Władza a modernizacja. Rola rządzących w budowaniu nowoczesnego państwa w polskiej myśli politycznej w okresie zaborów i II Rzeczypospolitej


Tekst z wydanej przez Ośrodek Myśli Politycznej pracy zbiorowej Władza w polskiej tradycji politycznej – http://omp.org.pl/ksiazka.php?idKsiazki=13

 

Od drugiej połowy XVIII wieku kwestia polityki państwa, która pozwoliłaby odbudować siłę Rzeczypospolitej, stała się ważnym[1] obiektem rozważań podejmowanych przez polskie elity intelektualne i polityczne. Zabory, czas kiedy polskie państwo nie istniało, pokazały z wyjątkową ostrością jak ważna dla rozwoju oraz generowania i podtrzymywania procesów modernizacji jest sprawna, suwerenna i narodowa władza. Chociaż w XIX wieku dokonywały się procesy spontanicznej modernizacji społecznej i ekonomicznej, niekiedy wspierane polityką zaborców (np. uwłaszczenie chłopów), a niektórzy polscy politycy decydowali się zająć stanowisko ugodowe, by zyskać wpływ na procesy modernizacyjne[2] (jak Ksawery Drucki-Lubecki, Aleksander Wielopolski czy krakowscy Stańczycy), 100 lat rozbiorów pogłębiło zacofanie Polski zdecydowanie bardziej niż poprzedzające je 100 lat ograniczonej samodzielności politycznej. W dodatku inspirowane przez zaborców zmiany modernizacyjne w swej naturze były albo neutralne, albo – częściej – groźne dla trwałości polskiej tożsamości narodowej.

W związku ze słabością państwa i planami modernizacji polskie elity polityczne – a dokładniej oświecona ich część – dostrzegły już u schyłku XVIII wieku możliwość sterowania procesami zmian, a tym samym nową rolę władzy w świecie formujących się państw narodowych. Doświadczenie rozbiorów, a potem trwała utrata państwowości w wyniku zaborów pogłębiały zainteresowanie taką właśnie funkcją władzy. Jednak trzeba zaznaczyć, że rozważania tego dotyczące często stawały się oddalonymi od wszelkiego realizmu rozmyślaniami – pamięć o realnym sprawowaniu władzy w kolejnych pokoleniach zanikała[3]. Plany uporządkowania Polski zaś dotyczyły, jak się wydawało z każdym upływającym rokiem, przyszłości nie tylko coraz bardziej mglistej, ale i coraz trudniejszej w ogóle do wyobrażenia. Wreszcie, przy okazji wielkiej wojny światowej (1914-1918) nadarzyła się okazja realizacji tych planów, której ucieleśnieniem była wyczekiwana od wieku II Rzeczpospolita. Jej historia została dość szybko jednak przerwana kryzysem o globalnym zasięgu w latach 1930., w następstwie którego wybuchła kolejna wojna światowa niwecząc nadzieję na powodzenie projektu modernizacji państwa[4].

Celem poniższej analizy jest przyjrzenie się koncepcjom roli – dobrej – władzy w tworzeniu nowoczesnego państwa, narodu i społeczeństwa od Konstytucji 3 maja po upadek II Rzeczypospolitej. Jest to okres długi, złożony i niejednorodny zarówno ze względu na dominujące idee, stan polskiej państwowości, jak i postawy elit. W związku z tym możliwe było tylko zarysowanie podstawowych stanowisk i próba ich wstępnego uporządkowania. Niezbędne były też uproszczenia i uogólnienia, umożliwiające próbę zarysowania podstawowych problemów w tekście ograniczonej objętości.

Podstawowy podział zaproponowany poniżej rozróżnia przeciwników i zwolenników modernizacji[5]. Sam „obóz” zwolenników nowoczesności też był niejednolity – jego zróżnicowania dotyczyć będzie główna część analizy. Wskazuję na cztery perspektywy lub wymiary pozwalające scharakteryzować główne różnice w wizjach modernizacji i nowoczesnego państwa w relacji z władzą. Uzupełnieniem tej typologii jest rozważenie dostępnych (i uwzględnianych w projektach politycznych) wzorów, państw odniesienia i partnerów w procesie budowania nowoczesnego państwa.

 

* * *

 

Jak wspomniałem, od drugiej połowy XVIII wieku, a zatem właściwie od momentu spopularyzowania wśród polskich elit idei Oświecenia, uformował się podział polskiej sceny politycznej na zwolenników zmian, reform – w dzisiejszych słowach można to określić modernizacją państwa – oraz ich przeciwników. Spór pomiędzy „nowatorami” a zwolennikami „rutyn”, konserwowania przeszłości, po raz pierwszy nabrał ostrości w czasie rządów Stanisława Augusta Poniatowskiego, a później stał się trwałym elementem sporów politycznych okresu zaborów, choć w ich trakcie obóz przeciwników modernizacji malał.

Jakie stanowisko zajmowali przeciwnicy modernizacji? Rozpatrzę to na przykładzie konfederatów z Targowicy – ostatniej konfederacji zawiązanej w niepodległym państwie polskim – oraz o ponad wiek później piszącego intelektualisty z obozu narodowego, Adama Doboszyńskiego. Choć zajmowali oni swe stanowisko w odmiennych momentach dziejowych, da się wyodrębnić pewne jądro poglądów wrogów modernizacji. Targowiczanie, w czasie ostatnich rozpaczliwych reform I Rzeczypospolitej, za wszelką cenę bronili szlacheckich przywilejów i wolności. W ich postrzeganiu świata Konstytucja 3 maja i zaplanowane w niej reformy miały stanowić fundamentalne tych wolności zagrożenie. Występowali w obronie starych i chyba już niemożliwych do obrony w post-oświeceniowym i kapitalistycznym świecie struktur społecznych, bronili pięknych, ale niesprawdzających się w zderzeniu z rzeczywistością instytucji. Jednak patrzyli oni na świat z perspektywy swojego doświadczenia, doświadczenia ostatniego politycznie aktywnego pokolenia I Rzeczypospolitej i chyba aż do ostatecznego upadku nie brali pod uwagę absolutnej destrukcji Rzeczypospolitej i fundamentalnego zagrożenia dla narodowej tożsamości, które zdeterminowało polską historię w niemal całym XIX wieku.

