Polityka wobec przeszłości w Polsce i w Niemczech – dekomunizacja i denazyfikacja


Po załamaniu totalitarnego reżimu w Polsce w roku 1989, podobnie jak w Niemczech po 1945 roku, politycznego i społecznego znaczenia nabrało odniesienie się do przeszłości, określenie i rozliczenie z tym, co było. W niniejszym wystąpieniu pragnę powiązać z sobą niektóre rozważania nad dekomunizacją w Polsce ze spostrzeżeniami na temat denazyfikacji i rozprawy z nazistowską przeszłością w Niemczech.

Trzy aspekty decydują o tym, że porównanie Niemiec powojennych i Polski po 1989 roku z systematycznego punktu widzenia staje się interesujące. Przede wszystkim istnieje rozbudowana tradycja porównawcza systemów totalitarnych i autorytarnych. Porównanie narodowego socjalizmu z komunizmem jest w literaturze przedmiotu przedstawiane bardzo często[1]. W czasach zimnej wojny takie porównania koncentrowały się na wspólnych elementach charakterystyk ideologicznych i podstaw ustrojowych tych systemów. Badano głównie aspekt bezprecedensowych, zbrodniczych działań nazizmu, w szczególności zagłady narodu żydowskiego, rozpatrywano porównywalność tych zbrodni ze zbrodniami stalinizmu. Od czasu, gdy komunizm instytucjonalnie i ideologicznie przeszedł do historii, w centrum zainteresowania[2] znalazły się kwestie zajęcia stanowiska wobec komunistycznej przeszłości i jej ocena oraz dekomunizacja państwa i społeczeństwa. Podobnie jak Niemcy po okresie narodowego socjalizmu, także społeczeństwa wschodnioeuropejskie stanęły wobec spuścizny totalitarnego reżimu, która domaga się zbadania i oceny. Liczne dyskusje publiczne i publikacje naukowe rzuciły nowe światło na zagadnienie kwalifikacji i wymiaru zbrodni reżimów totalitarnych[3]. Od klasycznych założeń badań nad totalitaryzmem, analizujących przede wszystkim charakterystykę ustroju, odróżnia je jednak zainteresowanie aspektem ustosunkowania się do przeszłości, potrzeba jej oceny, osądu i opracowania – to, co po niemiecku nazywamy „Vergangenheitsauf-arbeitung”. Pierwszym instrumentem tego rodzaju była denazyfikacja w powojennych Niemczech, czyli zamierzenie usunięcia byłych uczestników reżimu z życia publicznego, co stanowiło precedensowy kazus rozprawy z historią na wielką skalę. Stąd też rozliczenie z przeszłością, zajęcie stanowiska wobec własnej historii w Niemczech powojennych uznane zostało na świecie za ukształtowanie paradygmatu ciągłej politycznej, moralnej i psychologicznej konfrontacji z własną przeszłością[4]. Natomiast z kolei, mimo niebywałych wysiłków, ocena i rozliczenie z przeszłością byłej NRD tkwią wciąż jeszcze w powijakach, tym bardziej, że w przeciwieństwie do okresu po 1945 roku dominują tu brak przejrzystości i wielkie natężenie zróżnicowanych emocji[5].

Na koniec trzeba stwierdzić, że w obu krajach nastąpiło przypisanie przeszłości treści politycznych. Jeżeli użyjemy pojęcia „Vergan-genheitspolitik” [polityka wobec przeszłości] w odniesieniu do Niemiec po roku 1945 i do Polski po roku 1989, to trzeba wskazać na wewnętrzne ograniczenia takiego porównania, na różną perspektywę i ukierunkowanie tej polityki. Z jednej strony uderzające jest, że klasa polityczna wczesnej Republiki Federalnej relatywnie szybko i jednomyślnie zajęła stanowisko wobec bezpośredniej przeszłości Niemiec i jej następstw. Już w końcu lat czterdziestych zapanował w społeczeństwie trend w kierunku uznania okresu narodowego socjalizmu i prawnego ścigania sprawców za zakończone. Natomiast lata dziewięćdzie-siąte w Polsce charakteryzowała burzliwa, częściowo antagonistyczna konfrontacja wewnątrz elity politycznej, manifestująca sprzeczne, dwoiste podejście do własnej przeszłości. Nakłada się na to dodatkowo emocjonalna gwałtowność sporu toczonego w Polsce o spuściznę Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej[6]. Innymi słowy przeszłość nie została z punktu widzenia tożsamości politycznej wyraźnie oddzielona od teraźniejszości i przyszłości. Powrót do władzy partii postkomunistycznych w roku 1993 przyniósł w tej dyskusji także liczne argumenty, że wróciły czasy PRL, czy też że następuje rekomunizacja, choćby z ludzką twarzą. Brak stabilności politycznej, który doprowadził do przedwczesnego upadku rządów w roku 1992 i w roku 1995 należy również interpretować jako następstwo nadania przeszłości znaczenia politycznego[7]. Zaniechanie budowy nowego porządku moralnego i niejasne życiorysy wielu aktorów sceny politycznej wywarły fatalny wpływ na życie polityczne w Polsce[8].

W czasach głębokiego przełomu pytanie o warunki odzyskania stabilności politycznej po załamaniu ustrojowym ma szczególne znaczenie. Wobec krajów postkomunistycznych pytanie to padało w szczególności w kontekście możliwości przeprowadzenia prawnego dowodu odpowiedzialności, określanego często pojęciem Transitional Justice[9]. Dekomunizacja definiowana była tutaj jako zalegalizowane, masowe odebranie praw politycznych byłej nomenklaturze[10]. Na ten temat, ale także na temat moralnych fundamentów ustroju demokratycznego różni naukowcy prezentowali niekiedy zupełnie sprzeczne poglądy co do sensu i konieczności bezwzględnej konfrontacji z winą za popełnione czyny[11]. Oba założenia koncentrowały się głównie na instytucjonalnych aspektach rozliczenia i oceny przeszłości. Przyjmowały w tym celu istnienie pewnego punktu zwrotnego, oznaczającego zmianę zbiorowej świadomości i poczucia prawa i bezprawia. Z drugiej strony nie zauważa się, że stworzenie instytucji państwa prawnego samo w sobie nie gwarantuje jeszcze, że nastąpi zanalizowanie i wyciągnięcie konsekwencji wobec przeszłości. Pozycja elit politycznych i nowe społeczne układy władzy zależą także od poszukiwań tożsamości i przemian mentalności.

