Michał Wysocki
Wolność w stanie przejściowym / Michnika biografia zredukowana (recenzje książek) Michnika biografia zredukowana
Cyril Bouyeure, Adam Michnik. Biografia. Wymyślić to, co polityczne, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009.
Biografia Adama Michnika autorstwa Cyrila Bouyeure’a rozczarowuje. Nie odnajdujemy w niej odpowiedzi na stawiane w dyskusji pytania, ani nawet samych pytań. Co charakterystyczne, w biografii najbardziej rozczarowuje sam Michnik – przedstawiony jako postać jednowymiarowa, pozbawiona wątpliwości, opisywana w płaskiej, podręcznikowej perspektywie a w konsekwencji wręcz nudna. Teoretycznie powinno być zupełnie inaczej. Podnosząc temat osoby Michnika mimowolnie wkraczamy w przestrzeń ciężką od znaczeń i częstokroć niechcianych konsekwencji. Biografia pióra francuskiego dyplomaty miała tym czasem szansę wnieść nowe, świeże i pozbawione emocjonalnego bagażu spojrzenie na dokonania jednej z najważniejszych postaci polskiej historii ostatnich czterdziestu lat. Stało się jednak inaczej. Jest to szkodą dla wszystkich – przeciwników, zwolenników i samego Adama Michnika. Michnik przedstawiony przez Bouyeure’a to postać jednowymiarowa, pozbawiona dylematów i traktowana z przesadnym patosem. Książce brak dramatyzmu i dynamiki opisywanych wydarzeń. Kłopotem autora okazał się zamiar oddzielenia dorobku publicystycznego Michnika od jego biografii, która to miała stanowić oś przewodnią książki. Wobec – co autor otwarcie przyznaje – niemożności rozwikłania wielu wyborów i działań Michnika zapis aspirujący do faktograficznego pozostaje zatem niekompletny. Z samego Michnika w książce zostaje bardzo niewiele. Michnik Cyrila Bouyeure’a to Michnik wyrwany z kontekstu polskich dyskusji ostatnich dwudziestu lat oraz własnej publicystyki. Rozerwaniu ulega tu związek między poszczególnymi tekstami i inicjatywami redaktora „Wyborczej”; prawicowymi, religijnymi i nacjonalistycznymi „fundamentalizmami”, z którymi walczy a dyskusją jaką wywołuje. Ponadto, w wymiarze czysto biograficznym (choć taki podział jest zabiegiem sztucznym), brak rozwinięcia wątków KORu, pierwszej „Solidarności”, czy bardziej współczesnych – „wiceprezydentury” Michnika za czasów Kwaśniewskiego, „afery Rywina” i związanej z nią komisji śledczej. Propozycja biografii autorstwa Bouyeure’a na swój sposób stanowi lustrzane odbicie pamfletu Rafała Ziemkiewicza – mamy tu do czynienia z Michnikiem zredukowanym do „oficjalnego obiegu”: manifestów politycznych i przemówień. Biograf jest przy tym zaskakująco mało ciekaw osoby, o której pisze. Raczej encyklopedyczno-hagiograficzny niż problemowo-eseistyczny sposób prowadzenia narracji wykluczył pytanie o kwestie najbardziej podstawowe. Bouyeure zdaje się wyłączać fonię w telewizyjnym przekazie – Michnika co prawda widzimy, ale nadal nie rozumiemy. Pozostaje zapis zachowań, brak jednak motywów, intencji i celów. Czy obraz, jaki otrzymujemy w wyniku podobnego zabiegu jest obrazem prawdziwym? A jeśli nawet, to czy umożliwia on zrozumienie zachowań samego redaktora? Jaki jest jego cel? Czy jego publicystyka wiernie oddaje Polskę doby transformacji ustrojowej? Jaki wywarł on wpływ na kształt dyskursu publicznego w wolnej Polsce? I dalej, jakie wątpliwości są jego udziałem? Czy zwyciężył w swej krucjacie? Jaką cenę za udział w niej zapłacił? Dlaczego osoba o tak wyjątkowo szerokich, humanistycznych perspektywach, w praktyce skazała nas i siebie na skatechizowany i duszny projekt polityczny? Zarówno wymienione, jak i wiele innych dylematów siłą rzeczy musi