryzysie przywództwa. Towarzyszyły im – trzeba przyznać dość sztampowe już – racje odwołujące się do osłabienia morale, postępującej konsumpcjonalizacji zachowań społecznych czy degradacji klasy politycznej. Przyjmując esej Pierre’a Manenta za głos w powyborczej dyskusji należałoby jasno stwierdzić – inaczej być nie może. Wskazane zaś wyżej argumenty tylko utrudniają rozpoznanie istotny rzeczy.

                Niska frekwencja nie jest związana z nieumiejętnością odejścia od narodowego kontekstu wyborów. Wynika z poczucia braku bycia reprezentowanym przez kogokolwiek w każdych wyborach, czy też – idąc jeszcze dalej – braku możliwości realnej reprezentacji wobec atrofii samego ludu, podstawowej kategorii demokracji. Rozpoznanie Manenta dotyczy przemiany europejskiej demokracji, demokracji która obróciła się przeciw państwu i uniemożliwia prowadzenie polityki. Proces nie zachodzi oczywiście w społecznej i politycznej próżni, a bezpośrednio wynika ze stylu myślenia sankcjonującego integrację europejską w jej obecnym kształcie.

                Starając się o możliwie najdoskonalszy wyraz tendencji intelektualnej krytykowanej przez Manenta, warto wrócić do słów Joschki Fischera z 2000 roku. To wówczas, nieświadomie wieńcząc dekadę europejskich „wakacji od historii”, Minister Spraw Zagranicznych RFN z dumą wskazywał zdobycze i sens wysiłków integracyjnych. Jak mówił w czasie przemówienia na Uniwersytecie Humbolta: „Istotą idei europejskiej po 1945 roku było i jest odrzucenie zasady równowagi sił i hegemonistycznych ambicji państw, które wykształciły się po pokoju westfalskim w 1648 roku.” To swoiste credo integracji europejskiej – choć nieprzytoczone w „Racji narodów” – skrywając niebezpieczny mechanizm ucieczki od polityki, stanowi punkt wyjścia dla krytyki przeprowadzonej przez Manenta.

                 Szukając siły motorycznej integracji, swoistej moteskiuszowskiej „sprężyny” procesu Manent wskazuje na strach – strach przed samym sobą i własną historią. Europa jawi się jako zintegrowana „przeciw”, nie „za”; o tyle też dzisiejsza Unia Europejska doskonale wskazuje czego Europejczycy sobie nie życzą, a nie czego pragną. W praktyce ideał wskazany przez Fischera realizowany był wyłącznie w negatywny sposób. Nie poskromiono wskazanych przez niego hegemonistycznych ambicji ani stojących za nimi interesów narodowych, udało się jedynie skonstruować przestrzeń publiczną w sposób uniemożliwiający lub w dużym stopniu utrudniający ich artykulację i realizację. Jak w ostrych słowach stwierdza Manent: „przykazuje się każdemu narodowi [wstępującemu do Unii Europejskiej – MW], aby oddzielił się od swojej przeszłości, naznaczonej niewybaczalną nietolerancją i opresją, pomników zbrodni, katedr lub piramid, które są nomen omen wpisane na listy «światowego dziedzictwa»”.

Demokracja w imię pomyślności projektu europejskiego pozbawiana jest kategorii politycznych niezbędnych dla jej poprawnego funkcjonowania. Strach przed partykularnością, obawa podważenia kruchego porządku pokoju przez wszystko co może zostać uznane za odmienne i partykularne, niebezpiecznie radykalizuje demokrację oddzielając ją „od rzeczywistego narodu i buduje kratos bez demos”. W efekcie „narzędzia polityczne narodu demokratycznego są coraz bardziej funkcjonalne i coraz mniej polityczne”. Paradoksalnie ta sama idea demokratyczna, która do niedawna legitymizowała poszczególne państwa narodowe, dziś uprawomocnia jedynie Europę jako całość. Radykalizm projektu skazuje go na poszukiwanie sankcji wyłącznie w kategoriach ogólnych – abstrakcyjnych ze swej natury prawach człowieka, bądź bardzo ograniczonych odniesieniach aksjologicznych.

                Europejskie wyrugowanie kategorii politycznych przywodzi na myśl sposób, w jaki Francja starała się uporać z rosnącą liczbą imigrantów islamskiego pochodzenia w 2004 roku. Czy sam zakaz noszenia chust przez młode muzułmanki w przestrzeni publicznej jest sposobem na rozwiązanie realnego problemu, czy też jedynie zabiegiem mającym na celu chwilowe ukojenie poprzez utrudnienie dostrzeżenia problemu? Czy przestrzeń – jeśli nadal można ją tak nazwać – wspólna nie zaczyna w ten sposób przypominać niemej wieży Babel?

                Strategia uszczuplania przestrzeni publicznej oraz redukowania instrumentarium polityki wydaje się niebezpieczna w dwójnasób. Z jednej strony uniemożliwia realne rozeznanie stanu rzeczy skazując na miałki i pozbawiony mocy sprawczej język poprawności politycznej. Z drugiej, utrudnia wskazanie jakiegokolwiek celu czy wręcz samą możliwość wyartykułowania „my” i wyobrażenia właściwego kierunku rozwoju Unii jako całości – czyli istoty polityczności jako takiej. Jak pisze Manent, jedyne co ma do zaoferowania to swoista „celowość bez końca”, w praktyce – paraliż polityczny i substytut polityki w postaci agendy rozszerzeniowej.

Daleko posunięta krytyka Pierre’a Manenta odmawia Unii Europejskiej sankcji innej od oddalenia strachu przed własną, narodową historią w imię narodowego i społecznego spokoju w Europie. Cechą charakterystyczną podobnie uchwyconego kodu genetycznego procesu integracji jest jednak brak możliwości osiągnięcia postulowanego stanu docelowego. Robert Kagan zdawał się mieć rację kąśliwie zauważając, że pomimo sześćdziesięciu lat dzielących nas od wojny „Francuzi nie są nadal przekonani, czy mogą ufać Niemcom, a Niemcy nie są przekonani, czy mogą ufać sobie samym”.

„Racja narodów” to esej na swój sposób podsumowujący dotychczasowe diagnozy stawiane przez R. Kagana, G. Weigela, O. Fallaci, R. Coopera czy W. Laqueura. Ton krytyki może zrazić wielu czytelników. Nie warto jednak rozpatrywać pozycji w kategoriach „przeciw” czy „za”. Choć Manent domaga się wypracowania nowego, odmiennego od Unii pomysłu na zjednoczoną Europę, wskazuję dobry sposób rozwiązania obecnego „europejskiego problemu” w jej ramach – ponowne oswojenie kategorii różnicy i odbudowę zdolności do politykowania. Pytanie tylko jak pogodzić zaawansowaną unię polityczną ze sprawnym operowaniem interesem narodowym. Tu Manent ma bowiem rację, ostateczne uprawomocnienie Unia czerpie wyłącznie z legitymacji poszczególnych państw członkowskich.


 

Wyświetl PDF