Piotr Koryś, “Kłopoty Zachodu, czyli o problemach z neoliberalizmem”

omp

24 sierpnia 2011

W latach 1970. cały zachód borykał się z kryzysem, pewnie podobnej głębokości co dziś (choć jednoznacznie da się to stwierdzić dopiero jak nasz dzisiejszy kryzys się skończy). Dziś mówi się już o kryzysie Zachodu (a nie całego świata)[1], podobnie był postrzegany ówczesny kryzys. Odpowiedzią Zachodu, a zwłaszcza państw anglosaskich, okazał się neoliberalizm – projekt polityczno-ekonomiczny wprowadzony w życie w Wielkiej Brytanii przez Margaret Thatcher, a w USA przez Ronalda Reagana na początku lat 1980. Projekt, przynajmniej w krótkim okresie, nadzwyczaj skuteczny – nie tylko ułatwił wyjście z recesji, ale i przyczynił się do zwycięstwa nad komunizmem.

Dziś okazuje się jednak, że projekt neoliberalnego kapitalizmu przyczynił się do kolejnego kryzysu w 3 dekady później. Jak to się stało? Zamysł neoliberalnego kapitalizmu opierał się na nowej, choć niewypowiedzianej, umowie społecznej. Kluczowe role w społeczeństwie zajęli reprezentanci „nowej klasy kreatywnej” – twórcy nowych gałęzi przemysłu, innowacyjnych firm i usług, w tym usług finansowych. Odegrali oni podstawową rolę w ukształtowaniu się społeczeństwa postindustrialnego na Zachodzie. Odbyło się to kosztem tradycyjnych klas społecznych grup zawodowych, w tym kosztem klasy średniej, często uważanej za fundament społeczeństwa kapitalistycznego. Podstawowym przejawem ekonomicznym wzrostu znaczenia klasy kreatywnej był bezwzględny i względny, bardzo gwałtowny wzrost dochodów jej przedstawicieli. Poskutkowało to dynamicznie narastającymi nierównościami: podczas gdy dochody wąskiej warstwy w społeczeństwie wzrastały w ogromnym tempie, realne dochody reszty utrzymywały się bez zmian, a nawet spadały.

Taki system, aby był możliwy do utrzymania, wymagał uzupełnień we wspomnianej umowie społecznej. Skutki tych uzupełnień, mające powstrzymać narastanie napięć społecznych wynikających z narastających nierówności, dziś ujawniają się w całej okazałości. Po pierwsze, konieczne było dofinansowanie potrzeb i marzeń klas tracących wskutek zmian zachodzących w społeczeństwie postindustrialną. W USA odpowiedzią stała się polityka taniego kredytu oferowanego przez instytucje prywatne. Państwo ją umożliwiło liberalizując regulacje kredytowe, prowadząc politykę niskich stóp procentowych i tworząc warunki do konwersji kredytów na inne instrumenty finansowe. To ostatnie, przynajmniej pozornie – jak już dziś wiemy, zmniejszało ryzyko ponoszone przez banki. Taka polityka, nie dość, że redukowała napięcia społeczne, to jeszcze przyczyniała się do wzrostu dzięki rozpędzeniu wewnętrznego popytu na domy, samochody i inne dobra i usługi. Rozwiązanie niemal idealne: to instytucje prywatne, za pośrednictwem „bezpiecznych” kredytów zaczęły prowadzić coś na kształt polityki społecznej włączając ubogich w świat posiadania, własności, zakupów i sukcesu. W Wielkiej Brytanii, w latach 1990., sformułowana została inna odpowiedź na narastające nierówności: aktywna polityka społeczna państwa, polegająca zwłaszcza na rosnącej skali transferów do wykluczonych dających im możliwość kupienia substytutów sukcesu życiowego. Żadna z tych polityk nie była oczywiście odpowiedzią na narastające problemy społeczne, choć umożliwiała ich ukrywanie. Jednocześnie obie przyczyniły się do kłopotów ekonomicznych.