W niniejszej pracy chcę zbadać, na ile uwarunkowania polityki wobec polskiej przeszłości wynikają z zagadnień z dziedziny politycznej tożsamości. Założenie takie jest z jednej strony skromniejsze, gdyż analiza prawnego aspektu przejścia od dawnego do nowego ustroju politycznego byłaby zbyt obszerna i złożona. Z drugiej strony jednak, założenie to jest bardziej pojemne, naświetla przebieg linii konfliktu politycznego przed i po załamaniu systemu w roku 1989 oraz konsekwencje wynikające stąd dla tożsamości politycznej w postkomunistycznej Polsce. Badanie tożsamości może uwzględnić czynniki dwojakiego rodzaju: po pierwsze, fundament instytucjonalny dekomunizacji w Polsce jest niedostateczny. Jako główną przyczynę wymienia się często sprzeczne stanowiska obozów politycznych, które udaremniły jasne uregulowanie polityczne i prawne konfrontacji z przeszłością w Polsce. Jednak nawet w Niemczech instytucjonalna nieciągłość reżimu nazistowskiego i działania denazyfikacyjne nie przyniosły ostatecznie jednoznacznego odrzucenia przeszłości. Mimo niewątpliwego rozwoju wolnej demokracji, występuje pewna ciągłość spuścizny narodowego socjalizmu, czego dowodzą wciąż trwające debaty wokół politycznego i etycznego traktowania tych zjawisk[12]. Po drugie, podobnie jak w Niemczech po 1945 roku, także w Polsce decydującym pytaniem wydaje się być pytanie o jakość punktu zwrotnego – przełomu między starym i nowym porządkiem. Powstaje pytanie, dlaczego w polskim społeczeństwie identyfikowanie się ze starą nomenklaturą nie tylko nie napotyka na potępienie społeczne, lecz wręcz dawni dysydenci występują w imię ugody i pojednania z byłymi elitami.

Spróbuję teraz wykazać, że w polskiej pamięci historycznej po roku 1989 zróżnicowanie na ofiary i sprawców nie mogło zaistnieć jako ogólna kategoria psychologii politycznej. Inaczej mówiąc, 1989 rok nie był punktem zwrotnym w kontekście przemian tożsamości i mentalności, takim punktem, który utrwaliłby zróżnicowanie winy i niewinności, sprawców i ofiar jako ogólnie obowiązujący, niepodzielny zapis w pamięci zbiorowej.

Przeprowadzany dowód dzieli się na trzy etapy. Pragnę najpierw zarysować rozwój polityki wobec przeszłości w Niemczech po roku 1945 i dyskusje wokół dekomunizacji w Polsce po roku 1989. W drugim etapie zbadam przyczyny wynikające z tożsamości politycznej, które uniemożliwiły w Polsce zaistnienie warunków dla utrwalenia pamięci historycznej. Mój argument brzmi, że uwarunkowania konfliktów politycznych w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej i załamania komunizmu udaremniły zarówno nadejście godziny zero, jak i powstanie zbiorowego poczucia winy. Wreszcie przedstawię w postaci tez dylemat dekomunizacji w Polsce. Polityka wobec przeszłości w Polsce po roku 1989 nie została określona przez jakiś punkt zwrotny, który przeciwstawiłby posttotalitarną rzeczywistość społeczno-polityczną tej sprzed 1989 roku. Pomimo instytucjonalnego końca komunizmu i utrwalenia struktur demokratycznych, rządzi nadal pamięć, która w wielu dziedzinach życia społecznego i politycznego kontynuuje linie konfliktu odbijające antagonizm z czasów przed 1989 rokiem.

 

Dekomunizacja versus denazyfikacja

 

Na pozór porównanie lat 1945 i 1989 wykazuje jednoznacznie pewne podobieństwa. W obu wypadkach upadek totalitarnego reżimu bezprawia narzucił pytanie o polityczną, prawną i moralną odpowiedzialność sprawców. Mieli oni zostać pociągnięci do odpowiedzialności bądź poprzez wymierzenie im kary, bądź przez społeczną dyskwalifikację. Z inicjatywy aliantów właściwa denazyfikacja została rozpoczęta jeszcze przed utworzeniem państwowości Republiki Federalnej[13]. Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze wydał wyroki na 24 spośród najwyższych przedstawicieli partii, państwa i Wehrmachtu oraz na sześć organizacji nazistowskich[14]. O ile proces i wyroki w sprawach głównych zbrodniarzy wojennych były przez społeczeństwo niemieckie akceptowane, to jednak już w roku 1949 prawie jedna trzecia wszystkich ankietowanych uważała Norymbergę i liczne procesy ponorymberskie przeciw indywidualnym sprawcom za niesprawiedliwe[15]. W późnych latach 40-tych i na początku 50-tych polityka niemiecka skoncentrowała się na sprawie amnestii i integracji ofiar denazyfikacji – „Entnazifizierungsopfer” oraz na ustanowieniu granicy prawnie i ideologicznie dystansującej Niemcy od reżimu nazistowskiego. W gruncie rzeczy chodziło o zakończenie oraz częściowe odwrócenie skutków politycznych czystek zapoczątkowanych przez aliantów[16]. Ustawy amnestyjne w latach 1949 i 1954 praktycznie zakończyły proces denazyfikacji, a zwolnieni w roku 1945 urzędnicy państwowi niemal bez wyjątków zostali zatrudnieni ponownie[17]. Tym samym nie jest przesadą stwierdzenie, że denazyfikacja koniec końców nie oznaczała czystki lecz rehabilitację[18]. Denazyfikacja i ściganie (lub też nieściganie) zbrodni nazistowskich spowodowały, że nastąpiło wyeliminowanie jedynie małej liczebnie elity nazistowskiej. Natomiast większość elit „Mitläuferów” – tych, którzy czynnie współtworzyli i na których opierał się system – w administracji, w wymiarze sprawiedliwości, w edukacji i w gospodarce, pozostała na dawnych stanowiskach lub też mogła na nie powrócić[19].