Konfederaci z Targowicy wystąpili w obronie ładu społeczno-politycznego I Rzeczypospolitej. Choć byli świadkami słabości i schyłku I Rzeczypospolitej, drugorzędne były dla nich losy państwa, jeśli jego rozwój, siła, suwerenność czy być może nawet trwanie miałyby się wiązać z odejściem od zasad złotej szlacheckiej wolności i tradycyjnych instytucji polskiej polityki. Jak wspomniałem, sądzę, że nie w pełni pojmowali konsekwencje kryzysu polskiej państwowości i skutki własnych wyborów. Byli przekonani, że opowiadają się po właściwej stronie. W ujęciu myślicieli politycznych związanych z Targowicą rolą władzy była dbałość o podtrzymywanie tego, co było dobre w przeszłości, zaś każda władza wykorzystująca państwo jako narzędzie głębokich zmian była w tym ujęciu nadzwyczaj niebezpieczna – na tyle niebezpieczna, że uzasadnione było szukanie wsparcia Rosji przeciw własnemu państwu. Antymodernizacyjne wybory czasów zaborów były motywowane podobnie – obawą o niszczące oddziaływanie modernizacji na tkankę społeczną i tradycyjne instytucje.

Kolejne pokolenia krytyków modernizacji – z reguły zajmujących pozycje konserwatywne[6] – żyły w świecie, gdzie Polska nie istniała, albo – już po 1918 roku, w Polsce odrodzonej, zupełnie innej niż I Rzeczpospolita. Choć występowały one w obronie ciągłości instytucji i tradycji, coraz mniej precyzyjnie przywoływały ich ducha i zasady funkcjonowania ówczesnego społeczeństwa i systemu politycznego – z którymi przecież nie miały do czynienia[7]. Posługiwały się przy tym często swoistą inkarnacją mitu złotego wieku, mitem I Rzeczypospolitej.

Jednak wraz z postępami procesu uprzemysławiania ziem polskich, krytycy modernizacji zaczęli również dostrzegać wynikające z tego, pojawiające się właśnie, realne zagrożenia i koszty dla narodowej tożsamości. Odwołując się do kategorii takich jak tradycja czy prawo naturalne, starali się przynajmniej poddać kontroli proces zmian, by uchronić to, co – w ich opinii – było ważne dla trwania społeczeństwa. Wiązała się z tym na ogół krytyka demokracji jako ustroju politycznego, a przynajmniej próby jej „uszlachetniania”[8], co – ze względu na dynamikę przemian – okazywało się niemożliwe w realizacji.

Taka forma negatywnej krytyki modernizacji była nieskuteczna. Nawet mając pewien wpływ na instytucje i politykę, jak Stańczycy w zaborze austriackim, konserwatyści przegrywali i nie byli w stanie opanować dynamiki i chaosu przemian. U progu II Rzeczypospolitej przyniosło to ugrupowaniom konserwatywnym nieodwracalną klęskę polityczną. Konserwatywną formę krytyki modernizacji zastępować zaczęły projekty o zdecydowanie bardziej radykalnym charakterze, próby sformułowania programu i polityki służących do zatrzymania i odwrócenia procesów dziejących się w społeczeństwie, w szczególności procesu modernizacji. Interesującym przykładem takiej formy krytyki procesów modernizacji jest sformułowany w latach 1930. projekt powrotu do średniowiecza Adama Doboszyńskiego.

Jego koncepcja powrotu do średniowiecza[9] była już inna – w tym wypadku nić tradycji pozostała i nawet jeśli odwoływała się do przeszłości, to w rzeczywistości była raczej równie rewolucyjna, co promodernizacyjne i faszyzujące koncepcje także związanego z obozem narodowym ONR--owskiego środowiska „Prosto z mostu”. I równie silnie wpłynęło na nią doświadczenie kryzysu gospodarczego. Doboszyński chciał bowiem powrotu do przeszłości, której nie ma – i chyba nigdy nie było. Poszukiwał koncepcji złotego wieku. Wyobrażona przez niego przyszłość – swoiste nowe Średniowiecze – miała być wprowadzona za pośrednictwem prawdziwie narodowego rządu, będącego emanacją realnych potrzeb narodowych. Tu można dodać, że taka forma krytyki demokracji parlamentarnej (i szerzej – legalnej władzy) w imię „prawdziwej demokracji” lub jakiejkolwiek innej formy odkrycia rzeczywistej emanacji narodowego interesu, mieszcząca się w tradycji volontée générale J. J. Rousseau, powraca co pewien czas w polskiej myśli politycznej, zarówno wśród zwolenników modernizacji (np. u Zygmunta Balickiego), jak i jej przeciwników.

Ów narodowy rząd miał zatrzymać, a potem odwrócić proces modernizacji za sprawą ukształtowania nowej, odtwarzającej (wyidealizowane) społeczeństwo średniowieczne, struktury społecznej rozumianej jako organizm, „w którym człowiek nie może być odosobniony lecz czuć oparcie w rodzinie, organizacji zawodowej i stanowej, oraz ojczyźnie”[10]. W koncepcji Doboszyńskiego rząd stworzony przez narodowe elity miał zapewnić możliwość uformowania się nowo-średniowiecznego społeczeństwa i gospodarki za pośrednictwem narzędzi politycznych, w tym antyindustrialnej polityki gospodarczej nakierowanej na upadek i likwidację wielkiego przemysłu, pozbycie się obcego kapitału, budowę autarkicznej gospodarki zamkniętej i rozwój wewnętrznego popytu zaspakajany przez rodzimą, drobną, rzemieślniczą i rodzinną wytwórczość.