towarzyszyć próbie opisu osoby Adama Michnika. Bohater Bouyeure’a przechodzi drogę od „ukąszonego Heglem”, przez socjaldemokratę po liberała. Najciekawsze uciekło jednak uwadze autora – dlaczego pomimo zmiany treści, intelektualna forma nie uległa zmianie? W praktyce udziałem Michnika stały się wszystkie pułapki z którymi walczył po 1989 roku – od „fundamentalizmu” po „syndrom oblężonej twierdzy”. Liberalnej treści – wymogowi tolerancji, trosce o perspektywę „innego”, postulatowi uznania wielowątkowej tradycji – nie towarzyszy liberalny styl. Paradoksalne wrażenie niedopasowania ról zwłaszcza widoczne jest w czasie lektury „Między Panem a Plebanem”. To Michnik „zakazuje” i „domaga się”, jako niezłomny oczekując oddzielenia czerni od bieli, Tischner stwierdza zaś, że w gruncie rzeczy pan Bóg jest liberałem… Wszystko to jakby realizacji programu Gombrowicza podjęła się osoba pozbawiona „pobłażliwości”, której domagał się Kisielewski. Książka Bouyeure’a nie oferuje interesującej interpretacji roli szefa „Gazety Wyborczej” w najnowszej historii Polski. Na swój szczególny sposób wręcz omija problem przemiany „ukochanego Adasia” w „okropnego Adama”. Co jednak znamienne jest to pierwsza pozycja przedstawiająca w systematyczny sposób biografię osoby szczególnie istotnej tak dla okresu PRL, jak i III Rzeczypospolitej. Pominąć jej nie można już choćby z tego powodu. Wręcz przeciwnie, zapoznać się z nią należy. Brak podobnej pozycji pióra rodzimego autora jest wyrazem słabości i pewno jeszcze długo będziemy musieli czekać na podobną, oby doskonalszą, książkę.
Wolność w stanie przejściowym
Barbara Seidler, Szok wolności. Reportaże i doniesienia z sejmu 1989 roku, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2009.
Zachodni dziennikarze nie potrafili pojąć dlaczego Andrzej Gdula – członek najwyższego szczebla PZPR – jest taki wesoły, przecież właśnie komuniści oddają władzę opozycji demokratycznej. „To ja im mówię – wspominał Gdula w rozmowie z Kuroniem – że wiem w jakim stanie cały ten interes im zostawiamy.” O stanie państwa opozycja demokratyczna miała dowiedzieć się już za chwilę. Póki co PZPR jeszcze istnieje, a na premiera nowy sejm mianuje gen. Kiszczaka. Reportaże sejmowe Barbary Seidler z 1989 roku przenoszą w czasie do okresu, w którym nowo wybrani posłowie i opozycyjni politycy stopniowo orientowali się w stanie odziedziczonego „interesu” i – co nie mniej ważne – własnych możliwościach. Zebrane w „Szoku wolności” relacje obejmują szczególny moment historyczny wiodący od rozmów okrągłostołowych przez elekcję czerwcową 1989 roku i wybór Tadeusza Mazowieckiego na premiera po zalążki przyszłej „wojny na górze”. Zmiana systemowa uchwycona z perspektywy sejmów IX i X kadencji 1989 roku zaskakuje. Moment założycielski III Rzeczpospolitej nie przewidywał istotnej pozycji Sejmu, siłą rzeczy istotniejszy był tu sam kurialny charakter wyborów. W roku 1989 najważniejsze decyzje zapadają jeszcze poza gmachem na Wiejskiej. Punkt wyjściowy dla polskiego parlamentaryzmu doby przełomu dobrze oddają słowa posłanki Małgorzaty Niepokólczyckiej. Jeszcze przed czerwcowymi wyborami protestowała ona przeciw instrumentalizacji Wysokiej Izby krytykując styl zawarcia porozumień okrągłostołowych. „Okrągłemu Stołowi wolno było zbierać się przez pięć miesięcy? Wolno było. A nam nie wolno popracować nad ustawami ustrojowymi w trybie normalnym, tylko nadzwyczajnym? (…) W jakiej sytuacji nas się znowu postawiło przed społeczeństwem? Znowu jako maszynkę do głosowania?” O ile sytuacja Sejmu IX kadencji nie wzbudza