Zamierzenie dekomunizacji trudno jest z punktu widzenia jego założeń instutucjonalnych i politycznych porównać z denazyfikacją. Polska po 1989 doświadczyła szybkiego zwrotu w kierunku przyszłości. Znane sformułowanie Tadeusza Mazowieckiego – „gruba kreska” – padło co prawda jedynie w kontekście ograniczenia odpowiedzialności rządu do tej za własne czyny, jednakże bardzo szybko stało się synonimem ugody z przedstawicielami reżimu. Na pierwszym miejscu wśród najważniejszych spraw znalazły się transformacja gospodarcza i stabilność w polityce zewnętrznej. Nałożyły się na nie sprawy położenia geopolitycznego, istnienia ZSRR, udziału komunistów w rządzie Mazowieckiego i zniszczenie niemal 40-50% zasobów akt Służby Bezpieczeństwa. Dopiero zażądanie przez Porozumienie Centrum w roku 1991 przeprowadzenia dekomunizacji i postulaty rządu Olszewskiego w latach 1991-1992, postawiły tematykę rozliczenia z przeszłością na politycznej agendzie. Dekomunizacja miała stać się wyrazem woli politycznej i umocowanym prawnie aktem dyskwalifikacji byłych komunistów. Rozliczenie i osądzenie komunistycznej przeszłości pozostało jednak w minionej dekadzie pod znakiem wielkich sporów politycznych i niepewnego kursu wobec spraw odpowiedzialności za zbrodnie popełnione w czasach komunizmu. Po okresie obowiązywania polityki „grubej kreski”, dopiero po długotrwałych próbach i zwrotach, doszło do prawnego uregulowania podstaw badania przeszłości eksponowanych postaci życia publicznego i politycznego na okoliczność ich współpracy z komunistycznymi tajnymi służbami. Projekt legislacji dekomunizacyjnej przepadł w końcu października 1999 roku, przewidywał on pozbawienie dawnych wysokich funkcjonariuszy PZPR, członków Rady Państwa, rządu, wojewodów i wicewojewodów (sprawujących te funkcje między 21 lipca 1944 a 1 lipca 1989 roku) prawa wykonywania funkcji publicznych na okres dziesięciu lat[20]. W tym kontekście można byłoby posłużyć się argumentacją, że to brak legislacji dekomunizacyjnej w Polsce był przyczyną kryzysów politycznych, takich jak np. sprawa listy ministra spraw wewnętrznych Macierewicza w maju 1992 roku czy też afera Oleksego w 1995 roku.

Argument ten można jednakże odwrócić stwierdzając, że to właśnie polityczna niestabilność pierwszych rządów solidarnościowych udaremniła wspólne porozumienie w sprawie dekomunizacji. Jedna z głównych przyczyna niewątpliwie wynikła ze zróżnicowania opozycji antykomunistycznej, jej rozbicia na wiele ugrupowań partyjnych i orientacji politycznych. Jednakże przyjmując jako miernik tożsamość polityczną, dostrzegamy problem zatarcia różnic wynikający z funkcjonowania zwierciadlanego odbicia władzy komunistycznej i opozycji solidarnościowej. Ta zwierciadlana symetria świadczy o tym, że mimo różnicowania się postaw występowała ciągłość wspólnego mitu czy też wizerunku „Solidarności”[21]. Dylemat dekomunizacji w Polsce jest więc w mniejszym stopniu problemem aktualnych konstelacji politycznych, naganności moralnej postaw byłych komunistów czy też ram prawnych dla jej przeprowadzenia. W o wiele większym stopniu problem ten polega na trudności jasnego zidentyfikowania zakresu odpowiedzialności władzy komunistycznej. Możliwość takiej odpowie-dzialność i niebezpieczeństwo potencjalnych sankcji komuniści uświa-damiali sobie już w latach pięćdziesiątych. Liczyli się też z możliwością czystek w wypadku ewentualnej utraty władzy. Jak to opisywał Gustaw Herling-Gudziński w roku 1996, wkrótce po polskim październiku 1956 odwiedził go we Włoszech Jerzy Sawicki, oskarżyciel ze strony Polski w procesach zbrodniarzy wojennych w Norymberdze. Sawicki przybył na zlecenie kierownictwa komunistycznego, aby zasięgnąć u Herlinga-Grudzińskiego informacji o czystkach we Włoszech. Przyczyną tego była troska i obawy, że w wypadku zmiany władzy w Polsce akcje odwetowe lub czystki mogłyby zagrozić także komunistom polskim[22].

A więc jeśli zmienimy zadane na wstępie pytanie w taki sposób, że polityczne i moralne przyczyny politycznej stabilizacji w Niemczech po 1945 roku powiążemy z przyczynami upolitycznionego i destabilizującego oddziaływania komunistycznej przeszłości w Polsce, wówczas możemy niemieckie doświadczenia po 1945 wykorzystać jako pewien wzorzec. Najważniejsza chyba linia konfliktu w związku ze zbrodniami nazizmu dotyczyła w Niemczech pytania o winę zbiorową. Denazyfikacji towarzyszyło podniesienie takich problemów, jak teza o winie zbiorowej czy też rozróżnienie katów i ofiar[23]. Mimo ożywionych dyskusji o winie zbiorowej Niemców, niezaprzeczalnie istniał nie tylko zarzut winy ale także i jej świadomość. Dostrzegalnym potwierdzeniem tego są choćby różne mechanizmy odciążające, które zadziałały w historii Republiki Federalnej. Można z tego punktu widzenia wyróżnić w ogólności mechanizm przemilczania winy, syndrom ofiary, przedstawiający Niemców jako ofiary przestępczego reżimu, antykomunizm w czasach bezpośredniego zagrożenia ze Wschodu[24]. Ciekawy jest w tym układzie przede wszystkim syndrom ofiary, polegający na dokonaniu rozdziału między reżimem nazistowskim a narodem. Taki zabieg kompensacyjny wymagał już pewnego dystansu emocjonalnego do własnej przeszłości. Jednakże mimo to nigdy poważnie nie zakwestionowano wyłącznej winy [Alleinschuld] Niemiec za wojnę i holocaust. W tym kontekście znamienny jest fakt, że przewodniczący Akademii Francuskiej, Maurice Druon, w roku 1998 żarliwie występował przeciwko skazaniu oskarżonego o kolaborację z rządem Vichy Maurice’a Papona. Posługiwał się argumentem, że skazanie Papona naruszyłoby powszechnie przyjętą podstawę powojennego ładu, wzniesionego na obowiązującym od 1945 roku przeświadczeniu o wyłącznej winie Niemiec za wojnę i holocaust.