Antyindustrialna postawa Doboszyńskiego nie była wyjątkowa, zarówno w jego czasach, jak i wcześniej. Szereg obaw związanych z procesem industrializacji i towarzyszącymi mu przemianami społecznymi wielu polskich intelektualistów i polityków wyrażało już wcześniej. Wskazać można przynajmniej dwa typy takich obaw, niekoniecznie zresztą wiążących się z postawą wrogą wobec nowoczesności. Pierwszy, to wspomniana obawa o wynarodowienie i utratę polskiej tożsamości wśród mas robotniczych, pozbawianych korzeni, pauperyzowanych i proletaryzowanych w wielkich miastach fabrycznych – współczesnych Molochach, zatrudnianych w przedsiębiorstwach, których właścicielami byli cudzoziemcy, zwykle Niemcy albo Żydzi. Tego typu obawy pojawiały się w publicystyce konserwatywnej i narodowo-demokratycznej przełomu XIX i XX wieku, a ich literacką formą stała się m.in. zainspirowana kontaktami ze środowiskami narodowo-demokratycznymi, a zapewne i z samym Romanem Dmowskim powieść Władysława Reymonta Ziemia obiecana[11]. Drugi typ obaw to strach przed socjalistyczną rewolucją – ów strach część polskich elit uświadomiła sobie po wydarzeniach roku 1905 w Rosji i w Polsce, a tym bardziej po rewolucji bolszewickiej w Rosji[12].

W rozważaniach przeciwników modernizacji od czasów rewolucji przemysłowej poczesne miejsce zajmuje strach przed konsekwencjami uprzemysłowienia i – jak dziś to się określa – globalizacji, jako czynników zabijających narodową tożsamość. Wyraźnie widać to u Doboszyńskiego. Ta obawa była na tyle mocna, że kazała zignorować kontekst geopolityczny, społeczny i ekonomiczny, w którym istnieje państwo. Doboszyński odtwarza w jakiejś mierze struktury myślenia wrogów modernizacji ze schyłkowych lat I Rzeczypospolitej. Realną siłę państwa – funkcjonującego wszak w konkretnym kontekście geopolitycznym – gotów jest poświęcić w imię odbudowy, bądź wręcz wykreowania dobrego społeczeństwa, w imię ocalenia ostatnich pozostałości właściwego sposobu życia i stosownych relacji człowiek--świat.

W analizowanym okresie krytycy nowoczesności, zwolennicy „rutyn”, choć często potrafili precyzyjnie zdefiniować rzeczywiste zagrożenia, które niosły zmiany społeczne, tracili powoli na znaczeniu. Nadzieje na restytucję w dawnym kształcie I Rzeczypospolitej były coraz mniejsze, wraz z postępującymi przemianami społecznymi, formowaniem się nowych klas społecznych i nieuniknioną modernizacją społeczną. Sukces idei Oświecenia, brak własnej państwowości, nadzieje związane z procesami zmian społecznych w XIX wieku sprzyjały popularności idei promodernizacyjnych na ziemiach polskich. Dodatkowo słabość konserwatywnych krytyków modernizacji pogłębiała się wraz z narastaniem procesów emancypacji warstw niższych w polskim społeczeństwie. Coraz częściej znaczenie ich poglądów umniejszano, interpretując je jako formę klasowego przeżytku – często niesłusznie. W dwudziestoleciu międzywojennym utrata zaplecza politycznego w nowoczesnym społeczeństwie przełożyła się na niemal zupełną utratę wpływu na rządy i siły społecznego oddziaływania przez środowiska konserwatywne. Dopiero głęboki kryzys systemu polityczno-gospodarczego przypomniał wszystkie obawy wiązane z modernizacją i nowoczesnością. W konsekwencji przyniósł nową falę krytyki modernizacji, ale w niej już tylko ograniczoną rolę odegrały środowiska konserwatywne.

 

* * *

 

Zwolennicy modernizacji, po niepowodzeniach prób reform w pierwszej połowie XIX wieku dostrzegać zaczęli konieczność takiej formy restytucji państwowości polskiej, która de facto oznaczała zbudowanie jej od podstaw. Władza polityczna (a wcześniej jej legalne i nielegalne substytuty) powinna przy tym pełnić funkcję czynnika katalizującego i tonującego ten proces, rozumiany jako modernizacja – społeczna, polityczna i gospodarcza. W kolejnych ideach, wizjach i projektach zasięg, skala i obszary polityki modernizacyjnej, wreszcie również jej narzędzia i cele były różne, jednak marzenie o zbudowaniu nowoczesnego państwa polskiego pozostawało niezmienne. Przyjrzyjmy się zatem, jak zwolennicy modernizacji postrzegali rolę władzy w procesach modernizacji w czterech perspektywach.

Pierwsza z nich to uwzględnienie jednego z kluczowych podziałów w politycznych sporach, nie tylko polskich – podziału na realistów i idealistów[13]. Realiści to zwolennicy wykorzystywania narzędzi politycznych do budowy silnego państwa, koncentrujący się na analizie geopolityki i grze politycznej. W tradycji myślenia realnego kluczowe jest zbudowanie państwa, które stałoby się ważnym podmiotem regionalnej, albo i globalnej gry politycznej. Przedstawiciele takich poglądów skłonni są przyjmować, że mechanizmy rządzące stosunkami międzynarodowymi, podobnie jak te wpływające na relacje między klasami społecznymi, zmieniają się – poza sytuacjami wyjątkowymi – względnie powoli.

W koncepcjach realistów celem modernizacji była odbudowa, a potem budowa silnego państwa. Jednak w swoich analizach starali się oni uwzględniać moment historyczny i kontekst geopolityczny zdecydowanie częściej niż idealiści – dopiero w wypadku nadarzającej się okazji formująca się i wyłaniająca jako emanacja narodu władza miała narodowy potencjał spożytkować. Samo zaś państwo, a zatem i władza polityczna, miało stać się silne, tak, by odzyskanej suwerenności nie zatracić. W tekstach choćby Narodowych Demokratów, ale obok nich i wielu innych realistów im współczesnych i wcześniejszych, dostrzec można, że główny cel reform społecznych, politycznych i ekonomicznych, które powinny zostać zrealizowane przed osiągnięciem niepodległości jest taki właśnie, by przygotować się do niepodległości, a potem umieć o nią dbać. Do grupy realistów zaliczyć można polityków gospodarczych reformujących Królestwo Polskie w latach 1815-1830, Aleksandra Wielopolskiego, Stańczyków, obóz Białych w przededniu powstania styczniowego, ale też – dużo później – Józefa Piłsudskiego, gdy porzucił socjalistyczne marzenia, a decydując się na zamach stanu, przejął władzę w Polsce, by uporządkować i wzmocnić państwo.