Dodatkowo, zewnętrznym uzupełnieniem tych umów społecznych stało się wsparcie rozwoju Chin, które doprowadziło do przekształcenia w światową fabrykę dostarczającą tanich produktów do tanich hipermarketów i dyskontów Zachodu. To zaś niejednokrotnie ubożejącym de facto szerokim warstwom społeczeństw Zachodu pozwoliło zachować wysoki standard życia, cóż że kosztem destrukcji lokalnego przemysłu oraz drobnego handlu i usług…

Taka polityka nie jest zresztą wyłączną domeną Anglosasów. W Unii Europejskiej bardzo podobna w duchu polityka prowadzona była wobec krajów peryferiów, zwłaszcza południowych. Kraje najlepiej rozwinięte wsparły je transferami, które przełożyły się na wzrost zamożności, ale nie realny rozwój. Dziś okazuje się, że zarówno polityka konwergencji, jak i polityka monetarna strefy Euro nie pomogła w rozwoju krajów takich jak Grecja, choć poprawiła sytuację ekonomiczną jej mieszkańców. Można powiedzieć, że transfery i polityka monetarna w UE, a zwłaszcza w strefie Euro przypomina nieco politykę krajów anglosaskich, tyle że została zaadresowaną do krajów i regionów, a nie konkretnych grup społecznych. Spokojna i stabilnie rozwijająca się UE, z dynamicznie rozwijającą się Północą została sfinansowana przez pomoc dla krajów PIIGS. Kraje te rozwijały infrastrukturę, boom przeżył tam sektor budowlany, a jednocześnie stawały się one coraz mniej konkurencyjne względem gospodarki niemieckiej, a ich zadłużenie rosło.

Koniec pierwszej dekady XXI wieku zweryfikował skuteczność opisanego powyżej modelu polityki. Strefy wykluczenia społecznego w krajach anglosaskich jak były, tak i są – a gdy zaczyna brakować pieniędzy ujawniają się w feerii protestów, jak ostatnio w Londynie. Kraje europejskiego Południa odkrywają właśnie, że wcale nie są tak blisko Niemiec czy Danii, jak mogłoby się jeszcze 4-5 lat temu wydawać. W dodatku zbyt duże by zbankrutować banki, podobnie zbyt duże by zbankrutować kraje członkowskie UE, musiały zostać wsparte ad hoc zorganizowaną pomocą. W przypadku programów ratowania instytucji finansowych w USA, których wartość w samym tylko 2008 roku przekroczyła 1,2 biliona USD[2], pomoc ta pozwoliła, jak wskazują niektórzy, ocalić w niemal nienaruszonej formie majątki finansowej oligarchii, w którą przede wszystkim uderzyłoby załamanie globalnego systemu finansowego. Podobnie, pomoc UE dla Grecji (oraz Portugalii czy Irlandii) umożliwia spłacanie pożyczek udzielonych tym krajom przez banki komercyjne, głównie niemieckie i francuskie. W obu wypadkach wątpliwości budzi charakter pomocy: na ile ma ona na celu utrzymanie dobrobytu i rozwój, a na ile – kosztem społecznym – realizuje interesy dość wąskich lobby.

Ta nowa odmiana neoliberalnej polityki prowadząca do „prywatyzacji zysków i uspołeczniania kosztów” traci jednak rację bytu. Coraz trudniej będzie o kolejne zastrzyki finansowe dla państw i instytucji finansowych, gdy świat stoi wobec ryzyka kolejnego kryzysu, w dodatku w warunkach globalnej inflacji. A, co gorsza, na razie alternatywnych pomysłów (które politycy zechcieliby wprowadzić w życie) brak.

Piotr Koryś, adiunkt w Katedrze Historii Gospodarczej Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.


[1] Anders Aslund: To Zachód jest w kryzysie, a nie cały świat, wyborcza.biz 12.08.2011, http://m.wyborcza.biz/biznes/1,106622,10055440,Idzie_nowe.html

[2] Ostatnio Bloomberg opublikował dane o tej pomocy, bo w końcu decyzja Kongresu USA spowodowała, że FED musiał je ujawnić. http://www.bloomberg.com/news/2011-08-21/wall-street-aristocracy-got-1-2-trillion-in-fed-s-secret-loans.html

Tagi: ,

Komentarze są niedostępne.