Moralny osąd komunistycznej przeszłości jest dyskutowany w Polsce zarówno na płaszczyźnie indywidualnej, jak i zbiorowej. Podobnie dzieje się to w odniesieniu do oceny przeszłości NRD. Głosy krytyczne podnoszą, że ustosunkowanie się do SED i rozliczenie komunistycznej przeszłości na płaszczyźnie wymiaru sprawiedliwości po roku 1989 jest bardzo wątpliwe. W szczególności wymienia się niepewność istniejących danych, brak podstawy prawnej dla zarzutów oraz nie podlegające kontroli i nieuzasadnione oskarżenia. Karanie lub dyskwalifikacja sprawców rodziłyby obawy ich zniekształcenia, polowania na czarownice za pomocą donosów lub upolitycznienia wymiaru sprawiedliwości[25]. Powszechnie odczuwana nostalgia za zaletami starego systemu idzie w parze z pojednawczym stanowiskiem wobec zbrodni z przeszłości. W centrum uwagi pozostają, zamiast cierpień prawdziwych ofiar reżimu, prawa człowieka i demokratyczna ochrona potencjalnych sprawców. Łączy się z tym także wielka trudność wytworzenia jednorodnego poglądu na istotę systemu, czego dowodzą kontrowersyjne dyskusje nad totalitaryzmem i autorytaryzmem lub nad spuścizną po PRL[26]. Pamiętajmy, że polityczne warunki dla denazyfikacji zapoczątkowali alianci i że wprowadzono ją w warunkach utraty suwerenności Niemiec, podczas gdy zamierzenia dekomunizacyjne w Polsce nie posiadały takich przesłanek politycznych.

 

Rok 1989 i długie cienie przeszłości

 

Rozwój sytuacji politycznej w czasach PRL uniemożliwił taki scenariusz. Sądzę, że zadecydowały o tym trzy ważne punkty.

Po pierwsze, swoista równowaga, która wytworzyła się ostatecznie między opozycją i komunistami z chwilą powstania związku zawodowego „Solidarność”. Bez wątpienia partia komunistyczna narzuciła narodowi polskiemu ustrój przymusu, ustrój, który ponosi odpowiedzialność zarówno za stalinowski terror, za zabitych w Stoczni Gdańskiej w 1970 roku, jak i za wprowadzenie stanu wojennego w 1981 roku. Jednakże z punktu widzenia legitymacji do sprawowania władzy i przyzwolenia społecznego komuniści stali się definitywnie w końcu lat 70-tych outsiderami we własnym kraju[27]. Pojęcie dysydenta w Polsce nigdy nie przyjęło się naprawdę, bo było praktycznie synonimem normalności. Jacek Kuroń pisał w roku 1995 w swojej książce PRL dla początkujących o krótkotrwałym cudzie gospodarczym Gierka: „Niemal całe społeczeństwo akceptowało władzę i panujący porządek. Był to jedyny okres w moim życiu, kiedy bałem się społeczeństwa. Czułem, że jestem na marginesie, że Gierek kupił Polaków”[28].

Niewątpliwie komunistyczna władza stworzyła i utrzymywała reżim oparty na przymusie i terrorze wobec własnego narodu i społeczeństwa, jednak oglądany w retrospektywie ustrój komunistyczny w Polsce raczej jednoznacznie jawi się jako system podlegający cyklicznym kryzysom, permanentnym rewolucjom[29] i permanentnym przekształceniom[30]. Po jednej stronie rządząca dzięki przymusowi ideologicznemu i militarnemu komunistyczna władza, po drugiej stronie społeczeństwo, które stawiało opór najpierw wewnętrznie, a z czasem poprzez coraz lepszą samoorganizację. Publikowane prace z dziedziny politologii i nauk społecznych podkreślają niemal wyłącznie polityczny antagonizm, dychotomię między państwem i społeczeństwem. Zdecydowanie rzadziej dostrzega się natomiast fakt, że z chwilą utworzenia NSZZ „Solidarność” opozycja stała się ostatecznie nie tylko przeciwnikiem, lecz jednocześnie także i zwierciadlanym odbiciem partii. Socjolog Sergiusz Kowalski tak pisze o tym w Krytyce solidarnościowego rozumu: „Po Sierpniu naprzeciw systemu stanął kontrsystem, podobnie jednolity i obowiązujący ‘od góry do dołu’, tj. taki, gdzie części, dolne piętra, odzwierciedlają całość, są z nią niejako tożsame… Totalny charakter systemu przejawia się w jego totalnym ataku na społeczeństwo, jako byt zbiorowy. Odpowiedź ma więc ten sam totalny charakter”[31]. Podobieństwo antagonistycznych stron nie wynika ani z treści politycznych, ani programowych, ani z praktyki, natomiast wywodzi się z charakteru ich propozycji: całościowego, totalnego programu dla wszystkich Polaków. „Solidarność” stawiała sobie za cel utopijny projekt upodmiotowienia społeczeństwa. Ożywiła również dziedzictwo narodowego romantyzmu, opierające wspólnotę wszystkich Polaków na uniwersalnej, historycznej misji[32]. Pomimo zasadniczo różnych podstaw ideologicznych i praktyki politycznej dzielących system komunistyczny od ZZ „Solidarność”, oba miały utopijny i totalny, tj. zwracający się do całego społeczeństwa program polityczny. Zestawienie zwierciadlanych odbić komunistycznej władzy i solidarnościowej opozycji spowodowało także, że współodpowiedzialność opozycji za polityczne losy Polski w konsekwencji zepchnęła na dalszy plan odpowiedzialność za popełnione przez komunistów rzeczywiste bezprawie.