Z kolei idealiści to rzecznicy radykalnej zmiany społecznej. Dostrzegali oni nadzieję na powstanie i rozwój Polski w ukształtowaniu się nowej jakości w polityce międzynarodowej. Polska zaś (zależnie od politycznej i ideowej opcji, a także od dziejowego momentu jako Chrystus narodów, albo jako pierwsza nowoczesna socjalistyczna republika) miała do spełnienia jakieś nadzwyczajne zadanie w kształtowaniu lub istnieniu tego nowego ładu światowego. Miała stać się oazą szczęścia, a także ucieleśnieniem idei emancypacji – narodowej, politycznej, społecznej czy ekonomicznej wreszcie. Takie socjalistyczne – emancypacyjne myślenie o Polsce dostrzec można wyraźnie w nurcie niepodległościowym polskiej myśli socjalistycznej, w tym w licznych deklaracjach i programach PPS-u z przełomu XIX i XX wieku, do redagowania których rękę przykładał Józef Piłsudski. W tym wypadku władza miała się tylko przysłużyć realizacji tej światłej idei, a definiowane przez realistów cele jej sprawowania zdawały się nieistotne. Dla idealistów, inaczej niż dla realistów, nie siła państwa była celem, a postępowość rozwiązań i/lub ich duchowe – nazwijmy to tak – skutki. Aspekt geopolityczny – dążenie do jak najlepszego zdefiniowania pozycji Polski w otaczającym ją świecie – traktowany był z mniejszą uwagą. Myślenie idealistyczne było trwałym komponentem polskiej myśli politycznej w XIX wieku, tym silniejszym im dalej w niepamięć odchodziło doświadczenie suwerennej Polski. Trzeba jednak dodać, że poglądy wielu idealistycznych intelektualistów, wraz z wchodzeniem w świat rzeczywistej polityki państwowej, ulegały modyfikacjom. Najlepszym bodaj tego przykładem jest ewolucja koncepcji Józefa Piłsudskiego. Może zatem sama powszechność idealizmu była związana z faktem braku państwa i koniecznością myślenia o bycie nieistniejącym.

Można powiedzieć, patrząc z perspektywy niemal wieku, że przy okazji powstania II Rzeczypospolitej rację mieli zarówno realiści, jak i idealiści. Realiści, wytrwale wykuwający miejsce dla Polski w ulegającym ewolucji ładzie światowym i przekonani, że to polityka międzynarodowa zadecyduje o powstaniu państwa i idealiści, czekający na wydarzenie, które zburzy dotychczasowy porządek.

Druga linia podziału dzieli przestrzeń idei polskiej polityki na radykalne i te umiarkowane. W ideach radykalnych celem polityki – a zatem celem władzy politycznej – jest radykalne przekształcenie przestrzeni publicznej, tak, by odpowiadała wizji i… nowym czasom. Polskich radykałów można znaleźć w ugrupowaniach politycznych Wielkiej Emigracji (wśród członków Towarzystwa Demokratycznego Polskiego czy Gromad Ludu Polskiego), a potem w licznych partiach i frakcjach w kraju i na emigracji przez cały wiek XIX. Posługiwali się oni ideami demokratyzmu, a potem coraz częściej – socjalizmu. Swoistym zwieńczeniem ewolucji idei radykalnych w wieku XIX było powstanie dwóch kluczowych w następnych dekadach obozów politycznych, Narodowej Demokracji i PPS-u. Przebudowały one przestrzeń polityczną Polski w sposób trwały. Radykalni modernizatorzy oczekiwali zmian fundamentalnych – w modelu polityki, charakterze relacji społeczno-ekonomicznych, a może i w pozycji międzynarodowej Polski. Choć ich poglądy często były od siebie odległe – jak wskutek ewolucji dalekie od siebie stawały się poglądy PPS i Endecji – wspólna pozostawała struktura myślenia. W szczególności zaś szukanie sposobu na dokonanie zmian radykalnych, głębokich i nieodwracalnych – przebudowujących rzeczywistość tak, by gwarantowało to sukces w przyszłości.

Zwolennicy rozwiązań umiarkowanych, na ogół o poglądach konserwatywnych, czasem liberalnych, niekiedy reprezentujący ruch agrarny – nie zgadzali się z przekonaniem o konieczności zmiany radykalnej, odrzucenia bagażu przeszłości czy wręcz rewolucji. Dostrzegali błędy przeszłości, wskazywali – jak Stańczycy czy Kaliszanie – na słabości istniejących struktur społecznych, jednak nawoływali do reform modernizacyjnych, raczej cząstkowych niż całościowych, zawsze umiarkowanych i spokojnych. Warto zaznaczyć, że choć ta linia podziału czasem pokrywa się z podziałem na realistów i idealistów, wydaje się jednak osobna i samodzielna. W szczególności ugrupowania radykalne zajmowały zarówno pozycje idealistyczne jak i realistyczne.