większego zdziwienia, tak zaskakujący może być brak ustrojowego pomysłu na Sejm X kadencji i jego słaba pozycja wkrótce po wyborach czerwcowych. Zaraz po pierwszej, częściowo wolnej elekcji Sejm będzie musiał sprostać nie tylko tragicznej kondycji odziedziczonego „interesu”, w tym głównie stale pogarszającej się sytuacji gospodarczej, ale i podjąć wysiłek wykreowania przestrzeni politycznej przewidującej jego istotną rolę. W pierwszym okresie pozostanie on chronicznie spóźniony wobec dynamiki zachodzących zmian, a o najistotniejszych ustaleniach – w tym dotyczących obsadzenia stanowiska premiera przez „Solidarność” i następnie wskazaniu kandydatury Tadeusza Mazowieckiego – informowany będzie z zewnątrz. Posłom chcącym nadążyć za tempem codziennych wydarzeń pozostaje w tym okresie lektura „Gazety Wyborczej” i wieczorny „Dziennik Telewizyjny”. Słabą pozycję Sejmu wyznaczał na wskroś antyinstytucjonalny charakter polskiego przełomu. Zdecydowały o niej zarówno rozmowy Okrągłego Stołu, jak i, w późniejszym okresie, utrata inicjatywy na rzecz centrum politycznego skupionego wokół znajdującego się poza parlamentem Lecha Wałęsy, czy wreszcie rządu Tadeusza Mazowieckiego. Nie bez znaczenia pozostaje również opóźnienie na poziomie opinii, ocen sytuacji czy samego sposobu myślenia. Sejm roku 1989 opisany przez Barbarę Seidler to Sejm kierujący się retoryką „ewolucjonizmu”, stale powraca obawa posunięcia się za daleko, zniweczenia dotychczasowych reform. Z dzisiejszej perspektywy okres ten sprawia wrażenie szczególnego stanu przejściowego. Czasów, które utknęły między szybko dezaktualizującymi się postanowieniami Okrągłego Stołu, a domagającym się nowej dynamiki zmian wyborem Tadeusza Mazowieckiego na premiera. Sejm tego okresu wciąż stara się odnaleźć w sytuacji, zrozumieć zmiany, stale podejmuje wyścig z czasem, jak i własną wyobraźnią. W doniesieniach sejmowych Barbary Seidler szczególnie uderza brak symbolicznej zmiany wyznaczającej nowy początek, moment przełomu. Z perspektywy Sejmu do rangi istotnych symbolicznych wydarzeń wyrastają przemówienie prezydenta George’a H. W. Busha oraz wizyta Jana Nowaka Jeziorańskiego. Same wybory czerwcowe szybko okazują się tyle źródłem radości, co troski i zakłopotania. Erupcja entuzjazmu jest silnie stłumiona – nawet z perspektywy budynku na Wiejskiej towarzyszy jej wrażenie obserwacji i oczekiwania. Lektura „Szoku wolności” skłania do wniosku, że swego rodzaju poczucie wynikowego charakteru polskiej zmiany ustrojowej nie ominęło posłów wybranych w 1989 roku. Ciekawa jest w tym miejscu gorzka uwaga poświęcona znanemu telewizyjnemu wystąpieniu Joanny Szczepkowskiej. Jak pisze Seidler, nawet jeśli 4 czerwca 1989 roku rzeczywiście skończył się w Polsce komunizm, to „czy nie zauważyliśmy? Czy ktoś musiał to głośno powiedzieć? Wszystkim? W dzienniku telewizyjnym?” Reportaże Barbary Seidler wskazują jak długą drogę przebył polski parlamentaryzm na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Oferują unikalny zapis czasów radości, zdziwienia i rozczarowania. Umożliwiają nie tylko odtworzenie dynamiki wydarzeń, ale co ważniejsze, dają wgląd w emocje towarzyszące burzliwym miesiącom na Wiejskiej zarówno z perspektywy sali plenarnej, jak i sejmowej palarni. Owa suma radości i obaw składa się na najciekawszy aspekt pozycji oddając ducha czasów minionych i często trudnych już do uchwycenia. Książka prowokuje zderzenie pamięci dnia dzisiejszego domagającej się spektakularności i symboli z możliwościami i perspektywą myślową tamtego, szczególnego okresu. |