Dochodzę tym samym do drugiego punktu mojego wywodu, związanego z wyjątkowym, pojednawczym oddziaływaniem Okrągłego Stołu. W początkach istnienia Republiki Federalnej Niemiec pojawiła się koncepcja wybaczenia win, tzw. „Konzept der Pardonnierung”, na podstawie której opinia publiczna, politycy, prawnicy występowali na rzecz integracji osób objętych denazyfikacją. W Polsce natomiast przełomowy wydawałoby się moment zapoczątkowało wybaczenie win tj. przebaczenie i pojednanie dawnych wrogów. W Niemczech po roku 1945 prowadzono, choć ograniczone, działania denazyfikacyjne, a koncepcja wybaczenia win upowszechniła się w końcu lat czterdziestych i w początkach lat pięćdziesiątych. W Polsce koniec komunizmu zapoczątkowany został aktem wybaczenia, porozumieniem przy Okrągłym Stole. Obiektywnie analizując Okrągły Stół dostrzegamy koniec wszechwładzy komunistów, decydujący krok do samostanowienia społeczeństwa, konwergencję elit. Analiza Okrągłego Stołu z punktu widzenia doświadczenia historycznego i identyfikacji politycznej musi brać pod uwagę ówczesną, konkretną sytuację obu stron. Obu chodziło wówczas po prostu o przetrwanie: komuniści stracili całkowicie legitymację dla sprawowania władzy, natomiast opozycja solidarnościowa, wychodząc z podziemia, musiała dopiero zaistnieć publicznie i uzyskać legalizację. Okrągły Stół, stanowiąc instytucjonalny koniec komunizmu jako systemu, z punktu widzenia tożsamości politycznej był jednak gloryfikacją obu zwierciadlanych odbić – władzy i opozycji. Adam Michnik w taki sposób formułował swoją tożsamość z komunistami. „Jestem znany, robię karierę dzięki temu, że komuniści mnie aresztują. Słowem, wszystko zawdzięczam komunistom. Gdyby w Polsce nie było komunistów, nie wiem, co ja bym robił”[33]. Pojednawcze i po części serdeczne kontakty między dawnymi zaciętymi przeciwnikami stwarzają wrażenie emocjonalnej wspólnoty. Jak to ujął Jan Skórzyński: „Im dłużej toczyły się debaty w pałacu przy Krakowskim Przedmieściu, im częściej na ekranach telewizorów pojawiali się przywódcy „Solidarności” w towarzystwie swoich partyjnych rozmówców, tym bardziej zacierała się różnica między obydwiema stronami”[34]. W publicznej świadomości uniemożliwiono tym samym dokonanie się politycznego rozdziału winy i niewinności, sprawców i ofiar. Rok 1989 nie stał się przełomem, godziną zero. Socjolog Jerzy Szacki uważa w związku z tym, że „nasze społeczeństwo składa się w niemałej części z ludzi, przez których biografie nie biegną żadne głębokie cięcia. Ani powstanie PRL nie było dla nich końcem świata, ani jej upadek nie jest jego początkiem”[35]. Jeszcze mocniej daje wyraz temu wrażeniu świadectwo Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który ponad 40 lat spędził na emigracji. Już po powrocie do Polski spytał urzędniczkę w szpitalu, kiedy jej zdaniem Polska odzyskała wolność. Odpowiedziała, że chyba za Gierka, gdyż od tego momentu można było swobodnie jeździć za granicę[36].

Brak psychologicznego, a dla wielu także i brak emocjonalnego punktu zwrotnego stawia, po trzecie, pytanie o porządek moralny i podnosi w szczególności kwestię oczyszczenia z winy. W ostatnim rozdziale rozprawy „Die Schuldfrage” Karl Jaspers zajął się problemem winy. Decydujący fragment brzmiał: „Für uns Deutsche gilt hier die Alternative: Entweder wird das Übernehmen der Schuld … zu einem Grundzug unseres deutschen Selbstbewußtseins und dann geht unserer Seele den Weg der Verwandlung … Ohne den Weg der Reinigung aus der Tiefe des Schuldbewußtsein ist keine Wahrheit für den Deutschen zu verwirklichen”[37]. Wspomniano już, że w Niemczech funkcjonują różne miary sukcesu i niepowodzenia denazyfikacji, i przezwyciężania przeszłości, miary winy i wstydu. Mimo to dwa fakty nie budzą wątpliwości. Z jednej strony przypisanie Niemcom wyłącznej winy, a z drugiej oczyszczający wpływ politycznego zerwania z nazistowską przeszłością – doprowadziły one do wytworzenia opartej na zasadzie konsensusu kultury politycznej w powojennych Niemczech.

Podobnie dekomunizacja oznacza usunięcie integralnej dotychczas części państwa i społeczeństwa. Nie bez przyczyny prawna procedura lustracji w Polsce stanowi synonim rytuału oczyszczenia. Na tle doświadczeń niemieckich po roku 1945 istotne są dwie sprawy. Po pierwsze doświadczenie poczucia całkowitego upadku i absolutnie nowego początku. Rok 1945 – Stunde Null („Godzina zero”) – wszedł do historii jako absolutna cezura, jako moment przełomu. Z drugiej strony powstała kwestia oczyszczenia z win. W rozprawie o problemie winy w roku 1946, Karl Jaspers stwierdził konieczność oczyszczenia z winy po katastrofie narodowego socjalizmu. W Polsce natomiast rytuał oczyszczenia zastąpiono spektaklem publicznego wybaczenia win przy Okrągłym Stole, co zaowocowało nieoczyszczoną pamięcią. Znaczący przedstawiciele reżimu nie tylko nie zostali potępieni, lecz wręcz po dziś dzień cieszą się ogólnym szacunkiem także byłych jego przeciwników[38].

 

Dekomunizacja: pomiędzy poczuciem winy

a historycznym antagonizmem

 

Przedstawiona analiza umożliwia sformułowanie następujących uwag końcowych o stanie rozprawy z przeszłością w Polsce.