Trzecia z linii podziału jest chyba kluczowa dla zrozumienia relacji władza-modernizacja w polskiej tradycji politycznej. Wyznacza ją stosunek do zewnętrznych (a dokładnie: zachodnich) wzorców. Z jednej strony wciąż obecne jest w polskiej tradycji przekonanie, że Polska ma wiele do zaoferowania sobie i światu idąc własną drogą. Tak myśleli romantycy i ci, którzy za nimi głosili idee Polski Chrystusa albo Wilkenrieda narodów, poświęcającego się, by nastała nowa epoka w dziejach. To mieli na myśli ideologowie PPS-u, gdy wierzyli, że Polska może odegrać rolę wzorcowej socjalistycznej republiki. Tak wreszcie myśleliśmy w czasach pierwszej „Solidarności”. Jeśli rzeczywiście Polska ma do odegrania jakąś ponadczasową rolę, to władza nie powinna stawać temu na przeszkodzie. Nie powinna zatem imitować dobrych, sprawdzonych wzorów, a szukać i odkryć tę szczególną polską cnotę i pielęgnować ją w społeczeństwie, dla dobra Polski i świata. Modernizacja zaś powinna stać się zjawiskiem immanentnym, oryginalnie polskim, wypływającym z natury tej nadzwyczajnej możliwości, którą Polska posiadła. Oczywiście trudno się doszukać tak wprost zapisanych relacji między władzą a modernizacją, ale wynikają one – jak sądzę – z pewnego szczególnego postrzegania miejsca Polski w historii.

Z drugiej strony równie trwałe jest przekonanie, że Polska może rozwijać się tylko pod warunkiem efektywnego czerpania z zachodnich wzorców. One wszak inspirowały autorów Konstytucji 3 maja, twórców Księstwa Warszawskiego i cudu gospodarczego lat 1815-1830. Zachodnie rozwiązania stawiał za wzór Dmowski, sięgali do nich politycy PPS-u, marząc o wzorcowej demokratycznej i robotniczej republice, wreszcie również wielkie projekty modernizacyjne II Rzeczypospolitej[14] miały ideową podbudowę importowaną z krajów zachodnich. Choć korelacja nie jest pełna, wydaje się, że wraz ze wzrostem zaangażowania w rzeczywistą i praktyczną politykę słabnie wiara w nadzwyczajność Polski (przynajmniej w danej chwili dziejowej), a zastępuje ją dostrzeżenie zacofania, słabości i potrzeby ogromnego wysiłku modernizacyjnego.

Czwarta perspektywa, precyzyjnie opisana przez Tomasza Kizwaltera[15], zawierająca elementy trzech powyższych, wynika z dwoistości polskiego społeczeństwa w XIX wieku. „Szlachta” i „lud” właściwie niemal w całym XIX wieku tworzyły dwie odrębne struktury społeczne. W pierwszej połowie wieku debaty modernizacyjne dotyczyły tego, czy szlachta powinna odegrać rolę przewodnika w procesie emancypacji ludu, czy też pozostać w swojej roli „warstwy przewodniej”. W drugiej połowie wieku już jednoznacznie powiązano demokratyzację społeczeństwa z procesem modernizacji, a wyemancypowanemu ludowi – choć różnie pojmowano ten proces – zarówno socjaliści, jak i narodowcy zaczęli nadawać kluczową rolę w samym dziele budowy nowoczesnej Polski.

 

* * *

 

By wyraźnie zobaczyć relację władza-modernizacja, te linie podziału należy uzupełnić sporem o to, jakiego partnera w procesie modernizacji wybrać. W przypadku decyzji, że chwilowo immanentna modernizacja jest nieosiągalna (a to z reguły polscy politycy uświadamiali sobie wcześniej bądź później), pozostawała kwestia wyboru państwa odniesienia i państwa lub państw, które wsparłyby zmiany. W zasięgu było kilka opcji. Po pierwsze Rosja – najpierw jako jedyna dostępna opcja, ale ponadto jako potencjalnie największy rynek zbytu, jako kraj, nad którym Polska ma cywilizacyjną przewagę, wreszcie jako wzór komunistycznej rewolucji i zmian po niej następujących. Po drugie Niemcy, znów jako – dla znacznych połaci kraju – opcja nieunikniona, jako wzór samodzielnie wypracowanego sukcesu cywilizacyjnego, wreszcie – jako naturalna przeciwwaga Rosji. Po trzecie – szeroko pojęty Zachód. W zależności od chwili dziejowej chodziło o Francję, Wielką Brytanię, USA. Zachód zawsze był traktowany jako przeciwwaga groźnych i niewiarygodnych sąsiadów – Rosji i Niemiec.

Warto zwrócić przy okazji uwagę, że Austria – trzeci z zaborców – była nadzwyczaj rzadko traktowana jako poważny partner w budowaniu nowoczesnego państwa. Wprawdzie kontrprzykładem może być doświadczenie zaangażowania politycznego w Galicji i w Wiedniu środowiska konserwatystów krakowskich, jednak nawet w tym przypadku można raczej mówić o próbach modernizowania dzielnicy (Galicji), jak i całego cesarstwa, też coraz bardziej zacofanego i tracącego znaczenie w Europie.

Rosja, pierwsza z dostępnych opcji, standardowo była traktowana raczej jako najtrwalsze zagrożenie dla polskiej suwerenności niż rozwojowy partner. Jednocześnie była sama krajem zacofanym, nienowoczesnym i peryferyjnym. Imitowała liczne rozwiązania z zewnątrz, często bez powodzenia. Zatem nie był to wybór optymalny, ale często nieunikniony dla tych, którzy chcieli uzyskać choć substytut suwerenności w XIX wieku. Zdarzały się bowiem okresy, gdy liberalizacja polityki wobec Polaków stwarzała warunki do podejmowania współpracy, a co najmniej traktowania Rosji jako partnera handlowego. Rozwój kapitalizmu i powstawanie wielkich fortun na ziemiach zaboru rosyjskiego wszak nierozłącznie były powiązane z rosyjskim rynkiem zbytu.