Tocząca się dyskusja wokół polskiej dekomunizacji zdeterminowana została przez zatarcie wyrazistych granic politycznych i moralnych dlatego, że zabrakło wyraźnego wskazania sprawców i ofiar. Podobnie jak to było w wypadku denazyfikacji w Niemczech, celem dotychczasowych projektów dekomunizacyjnych miało być nie tylko oczyszczenie z winy, lecz również stworzenie trwałej demokracji. Wydaje się, że w Polsce wystąpiło nie tyle zjawisko przemilczania winy, ile raczej brak powszechnie uznanego, zgodnego poczucia winy, zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i zbiorowym. Tym samym na polityce wobec przeszłości zaciążyła w Polsce ciągłość podwójnej pamięci, którą pojednanie przy Okrągłym Stole jeszcze umocniło. Warunki dla zaistnienia społecznego i psychologicznego punktu zwrotnego w Polsce w roku 1989 w porównaniu z „godziną zero” po 1945 roku w Niemczech wystąpiły ze znacznie mniejszym natężeniem. Jak tego dowodzi Gustaw Herling-Grudziński w Dzienniku pisanym nocą, owocem Okrągłego Stołu było z jednej strony uniknięcie rozlewu krwi, z drugiej jednak orgia wzajemnego padania sobie w ramiona, narzucająca atmosferę powszechnej sympatii[39]. Zamazywanie[40] różnic tożsamości byłych czynnych uczestników systemu i jego przeciwników określiło wyjściowy paradygmat odnowy instytucjonalnej Polski. Odpowiedzialność za zaniedbania, takie jak lustracja sędziów czy niszczenie akt należy przypisać także polityce grubej kreski i pokojowej, stopniowej przemiany.

U podstaw dyskusji wokół dekomunizacji i lustracji w Polsce legły podzielona pamięć i rozdwojenie zbiorowej jaźni. W Niemczech denazyfikacja nie była popularna w społeczeństwie, niebawem też stępiona została przez obowiązujące prawo, a w latach 50-tych uległa amnezji i psychicznemu wyparciu. W tym kontekście wypominane przez Wojciecha Roszkowskiego wymazywanie pamięci w dzisiejszej Polsce nie stanowi jakiejś polskiej specyfiki. „To, co dzieje się w Polsce, nazwałbym wygłuszaniem pamięci, jej kasowaniem. Ale ta pamięć gdzieś ‘pod spodem’ funkcjonuje, tyle, że jest to zła pamięć: jest to zagłuszanie wyrzutów sumienia albo ich brak, albo przechodzenie nad nimi do porządku dziennego z jakichś politycznych racji”[41]. Dopełniając ten argument stwierdzam, że dekomunizacja oparta na racjonalnych kryteriach była niemożliwa dlatego, że na konfrontacji politycznej nazbyt silnie zaważyły wspomnienie i emocjonalne przywiązanie do historycznych wizerunków. To nie brak świadomości historycznej lecz uwarunkowanie zachowań politycznych i internalizacji tożsamości politycznej przez udaremniające zgodną ocenę własnej przeszłości antagonizmy historyczne odegrało tu istotną rolę. Tym samym pamięć pozostaje stronnicza, kontynuując w istocie linie podziałów sprzed 1989 roku. Na podstawie przeprowadzonych badań wykazano, że już od roku 1995 można za podstawę polaryzacji w ramach historycznego antagonizmu między komunistami i postkomunistami przyjmować historycznie i religijnie uwarunkowane przynależność, tradycje i wartości[42].

Zasadniczą różnicę pomiędzy powojennymi Niemcami a Polską oraz innymi krajami postkomunistycznymi (także Polską) stanowi nie tyle utrata pamięci historycznej, ile brak publicznej debaty na temat winy[43]. Ten brak katharsis powoduje, że Polska po 1989 roku przypomina raczej Niemcy z roku 1918. Legenda noża w plecy głosiła, że to front wewnętrzny opuścił armię niemiecką w trudnej sytuacji i ostatecznie spowodował klęskę wojenną. Pomimo, że w Polsce linie konfliktu przebiegały inaczej, nieokreślone zarzuty, jak np. w związku listą Macierewicza wiosną 1992 roku lub też różne wojny wewnątrz „Soli-darności” czy wokół interpretacji tradycji historycznych wykazują, że wskazanie winnych jest potrzebne.

Timothy Garton Ash uważa wyciąganie wniosków płynących z historii za lepszy sposób rozprawy z przeszłością niż czystki lub procesy. Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że długotrwałe przezwyciężanie niemieckiego urazu poważnie naruszyło narodową tożsamość Niemców. Konfrontacja z historią nie zakończyła się też w pierwszym czy nawet drugim pokoleniu powojennym. Rozważania nad dziedzictwem nazistowskiej przeszłości wywołały już intensywne dyskusje we Francji, w Szwajcarii, także w Rumunii i na Węgrzech. Trudno byłoby wyobrazić sobie, żeby dekomunizacja w Polsce, przewidująca sankcje karne wobec sprawców i „Mitläuferów” i związana z tym moralna ocena przeszłości, nie wpłynęły jednocześnie na polską tożsamość narodową. Na przykładzie sprawy pułkownika Kuklińskiego przekonujemy się, że racjonalne rozdzielenie narodowych interesów i antykomunistycznych przekonań jest sprawą drażliwą i niełatwą. Ponadto w czasach wielkich przemian, czasach międzynarodowej integracji, świadomość narodowa pozostaje jako jeden z nielicznych tradycyjnych filarów polskiego poczucia tożsamości.

Przedwczesne byłoby jednak stwierdzenie, że nie powiodło się w Polsce przezwyciężenie komunistycznego bezprawia. Proces Maurice’a Papona w roku 1998 we Francji dowiódł, że oskarżenie, przeprowadzenie procesu i skazanie Papona było możliwe dopiero po odejściu z życia politycznego całego pokolenia polityków – pokolenia, które modelowało przeszłość Vichy przez tworzenie mitów, przez polityczne sterowanie zbiorową pamięcią i normalizację w imię interesu narodowego także i owej przeszłości. Francuska historiografia powojenna została stopniowo, z upływem czasu, zastąpiona krytyczną analizą reżimu Vichy. W Polsce niezbędnym warunkiem wytworzenia takiego podejścia do historii jest odłożenie na bok bagażu emocjonalnego i historycznego. Ze względu na szczególne tradycje polityczne tak w Polsce, jak i w innych krajach Europy Środkowej i Wschodniej, proces ten będzie bardzo długotrwały. Z drugiej strony normalizacja przeszłości czyli wytworzenie powszechnej, zgodnej, nie podzielonej pamięci wszystkich Polaków jest warunkiem, od którego spełnienia zależy wolna od politycznych wpływów dyskusja o winie i karze. Konieczną, niezbędną rolę odegra tu historiografia i publicystyka, ale równie ważne jest pojawienie się nowych, wolnych od osobistych obciążeń pokoleń polityków.

 

Tekst ukazał się w książce Od totalitaryzmu do demokracji (Kraków 2001, pod red. Pawła Kuglarza)

 

Harald Wydra, ur. 1965 r., 1986-1993 studia historii i nauk politycznych w Regensburgu i Salamance. 1993 - 1997 studia doktoranckie na Europejskim Uniwersytecie we Florencji. Obronił pracę doktorską w dziedzinie nauk politycznych i socjalnych na temat transformacji w Polsce. Od 1998 r. adiunkt w Instytucie Nauk Politycznych na uniwersytecie w Regensburgu. Zajmuje się demokratyzacją w Europie Wschodniej oraz teorią polityki. Najnowsze publikacje: Democracy in Eastern Europe as a Civilizing Prosess /w:/ Sue Wright, Dennis Smith (red.) Whose Europe? The Turn Towards Democracy, Oxford, Blackwell; Continuities in Poland's Permanent Transition, London, Macmillan (marzec 2000).



[1]      Mam na myśli pojęcie totalitaryzmu, ukute początkowo w faszystowskich Włoszech jako strategia polityczna, a po II wojnie światowej użyte przez H. Arendt (Korzenie totalitaryzmu, 1951) dla określenia całościowej koncepcji obu ideologii masowych i ich systemów.

[2]      Por. dla celów dokumentacyjnych: A. Paczkowski, Dekomunizacja, problemy polityczne i legislacyjne (rękopis niepubl., 1999). Szczególnie we Francji uwaga opinii publicznej bardzo intensywnie koncentruje się na tej sprawie. Czarna Księga Komunizmu wniosła ważny wkład do inwentaryzacji zbrodni komunistycznych, por. S. Coutois i in., Das Schwarzbuch des Kommunismus, Monachium 1998. Dwa nowe tomy zbiorowe dokonują porównania memuarystyki okresu. H. Rousso, Stalinisme et Nazisme. Histoire et memoire comparees, 1999 i M. Ferro, Nazisme et Communisme, 1999.

[3]      Po sporze historyków w połowie lat osiemdziesiątych nastąpiło w połowie lat dziewięćdziesiątych starcie wokół książki D. Goldhagena, Hitler’s Willing Executioners, 1997, spór w związku z mową Martina Walsera czy spór z Ignazem Bubisem. Aktualnym punktem spornym jest także przyszły pomnik ofiar holocaustu w Berlinie. Także w Europie Wschodniej w dekadę po komunikacie o końcu komunizmu toczy się spór historyków wokół precedensowego charakteru zbrodni narodowego socjalizmu np. na Węgrzech i w Rumunii, por. Politisierter Historikerstreit in Ungarn, „Neue Zurcher Zeitung”, 24 listopada 1999.

[4]      Dowodzi tego powstałe słownictwo, np. istnienie dwóch niemieckich pojęć: „Vergangenheitsbewaltigung” i „Geschichtsaufarbeitung”, zjawisko, które jest nieprzetłumaczalne jako jedno słowo na inne języki, czy to angielski czy polski, por. T. Garton Ash, The History of the Present, Londyn 1999.

[5]      Por.: E. Jesse, Doppelte Vergangenheitsbewaltigung in Deutschland. Ein Problem der Vergangenheit, [w:] E. Jesse, K. Loew, Vergangenheitsbewältigung, Berlin 1997, s. 26.

[6]      Por.: Spór o PRL, Kraków 1996.

[7]      W maju 1992 roku wyrażenie votum nieufności wobec konserwatywnego rządu premiera Olszewskiego po podjęciu polityki dekomunizacyjnej, doprowadziło do opublikowania listy 64 osób (m.in. Lecha Wałęsy), podejrzanych o kolaborację ze służbą bezpieczeństwa. W styczniu 1996 ustąpił premier Józef Oleksy, po obwinieniu go o współpracę z rosyjskimi tajnymi służbami.

[8]      A. Grajewski, Lustracja po polsku, Przegląd Polityczny” 1996, nr 31, s. 8-14.

[9]      N. Kritz, Transitional Justice, Waszyngton 1995; J. Elster, Coming to Terms with the Past. A Framework Study of Justice in the Transition to Democracy, [w:] „Archives Europeens de Sociologie”, nr 1 (XXXIX), 1998, s. 7-48.

[10]    A. Rzepliński, A Leser Evil, [w:] N. Kritz, Transitional Justice, t. 1, s. 185.

[11]    Przy tym krytyczne nastawienie do wszelkiego rodzaju opracowań i rozpraw z przeszłością Stasi (reprezentowane np. przez C. Offe, Tunnel am Ende des Lichts, Frankfurt/Nowy Jork 1994) jest tu sprzeczne z żądaniem bezwzględnego wyjaśnienia i przezwyciężenia winy jako podstawy dla funkcjonującej demokracji (np. G. Schwan, Politik und Schuld, Frankfurt/Main 1997).

[12]    Do tej okoliczności sprowadzać można także rozdział na dwie kultury pamięci w Niemczech. Aleida Assmann wyróżnia napiętnowaną paradygmatem winy kulturę publiczną i paradygmatem wstydu kulturę przemilczania (A. Assmann, U. Frevert, Geschichtsvergessenheit Geschichtsvergessenheit, Stuttgart 1999, s. 111). Tym samym sprzeczność między oficjalnym wyznaniem win i milczeniem indywidualnych biografii jest odbiciem kultury politycznej Niemców po 1945 roku (ibidem, s. 78)

[13]    N. Frei, Vergangenheitspolitik. Die Anfänge der Bundesrepublik und die NS-Vergangenheit, Monachium 1996, s. 100; Obok postępowań toczących się przed sojuszniczymi sądami wojskowymi, między 1945 i 1951 rokiem przeprowadzono ponad 17000 dochodzeń i wydano niemal 5500 prawomocnych wyroków skazujących w sądach zachodnioniemieckich.