Rosja to również kraj, który już co najmniej od połowy XVIII wieku miał wpływ na ustrój Polski. Zaś po rozbiorach i wojnach napoleońskich, car Aleksander I podarował skrawkowi państwa zachowanemu pod nazwą Królestwa Kongresowego nadzwyczaj liberalną i oświeconą konstytucję, niejako na powrót otwierając polskim elitom możliwość spróbowania oświeconej modernizacji. Ta konstytucja stała się podstawą do odbudowy siły gospodarczej w centralnych dzielnicach Polski, a nawet budowy armii, która w czasie powstania listopadowego dość długo stanowiła zagrożenie dla Rosjan. Po powstaniu nastał długi okres utraty niemal wszystkich elementów autonomii, a polska polityka w ogromnej większości stała się tajna. Ale jeszcze co najmniej dwukrotnie Rosjanie stworzyli warunki do przynajmniej ograniczonych reform na ziemiach swojego zaboru, a dokładniej w Królestwie Kongresowym. Najpierw w okresie poprzedzającym powstanie styczniowe, co skończyło się słynnym stwierdzeniem Aleksandra Wielopolskiego, który wziął wtedy w swoje ręce rządy w Królestwie: „Dla Polaków można czasem coś dobrego zrobić, ale z Polakami nigdy”. Po raz drugi w okresie po rewolucji 1905 roku, gdy dla polskich ugrupowań otwarła się droga do Dumy, a elementy autonomii Królestwa Kongresowego stały się fragmentem szerszej polityki liberalizacji.

W drugiej połowie XIX wieku przedstawiciele ugrupowań próbujących prowadzić „politykę realną”, a w szczególności liderzy Narodowej Demokracji opowiedzieli się za zbliżeniem z Rosją z innych jeszcze powodów. Był to okres, w którym nasilała się antypolska polityka Niemiec na terenie zaboru pruskiego (Kulturkampf). Rozmach cywilizacyjnego sukcesu Niemiec i dawne doświadczenia historyczne stały się podstawą do sformułowania koncepcji o konieczności budowy dobrych relacji z Rosją, którą reprezentował m.in. Roman Dmowski. Niemcy były traktowane jako zagrożenie o charakterze trwałym ze względu na nieusuwalny konflikt interesów rozwojowych z Polską. Miał on wynikać zarówno ze sprzeczności słowiańsko-germańskich, jak i z fundamentalnej nierównowagi sił cywilizacyjnych, w związku z którą Polska potrzebowała mocnego sojusznika. Wreszcie, Rosja jako partner mogła być atrakcyjna, bo przynajmniej zdawała się być słabsza cywilizacyjnie od Polski. W związku z tym koncepcja autonomii kulturowej, sformułowana w kręgach Stronnictwa Polityki Realnej, postulowała trwałe związki z Imperium, w którym ziemie polskie mogłyby odegrać rolę zbliżoną do tej, jaką Grecja odegrała w stosunku do Rzymu.

Po rewolucji bolszewickiej dla bardzo wąskiej grupy polskich komunistów Rosja raz jeszcze stała się punktem odniesienia, tym razem jako wzór republiki rad. Jednak zauroczenie sowieckim modelem „modernizacji” objęło bardzo wąską grupę polityków i ideologów związanych z radykalnymi ruchami socjalistycznymi, chłopskimi i komunistycznymi. Ich znaczenie w II Rzeczypospolitej było żadne.

Drugą po Rosji opcją wyboru cywilizacyjnego wzoru były Niemcy, zwłaszcza po sukcesie zjednoczenia i budowy potęgi gospodarczej i militarnej w drugiej połowie XIX wieku. Jako naturalny partner rozwojowy występowały na ziemiach zaboru pruskiego, których związki z gospodarką Prus i Niemiec były silniejsze niż związki Królestwa Kongresowego z Rosją. Mimo doświadczenia wspomnianej polityki Kulturkampfu, wielu polskich polityków w okresie po powstaniu styczniowym pokładało poważne nadzieje we współpracy z Rzeszą Niemiecką. Traktowana ona była, czego najlepszym przykładem poglądy i wybory Józefa Piłsudskiego – jako istotna przeciwwaga Rosji i jako najbliższy Polski kraj Zachodu, Europy. Tu dostrzec można swego rodzaju symetrię do poglądów Dmowskiego, tyle że w tym przypadku to sprzeczność interesów polsko-rosyjskich była nieusuwalna, a Polska potrzebowała silnego partnera rozwojowego i sojusznika w konflikcie z Rosją. Choć współpraca polsko--niemiecka nigdy nie była nadzwyczaj dobra, to przecież Niemcy w czasie I wojny światowej utworzyli na ziemiach Królestwa Kongresowego Królestwo Polskie, pół-suwerenne, ułomne w swej państwowości i zależne, które jednak stało się punktem wyjścia do budowy niepodległej Polski.

Trzecim wyborem był szeroko pojęty Zachód. Współpraca z Rosją lub Niemcami niemal zawsze była formą mniejszego zła. Wzorów i wsparcia w modernizacji zaś wypatrywano dalej na Zachodzie (wszak tylko z daleka postrzeganym jako byt jednolity), jednak w perspektywie omawianego tu okresu częściej kończyło się to rozczarowaniem niż wymiernymi rezultatami. Jeśli chodzi o model rozwoju, chętnie zerkano na Wielką Brytanię i jej oszałamiający sukces polityczny i gospodarczy, trwający cały wiek XIX. To Wielka Brytania (i po części USA) była wzorem i inspiracją dla twórców Konstytucji 3 maja, a następnie dla polityków realizujących politykę rozwoju Królestwa Kongresowego w latach 1820. Później inspirowała licznych polityków liberalnych i konserwatywnych. Wreszcie Wielką Brytanię za wzorcowy model do naśladowania dla Polski traktował na przełomie XIX i XX wieku w Myślach nowoczesnego Polaka Roman Dmowski. Często stawała się ona niejako uosobieniem tego wszystkiego, co warto było naśladować. Istotną rolę w takim spojrzeniu na Wielką Brytanię odegrał, jak się zdaje (choć trudno o dowody wprost), sukces polityki rozwojowej Niemiec, opierającej się właśnie na imitacji i dostosowywaniu do lokalnych warunków angielskich wzorów. Jednak od strony politycznej Wielka Brytania niejednokrotnie przynosiła zawód – próby tworzenia z nią politycznych sojuszy okazywały się zwykle rozczarowujące.

Kolejnym krajem Zachodu, na który Polacy spoglądali z nadzieją, zwłaszcza w pierwszej połowie XIX wieku, była Francja, jako kraj zainteresowany zmianą układu sił w Europie. Potencjalnie więc interesy Francji mogły być zgodne z polskimi. Jednak w praktyce owa zgodność była umiarkowana i skończyła się na utworzeniu quasi-państwa: Księstwa Warszawskiego w okresie wojen napoleońskich, werbalnego głównie wsparcia w czasie powstania listopadowego i przyjęcia polskiej emigracji po jego upadku. W następnych dekadach zaangażowanie Francji w sprawę polską też było umiarkowane i daleko odbiegało od polskich nadziei, w konsekwencji malały i same nadzieje z Francją wiązane.

Wreszcie, Polacy odczuwali pokrewieństwo dusz z Amerykanami – zarówno ze względu na wspólnotę doświadczeń historycznych, model ustroju, jak i zaangażowanie polskich bohaterów narodowych w amerykańską wojnę o niepodległość. Później również nie bez znaczenia były rosnące rozmiary polskiej emigracji. Czy przekładało się to na jakiekolwiek partnerstwo rozwojowe? Choć w XIX wieku rola USA w zmianie losów Polski była co najwyżej znikoma, to po I wojnie światowej Amerykanie odegrali kluczową rolę w powstaniu niepodległej Polski, a później w latach 1920. za pośrednictwem misji gospodarczych wpływali na model rozwoju[16].

Umiarkowane zaangażowanie Zachodu w sprawę polską i oczywisty brak zainteresowania zmianą status quo ze strony Rosji i Niemiec właściwie uniemożliwiało znalezienie realnego partnera w procesie modernizacji. Polska, podobnie jak kilkadziesiąt lat wcześniej Niemcy, musiała dokonać wysiłku modernizacyjnego samodzielnie, jednak w dużo mniej sprzyjającym otoczeniu międzynarodowym. W latach 1920. ujawnił się brak wspólnej dla polskich elit wizji modernizacji i jasnej koncepcji, jaka powinna być władza i jaką rolę w procesie modernizacji ma odegrać.

 

* * *

Zróżnicowanie stanowisk trwające przez cały wiek XIX, brak jasnej koncepcji reform utrzymujący się aż do 1924 roku, a wszystko to wzmacniane przez chaos administracyjny wynikły z łączenia trzech właściwie niezależnych organizmów politycznych oraz trwające kilka lat wojny graniczne nie ułatwiały sformułowania koncepcji modernizacji państwa. Sukces odbudowy państwowości, a potem jej obrony przed sowiecką inwazją nie został wzmocniony politycznym sojuszem w imię udanej modernizacji. Zastąpił go, w 1926 roku, zamach stanu Józefa Piłsudskiego, który wziął na siebie odpowiedzialność za rozwój państwa.

Jednak już w 1929 roku doszło do najgłębszego w dotychczasowej historii kryzysu kapitalizmu, co na kilka lat powstrzymało wszelkie reformy państwa. Koncepcje etatystyczne, sformułowane przez obóz sanacyjny w latach 1930., niejako kończące spór o model modernizacji w suwerennej Polsce i rolę w nim władzy, imitowały rozwiązania amerykańskie, brytyjskie i niemieckie. Próbę ich realizacji – poprzez COP i kolejne plany gospodarcze – podjęto zbyt późno – kilka lat po Amerykanach, Niemcach czy Anglikach. Powodem tego była niewłaściwa ocena sytuacji (przekonanie, że załamanie jest krótkookresowe), wiara Józefa Piłsudskiego w związek silnego pieniądza z silnym państwem, krytyczna ocena etatyzmu przez polskich polityków gospodarczych oraz przekonanie rządzących, że zobowiązaniem Polski wobec Zachodu jest utrzymywanie reguł dotyczących polskiej polityki gospodarczej ustalonych po I wojnie światowej[17].

Warto wskazać, że rozważania nad metodami budowy nowoczesnej Polski i rolą w tym procesie suwerennej władzy, które zdawały się mieć duże znaczenie w XIX wieku, tylko w bardzo ograniczonym stopniu przełożyły się na praktykę. Ważniejsze stało się, jak ujął to pod koniec XIX wieku Jan Ludwik Popławski, wytworzenie „takiego zasobu siły narodowej, (…) żebyśmy zawsze mogli chwili sposobnej skorzystać z pomyślnych okoliczności i odpowiednio je wyzyskać dla ostatecznego celu polityki narodowej – niepodległości państwowej Polski”[18]. Moment ten, gdy się nadarzył, został doskonale wykorzystany. Doświadczenie późniejszej modernizacji państwa, choć zdawać by się mogło dokładnie przemyślane przez poprzedzające rok 1918 stulecie, skończyło się już umiarkowanym co najwyżej powodzeniem. Umiejętności sterowania procesem modernizacji państwa nie były wśród polskich elit najwyższe. Co o tym przesądziło, to już jednak zupełnie osobna kwestia.



[1]     Problem ten, w sposób ahistoryczny, ale uzasadniony powszechnym użyciem tego terminu w naukach społecznych oraz klarownością wywodu, będę tu określać polityką modernizacji oraz polityką budowy nowoczesnego państwa. Szerzej, procesy związane z formowaniem się nowoczesnego społeczeństwa i przekształceniami społecznymi dokonującymi się w związku z procesami industrializacji, urbanizacji i formowania się nowoczesnych klas społecznych i ich reprezentacji politycznej określam mianem modernizacji.

[2]     Krótki przegląd pomysłów na politykę modernizacji przedstawiłem w: P. Koryś, Jak zbudować szklane domy? O polskich próbach polityki modernizacyjnej od upadku I Rzeczypospolitej do dzisiaj, [w:] Modernizacja Polski. Kody kulturowe i mity, red. J. Szomburg, Gdańsk 2008, s. 15-21.

[3]     Por. Rozmowa Andrzeja Nowaka z Andrzejem Sulimą--Kamińskim w: A. Nowak, Od imperium do imperium. Spojrzenia na historię Europy Wschodniej, Kraków 2004, s. 330.