[14]    N. Frei, op. cit., s. 133.

[15]    Patrz: N. Frei, op. cit., s. 133-36. Latem 1945 roku pod jurysdykcją Stanów Zjednoczonych przeprowadzono pierwszy, a następnie odbyły się dalsze z 489 procesów, w których łącznie oskarżonych było ponad 1600 osób. Odbyło się także dwanaście tzw. procesów ponorymberskich (184 oskarżonych) oraz liczne procesy w strefie brytyjskiej i francuskiej.

[16]    N. Frei, op. cit., s. 13.

[17]    N. Frei, op. cit., s. 130.

[18]    Patrz: J. H. Herz, Denazification and Related Policies, [w:] J. H. Herz, From Dictatorship to Democracy: Coping with the Legacies of Authoritarianism and Totalitarianism, 1982, s. 29-34.

[19]    Patrz: J. H. Herz, „Unlike France and Italy, Germany did not contain a group of young resisters ready to take over, and thus the older ones, in part Weimarians but for the most part those who had served the Nazi regime or at least had not resisted its rule, took over again”.

[20]    Podobnie przewidywano, że wiodący dziennikarze (m.in. radia, telewizji, PAP i PAI oraz byli naczelni redaktorzy „Głosu Ludu”, „Trybuny Ludu”, „Nowych Dróg” i „Życia Partii”) mieli otrzymać zakaz wykonywania zawodu na okres pięciu lat. Patrz: „Rzeczpospolita” 1999, nr 249 (23 października).

[21]    W tej sprawie obszerniej: P. Michel, M. Frybes, Apres le communisme, Paris, 1996 i H. Wydra, Continuities in Poland’s Permanent Transition, Londyn, 2000, rozdz. 6.

[22]    G. Herling-Grudziński, Prawo ponad polityką, „Przegląd Polityczny” 1996, nr 31, s. 15-17.

[23]    Patrz: dyskusja o zróżnicowaniu poglądów na winę zbiorową w Niemczech, [w:] A. Assmann, U. Frevert, Geschichtsvergessenheit, Geschichtsvergessenheit, Stuttgart 1999.

[24]    Patrz: ibidem., s. 140 i n.

[25]    Patrz: C. Offe, Der Tunnel am Ende des Lichts, Frankfurt/Main, 1994.

[26]    Spór o PRL

[27]    Najlepszą chyba analizę dyskursu politycznego w Polsce lat 70-tych zawiera publikacja J. Kubika, The Power of Symbols Against the Symbols of Power: the Rise of Solidarity and the Fall of State Socialism in Poland, University Park 1994.

[28]    J. Kuroń, J. Żakowski, PRL dla początkujących, s. 147.

[29]    J. Curry, L. Fajfer, Poland’s Permanent Revolution, Waszyngton1996.

[30]    H. Wydra, Continuities in Poland’s Permanent Transition, Londyn 2000.

[31]    S. Kowalski, Krytyka solidarnościowego rozumu. Studium z socjologii myślenia potocznego, Warszawa 1990, s. 29-30.

[32]    Patrz: A. Walicki, Intellectual Elites and the Vicissitudes of Imagined Nation in Poland, „East European Politics and Societies”, tom 11 (2), s. 242.

[33]    A. Michnik, Diabeł naszego czasu, Warszawa 1995, s. 398.

[34]    J. Skórzyński, Ugoda i rewolucja. Władza i opozycja 1965-1989, Warszawa 1995, s. 225.

[35]    J. Szacki, Dwie Historie, [w:] Spór o PRL, 1996, s. 74.

[36]    J. Nowak-Jeziorański, Rozmowy o Polsce, Warszawa, s. 120.

[37]    K. Jaspers, Die Schuldfrage, wyd. 2, Monachium 1996.

[38]    Już w trzy miesiące po rozpoczęciu dochodzenia wobec Józefa Oleksego, Sąd Wojskowy w Warszawie umorzył prowadzone w jego sprawie postępowanie. W tym samym roku umorzono postępowanie wobec generała Jaruzelskiego i Kazmierza Świtały w związku z użyciem siły wobec robotników w grudniu 1970 roku w Gdańsku.

[39]    G. Herling-Grudziński, Dziennik pisany nocą, „Rzeczpospolita” 1996 (9/10 marca), s. 13-16.

[40]    Także w Niemczech powojennych wzmacniane były mechanizmy zapominania i modyfikacji znaczeniowej przez zamazywanie pojęć i definicji. I tak pojęcie „zbrodniarz wojenny” zacierało „bis zur Unkenntlichkeit die Unterscheidung zwischen den Kriegsexzessen (…) und den Ausrottungsverbrechen des Nationalsozialismus; zwischen dem, was nach geltendem Völkerrecht nicht eindeutig zu beurteilen sein mochte (…) und dem, was sich jedem wachen menschlichen Gewissen jenseits allen Zweifels als Verbrechen darstellte. ” [„do niepoznania rozróżnienie pomiędzy ekscesami czasu wojny (…) i zbrodniami zagłady popełnionymi przez narodowy socjalizm; pomiędzy tym, co nie mogłoby zostać jednoznacznie rozstrzygnięte zgodnie z obowiązującym prawem międzynarodowym, (…) a tym, co dla każdego świadomego ludzkiego sumienia bez jakichkolwiek wątpliwości stanowi zbrodnię”. – Tłum. [w:] P. G. Kielmansegg, Lange Schatten: Vom Umgang der Deutschen mit der Nationalsozialistischen Vergangenheit, Berlin 1989, s. 47.

[41]    W. Roszkowski, Rozmowa: „Wygłuszanie pamięci”, „Rzeczpos-polita” 1999 (25 października).

[42]    Patrz: M. Grabowska, Czy polskie społeczeństwo jest podzielone, „Rzeczpospolita” 1997 (25 marca); R. Gortat, Trudny egzamin: partie polityczne w wyborach prezydenckich, „Przegląd Społeczny” 1996, nr 1-2, s. 107; R. Ziemkiewicz, W poszukiwaniu straconego centrum, „Rzeczpospolita” 1997 (27 maja).

[43]    Patrz: A. Applebaum, Absent History, „Prospect-Magazine”, kwiecień 1996.

Wyświetl PDF