[4]     Kwestia polityki modernizacyjnej, tym bardziej w kontekście sporów o rolę władzy politycznej, jest rzadko podejmowana w polskiej literaturze. Na temat wymyślania bądź wynajdywania nowoczesności narodu pisał Tomasz Kizwalter (O nowoczesności narodu. Przypadek polski, Warszawa 1999; Nowatorstwo i rutyny. Społeczeństwo Królestwa Polskiego wobec procesów modernizacji 1840-1863, Warszawa 1991). Kwestię sporów o wybór cywilizacyjny Polski podejmował Jerzy Jedlicki (Jakiej cywilizacji Polacy potrzebują. Studia z dziejów idei i wyobraźni XIX wieku, Warszawa 1988). Analizował on również jedną z pierwszych prób państwowej polityki modernizacyjnej (Nieudana próba kapitalistycznej industrializacji: analiza państwowego gospodarstwa przemysłowego w Królestwie Polskim XIX w., Warszawa 1964). Kwestię modernizacyjnej polityki gospodarczej w okresie początku rządów sanacyjnych podejmowała Małgorzata Łapa (Modernizacja państwa. Polska polityka gospodarcza 1926-1929, Łódź 2002). Problematykę modernizacji państwa polskiego i szerzej ziem polskich jako obszarów peryferyjnych wielokrotnie podejmował również Jacek Kochanowicz (ostatnio: Backwardness and Modernization: Poland and Eastern Europe in 16th-20th Century, Aldershot 2006). Polskim sporom o modernizację poświęcona też została publikacja zbiorowa w serii Polskie Tradycje Intelektualne OMP (Drogi do nowoczesności. Idea modernizacji w polskiej myśli politycznej, red. J. Kloczkowski, M. Szułdrzyński, Kraków 2006).

[5]     Różnice między zwolennikami i przeciwnikami zmian modernizacyjnych były w polskiej literaturze dość dokładnie omówione. Janusz Ekes opisywał ostatnio ten spór w odniesieniu do czasów saskich (por. „Tradycja” czy „postęp”. Dylemat epoki Oświecenia w Polsce, [w:] Drogi do nowoczesności…, dz. cyt., s. 29-44) , Tomasz Kizwalter – w XIX wieku (Nowatorstwo i rutyny…, dz. cyt.). Analiza sporu pomiędzy zachowawcami a zwolennikami zmian zajmowała też Jerzego Jedlickiego (Jakiej cywilizacji…, dz. cyt.).

[6]     Konserwatywną krytykę modernizacji w polskim wydaniu opisał ostatnio precyzyjnie Bogdan Szlachta (Krytyka modernizacji w pismach polskich konserwatystów (na przykładzie zagadnień dotyczących ustroju politycznego), [w:] Drogi do nowoczesności…, dz. cyt., s. 131-159).

[7]     Na słabą znajomość tych wzorów już u schyłku XIX wieku zwraca uwagę Janusz Ekes. Por. J. Ekes, , dz. cyt., s. 35 i dalsze.

[8]     Kategorią uszlachetniania demokracji posłużył się Thomas Pangle. Por. T. Pangle, Uszlachetnienie demokracji. Wyzwanie epoki postmodernistycznej, Kraków 1994.

[9]     Koncepcja została po raz pierwszy sformułowana w opublikowanej w 1934 roku Gospodarce narodowej. Odwoływał się w niej do tradycji tomistycznej, sięgał do nauki społecznej Kościoła.

[10]   A. Doboszyński, Gospodarka narodowa, Warszawa 1934.

[11]   W ten sposób o Ziemi obiecanej pisał Marek Cichocki. Zob. M. Cichocki, Ziemia obiecana jako powieść współczesna, [w:] Reymont. Dwa końce wieku, red. M. Swat-Pawlicka, Warszawa 2001, s. 7-26.

[12]   Przejawem tych obaw były apokaliptyczne pisma Mariana Zdziechowskiego, ale też analizy Feliksa Konecznego. Z kolei ich zasadność poniekąd została potwierdzona w trakcie sowieckiej ofensywy w roku 1920.

[13]   Problematyce realizmu i idealizmu w polskiej myśli politycznej poświęcona jest książka: Patriotyzm i zdrada. Granice realizmu i idealizmu w polskiej myśli politycznej, red. J. Kloczkowski, M. Szułdrzyński, Kraków 2008. Na temat jednej z najważniejszych wersji tego podziału por. P. Koryś, Romantyczny patriotyzm i pozytywistyczny nacjonalizm. Dwa style myślenia o narodzie polskim na przełomie XIX i XX wieku i ich przyszłe konsekwencje, [w:] Gospodarcze i społeczne skutki zaborów Polski, red. J. Chumiński, K. Popiński, Wrocław 2008, s. 67-82.

[14]   Takie, jak choćby reforma walutowa Władysława Grabskiego i antykryzysowa polityka Eugeniusza Kwiatkowskiego.

[15]   Por. T. Kizwalter, Modernizacja z polskiej perspektywy: wiek XIX, [w:] Drogi do nowoczesności…, dz. cyt., s. 45-54.

[16]   Mam na myśli misję Edwina Kemmerera z 1927 roku i jej wpływ na politykę monetarną Polski oraz pożyczki stabilizacyjne dla polskiego rządu udzielane przez amerykańskie banki.

[17]   Por. A. Jezierski, C. Leszczyńska, Historia gospodarcza Polski, Warszawa 2003, s. 269-272.

[18]   J. L. Popławski, Wybór pism, Wrocław 1998, s. 117.



Piotr Koryś - Adiunkt w Katedrze Historii Gospodarczej Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, członek Ośrodka Badań nad Migracjami UW, stypendysta Fundacji Nauki Polskiej (2002-2003). Współautor książek OMP "Patriotyzm Polaków. Studia z historii idei" (2006), "Drogi do nowoczesności. Idea modernizacji w polskiej myśli politycznej" (2006), "Wolność i jej granice. Polskie dylematy" (2007), "Przeklęte miejsce Europy? Dylematy polskiej geopolityki" (2009). W serii Biblioteka Klasyki Polskiej Myśli Politycznej opublikował wybory pism Zygmunta Balickiego "Parlamentaryzm" (2008) i Zygmunta Miłkowskiego "Rzecz o obronie czynnej i o skarbie narodowym" (2009).

Wyświetl PDF